:)

:)

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 20

(Od autorki) Już jestem. Byłabym wczoraj, ale nie dało rady, bo że tak powiem ktoś inny organizował mi dzień. Dziękuję wam za to, że jesteście tacy cierpliwi i wyrozumiali. Naprawdę te słowa otuchy bardzo mi pomogły. Internet łączy ludzi co ;) Powinnam przeprosić za to, że napisałam, że nie zrozumiecie moich problemów, ale po prostu powiedzmy, że w życiu ze strony ludzi przydarzyło mi się więcej złego niż dobrego.
Ale nie przeciągajmy. Proszę bardzo, oto rozdział.

***



- Czy nie masz wrażenia, że o czymś zapomnieliśmy ? – Hinata zwróciła się do swojego chłopaka.
- Też masz takie uczucie ?
Ta ich ucieczka z przyjęcia była już odrobinę przydługa. Ile to już tak przesiedzieli w pokoju blondyna, ciesząc się tylko swoją obecnością ? Zdaje się, że było tego około 30-40 minut.
- Nie wiem, czy mamy na myśli to samo, ale coś jest nie tak – rzekł Naruto i rozejrzał się po pokoju, mając nadzieję, że coś go oświeci.
- Ech, ja chyba już wiem – powiedziała powoli dziewczyna i wskazała palcem na małą, srebrną i pustą miskę, w stojącą kącie.
Oboje wymienili spanikowane spojrzenia.
- Gdzie Kurama ?! - krzyknęli jednocześnie i wybiegli z pomieszczenia.
- Sprawdzę pokoje chłopaków. Może tam się ukrył – zdecydował Uzumaki.
- W takim razie ja zajrzę do pokoi dziewczyn – powiedziała Hinata i zbiegła po schodach na dół.
Naruto zajrzał najpierw do Gaary i Kankarou. Pusto. Potem Neji i Lee. Też pusto. Na koniec pokój Sasuke. Tam przebywał najkrócej. Kto normalny trzyma w sypialni długiego, obślizgłego gada ? W dodatku takiego, który patrzy tak jakby chciał cię zjeść ?
Zszedł na parter i od razu natknął się na granatowo-włosą.
- U dziewczyn go nie ma – odpowiedziała na jego nieme pytanie.
- Na górze tak samo. To znaczy, że… - odwrócili głowy w stronę pokoju, z którego dochodziły dźwięki muzyki i rozmów.
- Nie dobrze – skwitowali krótko swoją sytuację.
Zajrzeli do pomieszczenia z takim strachem, jakby zaraz mieli ujrzeć wszystkich swoich przyjaciół pozagryzanych na śmierć, ale wszystko było w normie. Tak samo jak, gdy ich zostawiali.
- Zapadł się pod ziemię, czy co ?
- Może po prostu… - Hyuga nie zdołała dokończyć zdania przez głośny lament Chojiego. Stał po ich prawej strnie, przy stole i był bliski płaczu.
- Ja nic nie rozumiem ! Nie zwariowałem, więc czemu żarcie samo znika ?! Panie, dlaczego mi to robisz ?
- Choji-kun, spokojnie – Hinata spróbowała go uspokoić, a wtedy blondyn skorzystał z okazji i zajrzał pod obrus. Rude psisko i mnóstwo jedzenia. No, oczywiście.
- Co jest ?
Znikąd pojawił się Nara. Udało mu się w końcu wykręcić od tańczenia i mógł na chwilę odsapnąć. Temari znalazła sobie inne ofiary, a mianowicie swojego starszego brata, któremu właśnie robiła awanturę.
Naruto na jego widok szybko puścił obrus i stanął tak, jakby chciał przesłonić cały stół.
- Shikamaru… - zabeczał biedny Akimichi. Przez łzy nie mógł nic więcej wykrztusić.
- Daj spokój stary. Jak chcesz to postawię ci obiad w piątek.
Na słowo „obiad” chłopakowi zaświeciły się oczy, ale po usłyszeniu "w piątek” od razu zgasły.
- Co ? To za sześć dni. Umrę z głodu do tego czasu.
- Przykro mi, wcześniej nie dam rady. Od poniedziałku do czwartku pracuję.
Trudno opisać szok jaki poczuli wszyscy znajdujący się w pokoju. Ino zaskoczona, tak się cofnęła pod ścianę, że niechcący wyłączyła radio. Czternaście osób gapiło się na Shikamaru, a oczy wychodziły im z orbit. Jedyna Temari była zaznajomiona z tą nowiną i nie okazywała zdziwienia. Gdyby to był film, w tle wszyscy usłyszeliby cykanie świerszcza.
Pierwszy ciszę przerwał Kiba.
- Chyba za dużo wypiłem. Mam majaki słuchowe.
- Ja też mam, a nie wypiłem ani kropli – odezwał się Lee.
Wszyscy natarli na przyjaciela, zadając masę pytań np. „Gdzie pracujesz ?” ; „Zwariowałeś ?” ; „Umierasz ?”.
Naruto natomiast poskromił ciekawość i wykorzystując całe to zamieszanie, porwał swojego psa na ręce i czym prędzej wyniósł go stamtąd.

***

- Po co za nami idziesz ? – Sasuke w końcu nie wytrzymał i skierował owe pytanie do Nary.
Był poniedziałek, dwa dni po przyjęciu i Uchiha wraz z Naruto, Hinatą i Sakurą szli na swoje zajęcia taijutsu. Co dziwne, całą drogę włóczył się za nimi Shikamaru.
- Mówiłem, zaczynam pierwszy dzień roboty. Co poradzę, że muszę iść tą samą drogą co wy. Spoko, to dla mnie też upierdliwe – rzucił i wyminął go, wybijając się na przód.
- Musi być taki tajemniczy ? Mógłby chociaż powiedzieć, gdzie dostał tą pracę – odezwała się Sakura.
„Ale przynajmniej nie łazi gdzieś po nocach jak twój chłopak” myślał Uzumaki, ale nie odważył się tego powiedzieć na głos. Mimo, że upłynęło już trochę czasu, chłopak nie mógł zapomnieć o dziwnym zachowaniu swojego przyjaciela. Od czego się zaczęło ? Najpierw obojętność wobec agresji Mizukiego i łażenie gdzieś po nocach, potem względny spokój, aż tu nagle staje się… miły. Albo ma urojenia, albo tu coś nie gra. Sasuke i „miły” to jak zestawienie Hinaty ze słowem „anarchistka”. Ewidentnie nie pasuje.
Shikamaru szedł na czele grupy, ale co jakiś czas zerkał za siebie, jakby chciał sprawdzić, czy reszta na pewno za nim idzie. Przystanął dopiero pod dojo, czy jak to się tam nazywa. Wyjął papierosa, zapalił i ze skupionym wyrazem twarzy… zaczął przyglądać się budynkowi ? Zupełnie jakby chciał policzyć z ilu cegieł został zrobiony budynek, przynajmniej zwykły obserwator by tak stwierdził.
Grupka po prostu go minęła, nie przejmując się jego dziwactwami i weszli do środka. Tam udali się do swoich szatni. Przebrani w swoje stroje do ćwiczeń i z założonymi ochraniaczami poszli na salę. Jednak po przekroczeniu progu stanęli jak wryci.
Było tam tylko sześć osób. Neji, Lee oraz Tenten stali oparci o ścianę z jakimś mężczyzną, którego dziewczyny widziały po raz pierwszy. Wyglądał zupełnie jak wyrośnięta wersja brewki, a jego uśmiech zdawał się oślepiać. Jak nic, używa za dużo wybielacza do zębów.
Kawałek obok nich stał Kakashi, a obok niego…Nara Shikamaru z notesem i długopisem.
- O, jesteście już. Wchodźcie, wchodźcie – Kakashi przywoływał ich gestem do siebie.
- Kto to jest ? – spytała, szeptem Hinata chłopaków, wskazując głową na nieznajomego jej mężczyznę.
- A to jest Gai-sensei. Uczy drugą grupę – wyjaśnił Naruto, a potem dodał – Przed zawodami, na trening przychodzą tylko zawodnicy, a reszta jest zwolniona. Zwykle wybiera się tylko kilka osób więc można połączyć grupy i ćwiczyć razem.
- Mówiąc kilka osób masz na myśl nas i tą trójkę – rzekł Sasuke, wskazując na ich przyjaciół – Gdyby nie wy… - zwrócił się do dziewczyn - …to byłby czwarty rok z rzędu, gdy tylko nasza piątka zostałaby wybrana.
Słowa te, podniosły Hinate i Sakure nieco na duchu. W końcu to oznaczało, że według senseia są całkiem dobre w te klocki.
- Ha ! Znów wystawiam trzech joninów, a ty tylko dwóch Kakashi ! Musisz się wziąć do pracy ! Co to za radość mieć rywala i wciąż być górą ! – wykrzyczał Gai-sensei, energicznie przy tym gestykulując.
- Tak, tak – zbył go Hatake, odkładając na bok swoją ukochaną książeczkę.
- Co ty tu właściwie robisz ? – Uchiha zadał to pytanie Shikamaru, chyba w imieniu większości osób na sali.
- Pracuję jako asystent Kakashiego-sensei – odparł chłopak jakby nigdy nic, notując coś w swoim notesie.
- CO TAKIEGO ?! – krzyknęła cała siódemka.
Nikt z nich nie mógł zrozumieć, po co Kakashiemu w ogóle potrzebny jest asystent ? Przecież on nic nie robi. Ma mu przewracać strony w książce lub podwozić go do pracy by się nie spóźniał, czy co ?
- Kończmy te pogaduszki – oznajmił Hatake – Zawody już niedługo, więc dziś mamy trening grupowy, który będzie o godzinę dłuższy niż zwykle – zignorował wiwaty Lee i jęki niezadowolenia reszty – No to do dzieła !
Trzy godziny później jedynymi, którzy byli jeszcze w stanie trzymać się prosto na nogach byli Uzumaki i Rock. Nawet Uchiha był wykończony, choć starał się tego nie pokazywać. Nary nie wliczamy, on tylko się patrzył.
- Co wam przynosi ten trening, skoro po jednym dniu jesteście tacy wykończeni ? – spytał chłopak i zirytował się, bo skończyły mu się fajki.
- Ty się lepiej nie odzywaj – zagroziła mu Tenten – Siedziałeś i nic nie robiłeś. Można się było domyślić, że skoro dostajesz pracę, to musi być ona bardzo, BARDZO łatwa. Masz ty w ogóle jakieś obowiązki ?
- Niewiele – odpowiedział po zastanowieniu.
- No właśnie – w tym momencie wyszli na zewnątrz i wszyscy westchnęli z ulgą, czując zimny wietrzyk – Ach, mogłabym tak jeszcze postać.
Naruto widząc swoją dziewczynę, trzymającą się za kolana, podszedł do niej i powiedział z łobuzerskim uśmiechem:
- Jak chcesz to mogę cię znowu ponosić.
- Nie, nie trzeba – powiedziała i szybko się podniosła. Dobrze, że nie widać rumieńca i tak jest cała czerwona na twarzy. Chłopak cicho się zaśmiewał i ucieszył się, że wciąż może ją złapać w chwilach zakłopotania w jego obecności.
Wtedy coś błysnęło i blondyn automatycznie odwrócił się w tę stronę, ale zobaczył jedynie czarnego vana zaparkowanego po drugiej stronie ulicy.
„Dziwne. Skąd ten błysk ?”
Szybko jednak o tym zapomniał, wziął Hinate za rękę i poszli wszyscy w stronę domu. Na samym końcu szedł Shikamaru, który w pewnym momencie przystanął i obejrzał się za siebie, skupiając wzrok na vanie. Zwęził nieco oczy.
On też zauważył ten błysk.
Tymczasem, w tym aucie, mężczyzna przeklinał siarczyście, wypominając sobie swoją głupotę. No jak można nie wyłączyć flesza ? Przecież to błąd nowicjuszy. Lepiej, żeby o tym nie wspominał szefowi, bo mógłby ponieść surowe konsekwencje.

***

Następnego dnia Naruto i Hinata spędzili cały dzień na przenoszeniu rzeczy dziewczyny z akademika do nowego mieszkania. Przy okazji przemycili psa, co skończyło się dla blondyna kilkoma zadrapaniami i ugryzieniami, ponieważ Kurama nie kwapił się za bardzo do współpracy.
Naruto z pewną ulgą stwierdził, że dziewczyna przestała się przejmować tym „pasożytowaniem na rodzicach” i zaczęła czerpać przyjemność z tego, że po raz pierwszy w życiu będzie mieszkać na własną rękę. Do tego dochodziło to miłe uczucie, gdy widział, że nie rozstaje się ona z nowym naszyjnikiem.
Uzumaki wnosił właśnie, do salonu karton pełen książek,kiedy Hinata wychodziła z sypialni. Kończyła układać tam swoje ubrania.
- Ehm, wiesz… - zaczęła niepewnie – Została mi jeszcze jedna, pusta szuflada.
- To super. Mosz dodatkowe miejsce – nie zrozumiał aluzji.
- A może…chciałbyś parę swoich rzeczy przynieść tutaj ? – spróbowała bezpośrednio.
Chłopak omal nie upuścił pudła. Spojrzał na nią. Była zdecydowana, ale jednocześnie bała się jego odpowiedzi. Lecz, kiedy zobaczyła jego uśmiech, wszystkie obawy zostały rozwiane.
Tak oto Naruto otrzymał własną szufladę w domu Hinaty. Jednakże nie chcieli jeszcze zamieszkiwać razem na stałe. Oboje musieli przyznać, choć niechętnie, że to trochę za szybko, a poza tym blondyn uważał, że wtedy to on wyjdzie na pasożyta, a tego za wszelką cenę nie chciał.

***

Zbliżał się wieczór, dnia 31 grudnia. Sasuke siedział w fotelu i próbował ignorować natarczywe spojrzenie swojego brata. Od wigilii nie rozmawiali ze sobą i przez to atmosfera w pokoju była bardzo napięta.
- Nie wiem po co tu przyszedłem – rzucił chłopaka i wstał z zamiarem wyjścia.
- Poczekaj – Itachi próbował go zatrzymać – Nie chce byśmy byli w takich stosunkach. Zapomnę o twoim zachowaniu, jeśli podasz mi jego powód.
- To w takim razie musi zostać tak jak jest. A teraz wybacz, śpieszę się – wyszedł na korytarz.
Zerknięcie na drzwi.
- Znowu ? Gdzie ty się tak ciągle śpieszysz ? – Itachi wciąż za nim szedł. Był zaniepokojony.
- Umówiłem się ze swoją dziewczyną – młodszy Uchiha wiedział, że nie może ciągle zbywać brata kłótnią, a Sakura stanowiła dobrą wymówkę.
- Naprawdę ? – w jego głosie było słychać niedowierzanie.
- A coś ty taki zdziwiony ? – w sumie, gdyby Sasuke cofnął się w czasie o kilka miesięcy, sam byłby zaskoczony.
- No, tak jakoś. Po prostu ty i stały związek to…nowość.
- Jak widzisz, lubię zmiany – zapiął swoją kurtkę – To na razie – wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi.
Itachi kierowany jakimś niejasnym przeczuciem, a może to był impuls, podszedł do okna i obserwował swojego brata, który właśnie wsiadał do jakiegoś czarnego, sportowego wozu. Marka samochodu, te przyciemniane szyby… Niepokój wrócił do niego ze zdwojoną siłą. Zdecydowanym ruchem wyjął z kieszeni komórkę i wybrał pierwszy numer z historii połączeń. Ktoś odebrał po dwóch sygnałach.
- Tu Uchiha…Tak…Możesz coś dla mnie sprawdzić ?

***

Z zewnątrz wygląda to jak zwykły klub, ale piętra oraz podziemia dostępne są tylko dla wybranych osób. Tym razem Uchiha Sasuke był jednym z „wybranych”.
Szedł na czele, a za nim podążali po kolei Suigetsu, Jugo i Karin. Ruchomymi schodami zjechali na dół, a tam dwójka równie potężnych jak Jugo goryli wpierw przeszukała ich dokładnie, a później przejęli rolę szatniarzy i wzięli od nich kurtki. Po tym mogli wejść na przyjęcie.
Uchiha dokładnie zilustrował całe pomieszczenie. Wydawało się większe niż cały klub nad nimi. Pośrodku stał okrągły bar, z szeregiem butelek. Dodatkowo półmrok, kolorowe światła, trochę mgły, głośna muzyka. Nic nie zwykłego chyba, że weźmie się pod uwagę, że wszyscy goście byli pod krawatem, oraz obecność tańczących na blacie baru, półnagich dziewczyn.
Ludzie tutaj, na pewno nie należeli do mafii. Przedstawiali zbyt żałosny, według Sasuke, obraz. Pomimo eleganckiego wyglądu, ich zachowanie pozostawało wiele do życzenia. Flirtowali z paniami, wypijali kieliszek za kieliszkiem, palili drogie cygara, a niektórzy patrzyli na striptizerki jak chorzy napaleńcy i nie ukrywali tego.
Wszedł pomiędzy tłum i zwrócił się do Suigetsu.
- Kim są ci ludzie ?
- Politycy, ambasadorzy, potentaci i takie tam. W każdym razie ludzie przy kasie. Ale nasi też się znajdą. Na przykład tamten – wskazał na mężczyznę siedzącego z boku na sofie w towarzystwie dwóch kobiet – Diler broni. To od niego masz pistolecik.
- Muszę mu podziękować – zakpił. Chciał zapytać o coś jeszcze, ale wtedy pewna sytuacja zwróciła jego uwagę. Jedna z kobiet trzymała między zębami tabletkę, którą właśnie wsuwała do ust owego dilera.
Chłopakowi zachciało się śmiać. To jak przyjęcie firmy produkującej garnki, tyle że zamiast garów kupuje się prochy. Ciekawy pomysł. Teraz parę rzeczy ma sens.
Jeśli komuś odbije, zbyt dużo wypije albo…połknie sporo tabletek, to przede wszystkim trzeba tego kogoś wyrzucić po cichu tak by nie robić zamieszania, a dwóch takich mięśniaków jak ci przy wejściu na pewno zwrócą uwagę. Co innego taka czwórka jak oni, którzy mogą działać po cichu.
To był już kolejny dowód na to, że ta drużyna nie stoi zbyt wysoko w hierarchii organizacji. Jedyne co robią to odwalają brudną robotę. No, może to jest złe słowo. „Brudną robotą” zajmują się specjaliści.
Rozdzieli się aby mieć oko na każdy kąt. Uchiha nie wiedział tylko, że ktoś ma oko na niego. A mianowicie chłopak w przydużych okularach, który zajmował się sprzątaniem ze stolików. Przynajmniej oficjalnie dla wszystkich, ale nie dla niego.
Niecierpliwie poprawił te okulary, które służyły mu jedynie za kamuflaż.
- Są takie upierdliwe – powiedział sam do siebie.

***

Od lat szesnastka Konohy miała swoją tradycję. Sylwester woleli spędzać w swoim gronie, ale nie po cichu w domu. Co roku wybierali się wszyscy razem na plac główny w centrum miasta, gdzie większość mieszkańców chodziła puszczać fajerwerki. Zaczęło się to, gdy mieli trzynaście lat. Wtedy przychodzili tu z rodzicami, albo opiekunami.
Tym razem tradycja po raz pierwszy została złamana. Nie byli w komplecie, zabrakło Sasuke oraz Shikamaru. Ten pierwszy nie próbował nawet podać żadnej wymówki, po prostu powiedział, że nie idzie. Ten drugi natomiast wyjaśnił, że przyjeżdża do niego, dawno nie widziane kuzynostwo i musi zostać w domu, ale wyrobi się i zjawi przed północą.
Dochodziła już jedenasta godzina i wszyscy łazili bez celu po mieście. Nie czuło się tej atmosfery, zwłaszcza ze zdołowaną Sakurą i cichym Naruto. Podły nastrój dawał się wszystkim we znaki.
Blondyn był jakiś nieobecny. W myślach dopisywał sobie do listy pt: „Dziwactwa Uchihy”, że łażenie po nocach wciąż jest aktualne. To zaszło za daleko. Musi zacząć działać i z nim pogadać. Zrobi to przy następnej okazji. Czuł przez skórę, że coś jest nie tak… - zerknął na Haruno, idącą za nim, trzymającą ręce w kieszeniach i patrzącą posępnie na ziemię -…i zdaje się nie tylko on.
Hinata próbowała wymyślić jak polepszyć im humor, odciągnąć ich od ponurych myśli. W końcu jednak zdecydowała, że Sakurą lepiej zajmą się Tenten z Temari, a ona zajmie się jej priorytetem.
Trzymając chłopaka za rękę, sprytnie zrobiła kilka manewrów tak, że skończyli na samym końcu pochodu. On się chyba nawet nie zorientował.
- Wiesz, co mi się nie podoba w tym dniu ?
- Nie, co ? – wrócił na ziemię.
- Na placu prawie nic nie widać. Jedynie te fajerwerki, które zostaną tam wypuszczone. Zawsze chciałam zobaczyć jak to wygląda w całym mieście.
- Szczerze, to ja też – przyznał.
- To chodź – pociągnęła go w stronę z której przyszli – Mam pomysł.
- Ale oni… - obrócił głowę w stronę grupki, która wyglądała teraz jak kondukt pogrzebowy – Co ja gadam ? Spadamy – rzucił i oboje pobiegli w przeciwnym kierunku.

***

-Co…co ty – czknięcie – Ty…ty nie wiesz..esz kim ja je..jestem ? I co ci mo..mogę…
Sasuke wkurzony do granic możliwości, ciągnął po ziemi pijanego faceta, który przed chwilą awanturował się na sali. Wyciągnął go stamtąd i teraz kierował się w stronę tylnego wyjścia.
- Gówno mnie to obchodzi – pociągnął go za marynarkę i wyrzucił za drzwi – Zjeżdżaj.
- Po..podaj nazwisko, a…a tak cię urządzę, że…że – mężczyzną zaczął machać mu pięścią przed nosem.
- Uchiha, a teraz spieprzaj – bez obaw podał swoje dane. Gość i tak nie będzie nic jutro pamiętał. Nie spodziewał się jednak takiej reakcji.
Facet w jednej chwili rozszerzył z przerażenia oczy i odsunął się od niego jak najdalej. Wyglądało na to, że przez dźwięk jego nazwiska automatycznie wytrzeźwiał.
- Przepraszam, ja naprawdę przepraszam. Już mnie nie ma – powiedział na jednym wydechu po czym szybko pobiegł w kierunku parkingu, raz się przewracając.
Sasuke stał w progu, kompletnie zdumiały. Co to w ogóle była za reakcja ? Pierwszy raz czuł, że…nie kapuje co się właściwie przed chwilą stało.
Wrócił na dół, na to całe „przyjęcie” i odnalazł wzrokiem Suigetsu. Z nim najlepiej mu się udawało porozumieć.
-  Wychodzę – oznajmił mu krótko.
- Co ? Ej, czekaj nie możesz.
- Mam to gdzieś, wychodzę – ruszył w stronę wyjścia, ignorując krzyki biało-włosego, że będą konsekwencje i takie tam. Musiał stamtąd wyjść. Miał tego dość.
Oprócz niego, budynek opuścił jeszcze jeden chłopak przebrany za kelnera i ruszył w ciemną noc. Musiał znaleźć miejsce by się przebrać.

***
Ostatnie pięć minut przed północą przedstawimy z trzech różnych perspektyw.
Pierwsza:
Sakura siedziała na murku i ze złością przypatrywała się Ino i Saiowi trzymającymi się za ręce. Czuła, że mogłaby w tej chwili roznieść ten plac i budynki wokół w drobny pył, ale i jednocześnie oszaleć ze zmartwienia. Co za rozdarcie.
- Czemu sama tu siedzisz ? Wyglądasz jak socjopatka.
Poderwała się na dźwięk, dobrze znanego jej głosu. I rzeczywiście, tuż za nią stał Sasuke.
- A ty co tu robisz ?
- Co roku tu przychodzimy, nie ?
- No co za odkrycie ! Jeśli dobrze pamiętam to masz lepsze zajęcia, więc zjeżdżaj.
- Lepsze ? – przypomniał sobie bełkoczącego gościa, którego musiał taszczyć – Tego bym nie powiedział.
- Ale i tak wybrałeś to zamiast mni… to znaczy nas – szybko się poprawiła.
- Wyboru nie miałem, ale uwierz wolałbym być tu – tak naprawdę to nawet wolał wywozić ludzi na pobicie do lasu. To byłoby nieprzyjemne, ale bardziej znośne.
- Nie mieszaj mi w głowie. Skończ z tą tajemniczością i po prostu powiedz !
- Nie mogę – nie czekając na jej kolejny wybuch, przyciągnął ją do siebie i przytulił.
Sakura lekko zszokowana tym gestem, znieruchomiała. To nie było typowe zachowanie jej Sasuke.
- Ostatnie dni nie były dla mnie proste i prawdopodobnie, przyszłe też nie będą – mówił cicho, ze szczerością w głosie – I jedyne o co cię proszę to o to, byś stała po mojej stronie.
- Przecież wiesz, że tak jest – odwzajemniła uścisk – Znów mącisz mi w głowie, prawda ?
- Tak i to jest zadziwiająco proste – Oho i złośliwy dupek wrócił.
Nie udało jej się odpowiedzieć, bo w tej chwili wybiła północ i wszędzie rozległy się huki wystrzałów.
- Najlepszego w Nowym Roku, Sakura – powiedział, głaskając ją po głowie.
Ona nic nie odpowiedziała, jedynie stała w jego objęciach i cieszyła się jego obecnością. Wciąż powtarzała sobie w myślach:
„Później, później będę o tym myśleć. Ale proszę, nie teraz”.

Druga:
- Już mało czasu zostało – rzekł Gaara, patrząc na zegarek – Jeszcze jakieś 4 minuty.
- Dokładnie to 3 minuty i 46 sekund – z tłumu wyłonił się Shikamaru i od razu podszedł do Temari, biorąc ją za rękę.
- Zdążyłeś w ostatniej chwili – blondynka, w duchu odetchnęła z ulgą, że jednak zdążył.
Dwaj bracia odsunęli się trochę na bok by dać parze odrobinę prywatności.
- Jak tam kuzynostwo ?
- Kłopotliwe i… bardzo rozwydrzone.
- Ta odpowiedź jest dłuższa niż się spodziewałam.
Chłopak objął ją lewym ramieniem. Wiedział, że nawet tak twarda osoba jak jego dziewczyna potrzebuje czasem trochę czułości, ale teraz sam jej potrzebował.
- Wiesz, że mnie usidliłaś, prawda ?
- Wiem – złapała za jego prawą dłoń – I jest to moje największe osiągnięcie.
- Dobrze wiedzieć, że nie planujesz nic większego – zobaczył nad głową Temari wtulonych w siebie Sakurę i Sasuke, po czym ciężko westchnął.
- W porządku ?
- Tak – równo z jego odpowiedzią wystrzelono w niebo fajerwerki, które rozświetliły nocne niebo.
- No to witamy w 2015 – rzekł krótko i pocałował blondynkę, zaskakując przy tym i ją i siebie.

Trzecia:
- Nie jestem pewna, czy możemy tu wchodzić, ale…
- Ale jest otwarte to wchodzimy – dokończył za nią Naruto.
Znajdowali się w budynku, w którym mieściło się mieszkanie Hinaty, a tak dokładniej to byli na dachu. Na tej wysokości wiał silny wiatr, toteż obojgu włosy ułożyły się w tzw. artystyczny nieład, ale dzięki krótkim fryzurom, nie przeszkadzało im to za bardzo. Ponieważ był to jeden z najwyższych wieżowców mieście, mieli widok na Konohę ze wszystkich czterech stron. Już bez fajerwerków scena była niesamowita.
Przez chwilę byli pochłonięci tym obrazem i wtedy nagle wszystko zaczęło wystrzelać. Dookoła pojawiło się pełno kolorowych światełek. Z prawej, lewej, z przodu i z tyłu było mnóstwo sztucznych ogni.
- Łał – wykrztusiła dziewczyna.
- Hinata, zobacz – wskazał palcem na jej szyję. Kryształek na łańcuszku odbijał światło tak, że wydawało się, że wciąż zmienia kolory. Świecił we wszystkich barwach tęczy.
- Piękny – szepnęła.
„Tak jak właścicielka”
Hinata z rozwianymi włosami i z iskierkami szczęścia w oczach, stanowiła cudowny i pociągający widok. A myśl, że którąś z tych iskier mógł sam tam umieścić, sprawiała, że serce biło mu szybciej.
Dotknął jej policzka, przykuwając jej uwagę.
- Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Hinatka.
Wydawało się, że są zupełnie sami, nie tylko tam, ale i na całym świecie. W dodatku frunęli nad Konohą, unoszeni przez wiatr, w blasku tysiąca kolorów. Uzumaki pochylił się by złożyć na jej ustach pierwszy i na pewno nie ostatni pocałunek w tym roku.
Nowy Rok oznacza nowy początek. Ale nasi bohaterowie nie wiedzieli, że dla nich będzie on końcem. Końcem normalnego, beztroskiego życia.
  

***

(Od autorki) Nie mam nic do dodania poza tym, że za 2 lub 3 tygodnie zamiast rozdziału będzie jednopartówka. To na razie, widzimy się za tydzień :D

5 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! :D ale muszę przyznać, że mnie nieco zaintrygowałaś ostatnim zdaniem haha :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. Cieszę się, że wróciłaś i wszystko ok. Rozdział jak zawsze ciekawy. Nie mam dużo do powiedzenia tak więc czekam ma więcej i posyłał dużo weny.

    Hebron

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki uroczy i happy <3
    No i oczywiście nie zabrakło mroku ze strony Sasuke, och w co nasze emo się wpakowało?

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział!
    Wiem, że dotychczas nie komentowałam, bo jestem tutaj dopiero od niedawna, ale w końcu nadszedł ten czas i mój pierwszy komentarz na tym blogu xd
    Więc rozdział ogólnie zasługuje na oklaski, z resztą jak zawsze ^^
    Kurama zjadający całe żarcie na imprezie, huh? Można sie było tego spodziewać ;-; Jak on mógł zrobić taką przykrość Choji'emu? No świnia nie pies, normalnie xD
    Jeśli chodzi o Shikamaru i pracę, nie noo, nie rób z Shika takiego leniucha ;-; no dobra może i jest leniem, ale nie aż takim.. Boże, już koniec, sama siebie pogrążam xD
    Zaintrygował mnie ten "błysk". Czy to nie aby ludzie Orochimaru ich śledzą? :o Na pewno xD Tylko jednego nie wiem.. Kto łaził za Sasuke po klubie? Kabuto, czy Shikamaru? :o Sądząc po okularach byłam przekonana, że to ten pierwszy, ale słowo "upierdliwe" pogmatwało wszystkie moje myśli ;-; I dlaczego ten awanturnik tak się bał młodego Uchihy? A może to ma coś wspólnego z Itachim?
    Końcówka świetna, a to ostatnie zdanie to aż mnie przyprawiło o gęsią skórkę :p
    No nic czekam na następny rozdział i trzymam kciuki, żebyś już więcej nie miała takich złych dni jak ostatnio :(

    + Jeśli masz ochotę to wpadnij na mojego bloga, dopiero zaczynam, więc notki nie są najlepsze, ale nikt nie zaczyna od perfekcji ;)

    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj, witaj! No ostatnie zdanie mnie zaintrygowalo. I przede wszystkim ten "ktoś" kto śledził sasuke to z pewnością shikamaru! (chyba, że się mylę) no a dochodząc do punktu kulminacyjnego mojego komentarza to mam nadzieję że już nic nie zatrzyma cie i nic nie sprawi Ci przykrości oraz ze następny rozdział pojawi się w terminie. Pozdrawiam i przesyłam zapas weny! :-D

    OdpowiedzUsuń