:)

:)

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 26

(Od autorki) Dobra, dostaję coraz więcej gróźb i boję się o swoje życie ;) Ale piszę dalej, czyli co ? Odważna ze mnie babka :P A tak w ogóle, stwierdziłam 2 rzeczy, kiedy przeczytałam 1 rozdział tej mini serii o Naruto Gaiden. Sasuke to totalny skurwysyn (inaczej się nie da tego nazwać), a Sakura to masochistka. Ta kobieta nie ma do siebie szacunku, serio.

***



- Co…co się stało ?
Hinata rozejrzała się po salonie, spanikowana. Przez chwilę zastanawiała się, co ją obudziło. Zły sen? Raczej nie, nic nie pamięta. Hałas? To możliwe.
Wstała z kanapy i przeszła się po mieszkaniu, zaglądając w każdy kąt. Niczego, ani nikogo nie znalazła, a jednak niepokój pozostał. Sprawdziła czy drzwi, aby na pewno są dobrze zamknięte. Tą samą czynność powtórzyła ze wszystkimi oknami, pomimo, że mieszkała na ostatnim piętrze.
Staranne upewnienie się, czy nikogo nie ma w mieszkaniu, nie na wiele się zdało. Poszła do łazienki, by przemyć twarz zimną wodą, w nadziei, że to uspokoi jej nerwy. Zerknęła na swoje odbicie w lustrze, nad umywalką. Pod jej spuchniętymi i czerwonymi oczami były wory, jakby nie spała od kilku dniu. Jej włosy zaczynały być lekko tłuste. W dodatku ta jej bladość. Wyglądała jak chodzący trup i tak się czuła. Tylko kilka godzin i taka zmiana w człowieku.
Poczuła lekkie zawroty głowy, więc wyszła z łazienki, poszła do salonu i położyła się z powrotem na kanapie. Okryła się kocem i zwinęła w kłębek. Nie mogła spać w swoim łóżku. Już próbowała i wciąż czuła ten zapach…jego zapach.
Zacisnęła mocno powieki, modląc się, aby sen szybko przyszedł. Tylko podczas snu mogła się uwolnić od tego bólu i uczucia samotności. Tak silnej, że aż nie do zniesienia. Pragnienie poczucia chwilowej ulgi, w końcu pozwoliło jej zasnąć.
Nie wiedziała jedynie, że nie tylko ona poczuła ten dziwny niepokój. Kurama, który korzystał z nieobecności właścicieli i spał na ich łóżku, obudził się w tym samym momencie co jego pani i krążył po sypialni. Skamlał cicho, chodząc w kółko. Jakby szukał sposobu na to by się wydostać z klatki.

***

Sasuke przez całą noc chodził po ulicach miasta. Najdziwniejsze, było to, że nie zdawał sobie sprawy z upływu czasu. Dopiero, gdy zaczęło świtać zdziwił się, że potrzebował aż tyle czasu by uporządkować w głowie wszystkie sprawy.
Przeszedł całą Konohę chyba wzdłuż i wszerz. Nikt go nie zaczepił, ani nie próbował okraść. Zupełnie jakby nad jego głową świecił neon o treści: Nie podchodzić, bo w pysk!
Można powiedzieć, że zatoczył koło, ponieważ i tak musiał wrócić pod swój stary dom. Zostawił tam swój motor. Lecz zamiast nim pojechać, po prostu poprowadził go w stronę akademika. Kiedy go zaparkował i wszedł do środka, tak jak się spodziewał, poczuł że znalazł się w nierzeczywistym świecie. Wszystko tu było takie znajome, dobre…a jednocześnie obce. Może dlatego, że nie czuł się już sobą.
Poszedł na górę, do swojego pokoju. Wąż w terrarium zasyczał na jego widok. Widząc swoje łóżko, Uchiha poczuł skutki całonocnego spaceru. Nie zawracał sobie głowy tym, by się przebrać. Zasnął kamiennym snem, gdy tylko jego ciało dotknęło materaca.
Półtorej godziny później Sakura, gwałtownym ruchem otworzyła drzwi jego pokoju.
- Sasuke, nie widziałeś… - urwała, kiedy zobaczyła, że ten wciąż śpi. Zaskoczyło ją jednak, że we wczorajszym ubraniu.
Podeszła do jego łóżka, przykucnęła i dotknęła jego włosów. Nie poruszył się pod wpływem jej dotyku, choć zwykle miał lekki sen. Głaszcząc go po głowie, dziewczyna wyczuła na niej guza. Musiał bardzo mocno nią w coś uderzyć.
- Boże, co ty robiłeś ?
Jest poobijany i wyczerpany, a ona nie wie dlaczego? Ani co się w ogóle stało?
Wstała z klęczek i przykryła chłopaka kocem. Pod kołdrą byłoby mu za gorąco. Potem delikatnie dotknęła wargami jego czoła.
- Przepraszam – wyszeptała – Zrobię coś byś zrozumiał, że jestem z tobą. Nie ważne w co się wpakowałeś.
Wyszła z pokoju, posyłając Sasuke jeszcze jedno, współczujące spojrzenie.

***

Hinate obudził dzwonek do drzwi. Na początku nie chciała ich otwierać, ale pomyślała, że nie może się tutaj chować do końca życia. Niewiele się zastanawiając, wstała i poszła je otworzyć. Nie zerknęła nawet przez wizjer.
Na progu stała uśmiechnięta Sakura. Jej wesoła mina, zmieniła się w zatroskaną, gdy zobaczyła w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
- Cześć Hi… O matko – przyłożyła swoją rękę do czoła Hyugi – Co ci się stało? Jesteś chora?
Hinata zadrżała. Nie z zimna, lecz co ciekawe, ze złości. Szybkim ruchem, odtrąciła rękę przyjaciółki, wprawiając ją w zdumienie.
- Hinata? – rzuciła Haruno, w osłupieniu.
- Po co przyszłaś? – spytała dziewczyna, niby zdawkowo, a jednak z nutą wrogości. Grzywka opadała jej nieco na oczy. Dzięki temu granatowo-włosa mogła, w miarę możliwości, ukryć swoje emocje.
- Ja… - dziewczyna była mocno zdezorientowana, tak niecodziennym zachowaniem przyjaciółki – To znaczy… Niedługo zaczynają się wykłady i… chciałam o czymś porozmawiać z Naruto, więc pomyślałam…
- Jego tu nie ma, a ja na żadne zajęcia nie idę. Wyjdź – odwróciła się plecami do Sakury i zostawiła ją samą w przedpokoju. Haruno dopiero po chwili się otrząsnęła i pobiegła do salonu za Hyugą.
- Moment, co znaczy, że nie idziesz? – Sakura zauważyła wtedy rozłożone posłanie na dużej, białej kanapie – Co to, spałaś tu?
- Tak. Możesz już wyjść?
- Nie – różowo-włosa podeszła do okien i rozsunęła rolety – Tak lepiej. Było tu ciemno jak w grobie A teraz – zaczęła popychać Hinate w stronę łazienki – Idź się umyj, a potem pogadamy.
- Możesz mnie nie dotykać! – dziewczyna ponownie ją odepchnęła. Przez ten gwałtowny ruch, grzywka Hinaty rozwiała się i Haruno mogła zobaczyć jej spojrzenie. Z wrażenia wstrząsnął ją dreszcz. Białe oczy iskrzyły złością, wyrzutem i niczym więcej. Ale jednocześnie były pozbawione blasku, zupełnie jakby uszło z nich życie. Były takie matowe…i smutne.
„Co…Do licha co mogło ją doprowadzić do takiego stanu?”
- Dobrze – odrzekła spokojnie, odsuwając się od Hyugi – Nie dotknę cię, ale masz mi wszystko powiedzieć. Czemu Naruto tu nie ma?
- Był, ale go nie wpuściłam – powiedziała Hinata, a raczej mruknęła.
- Dlaczego? Przecież byliście wczoraj umówieni. Czekałam z nim na ciebie i…
- Jak możesz pytać?! – Sakura aż podskoczyła na ten niespodziewany wybuch. Rozdrażnienie zaczęło jej się udzielać.
- Pytam, bo nie rozumiem! Jaki był niby powód, aby…
- Widziałam – przerwała jej wpół zdania – Widziałam jak na mnie czekaliście – Hinata położyła nacisk na słowo „jak”. Haruno jednak nic z tego nie zrozumiała i zamrugała szybko powiekami.
- Jak ? Normalnie czekaliśmy, a jak niby można czekać? Skoro przyszłaś to czemu się nie ode…
- Dlaczego? – spytała cicho Hyuga, bardziej w przestrzeń niż do przyjaciółki – Dlaczego oboje tak się zachowujecie? Jakby się nic nie stało. Ja nigdy bym się nie spodziewała, że wy… Nie rozumiesz?! Nie rozumiesz, że powiedzenie mi prawdy jest mniej bolesne niż ukrywanie tego?!
- Ale czego Hi… - różowo-włosa zobaczyła jak Hinata siada na podłodze – Hinata, słabo ci? – przestraszyła się, że coś jej jest.
- Kiedy przyszłam wy…byliście zajęci…sobą...
- Że co? O czym ty…
Sakura zawahała się na chwilę. Coś jej wpadło do głowy.
Sakura, nienawidzę ludzi, którzy okłamują samych siebie.
„Nie mów, że…że ona wtedy…i pomyślała, że…”
Haruno nie potrafiła powstrzymać chichotu. No czegoś takiego to już dawno nie widziała. Nieporozumienie jak z telenoweli. O rany, naprawdę chciało jej się śmiać.
- Ty…ty się śmiejesz?! – w głosie Hinaty słychać było niedowierzanie.
Sakura jakby się otrząsnęła. Zdała się sobie sprawę, że z perspektywy przyjaciółki zachowuje się jak suka. Zaczęła energicznie potrząsać głową i rękami.
- Nie sorry, sorry. Tylko… - powstrzymała wesołość – Ja nie mogę, ale ty masz wyczucie czasu!
- No mam – odparła i spięła się w sobie, czekając na najgorsze.
- I ty…załamałaś się, bo myślałaś, że Naruto i ja… - zakryła usta dłonią, z obawy, że się nie powstrzyma i znów parsknie śmiechem. Taka afera i w dodatku o takie głupstwo. Może i głupstwo, ale Hyuga wzięła to na poważnie – Kurde, jakby ci to… - zastanowiła się chwilkę – Wstawaj – nakazała jej po chwili. Zaskoczyła tym dziewczynę na ziemi – Nie podniosę cię, bo znów dostanę. No dalej, do góry!
Hinata niepewnie wstała i obserwowała poczynania Sakury, która szukała czegoś na jej półce z książkami.
- O, ta może być – z jednej z przegródek, wyjęła tom encyklopedii, całkiem sporych rozmiarów. Potem stanęła tyłem do wejścia do pokoju i położyła książkę na ziemi – Chodź tu – przywołała ją ruchem dłoni.
Hyuga stanęła naprzeciwko różowo-włosej. Nie widziała o co tej chodzi. Była zupełnie zbita z tropu.
- Co ty…
- Przepraszam, mam nadzieję, że nie zniszczę książki. Ale chyba aż tak ciężka nie jestem – Sakura stanęła na encyklopedii, co dodało jej kilkunastu centymetrów. Później złapała Hinate za ramiona i pochyliła nad nią głowę. Dzięki książce, była teraz wyższa, od dziewczyny. Wszystko to zrobiła w dość szybkim tempie.
Granatowo-włosa aż rozchyliła usta z zaskoczenia. A następne słowa Haruno, tylko to zaskoczenie powiększyły.
- Wiesz, że jak ktoś teraz wejdzie do pokoju, to weźmie nas za lesbijki.
Dziewczyny stały tak przez dobre 2 minuty. Dopiero wówczas do Hinaty, zaczął dochodzić sens tych słów.
- Ja…to...wy…to znaczy, że…- jąkała się nie mogąc sklecić zdania.
Sakura jednak znów zaczęła się uśmiechać, gdy zobaczyła w białych oczach Hyugi, powracający blask. Wracał powoli, ale jednak wracał.
- Zamiast całowania, dostałam niezły ochrzan. Mała, on mnie rugał, ponieważ chciałam zostawić Sasuke. Ale był zły – zamyśliła się przypominając sobie tamten moment – W każdym razie, wybił mi to z głowy. Albo inaczej, pstryknął palcami i nagle pojawiły się we mnie nowe pokłady siły. Rany boskie, jakaś ty głupia – puknęła Hinate w czoło palcami.
- Ałć – jęknęła cicho i złapała się za czoło.
- Powiedziałam głupia! – Haruno zeszła z książki na podłogę – On poza tobą świata nie widzi. Zresztą, jak widzę, ty masz tak samo. Kurde ten twój brak pewności siebie, kiedyś cię wpędzi w kłopoty – podniosła gruby tom i odniosła go na regał. Kiedy się odwróciła, okazało się, że Hyuga nie ruszyła się ani milimetr.
Hinata znów przeżywała wczorajszą rozmowę przez drzwi.
- Wynoś się !
- Odejdź. To…to kon…
- Boże, co ja zrobiłam ?! – krzyknęła, gdy naga prawda do niej dotarła. Biegiem rzuciła się w stronę wyjścia.
- Ej, ej czekaj – Sakura pobiegła za nią, i chwyciła dziewczynę za ramię, zanim ta wypadła z mieszkania – Gdzie ty lecisz?
- Jak to gdzie? Muszę do niego iść!
- Ale w akademika go nie ma.
Hyuga nagle znieruchomiała. Zdała sobie z czegoś sprawę.
- Kiedy sprawdzałaś, że go nie ma? – spytała przyjaciółki wprost.
- Nie wiem. Niedługo przed wyjściem. Łóżko miał nieruszone, więc pomyślałam, że nocuje u ciebie i… - zacięła się. Mina jej zrzedła. Obie dziewczyny w jednym momencie pomyślały o tym samym.
Hinata, której dosłownie przed chwilą, wielki ciężar spadł z serca i jednocześnie została obarczona wielkimi wyrzutami sumienia, poczuła, że złe przeczucia, których doświadczyła kilka godzin temu, mogły nie być wyobrażeniem.
Jeśli Naruto nie spał ani u Hinaty w mieszkaniu, ani w akademiku, to gdzie był przez całą noc? I gdzie jest teraz?

***

- Nie, nie było go u mnie – słowa Ero-wujka wzmogły niepokój dziewcząt – Dlaczego po prostu do niego nie zadzwonicie ?
- Nie ma ze sobą telefonu – wyjaśniła Hinata – Zostawił go w szatni, po treningu.
- Ach, nierozważny chłopak. Słuchaj, na pewno nie ma się czym martwić.
- Mam nadzieję, że nie ma, ale… - nie sprecyzowała swoich obaw – W każdym razie, przepraszam, że pana niepokoiłam. Do widzenia – rozłączyła się i położyła komórkę na stole.
- Więc u wujka, też go nie było – rzekła Sakura i zaczęła w nerwowym geście strzelać palcami – Dobra – zdecydowanym ruchem wstała z kanapy i ruszyła w stronę wyjścia – Nie owijam w bawełnę. Takie zniknięcie to nie w jego stylu i dobrze o tym wiemy. Ściągnę wszystkich i będziemy go szukać.
- Czekaj – zawołała za nią Hyuga – Ja też muszę iść.
- Co to, to nie, moja droga – powiedziała Haruno, tonem nie znoszącym sprzeciwu – Wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć. Najpierw się umyj, zmień ciuchy i zjedz coś. Nie chcę się bać też o ciebie – poklepała dziewczynę po ramieniu – Nie martw się, będzie dobrze.
Hinata pokiwała głowę, ale wcale nie była pewna, czy to aby na pewno prawda. Po wyjściu Sakury, jeszcze kilka minut stała w przedpokoju  z zaciśniętymi dłońmi. Znowu chciało jej się płakać, ale tym razem z poczucia winy, z własnej głupoty, z bezsilności.
W głowie krążyło jej wciąż to samo zdanie.
„Gdybym go wpuściła, nie doszło by do tego”
- Gdybym go wpuściła – powiedziała na głos – Byłby tu bezpieczny, ze mną – osunęła się na podłogę, tracąc wszystkie siły.

***

Jiraiya pożegnał się Hinatą i włożył komórkę do kieszeni. Pomimo, że przed chwilą jego głos był spokojny i pewny siebie, to jego wyraz twarzy absolutnie nie oddawał tych emocji. Prawdę mówiąc, był przerażony.
Tak szybko na ile pozwalał mu jego wiek, wybiegł na korytarz ze swojego gabinetu i popędził prosto do biura pani prezydent. Otworzył drzwi i wręcz wpadł do środka.
- Jiraiya, mówiłam, że masz puk… - Tsunade zaskoczyła mina jej podwładnego.
- Naruto zniknął – kiedy mężczyzna to powiedział, długopis w dłoni Tsunade, upadł na ziemię, z cichym trzaskiem.

***

W akademiku, w pokoju wspólnym zgromadziła się grupka młodych ludzi. Sakura, Sai, Kiba, Shino, Choji, Ino, Gaara, Kankarou, Temari, Neji, Tenten i Lee. Żadne z nich nie poszło dziś na wykłady, ze względu na wiadomość, jaką każdy z nich otrzymał od Haruno.
- Czemu po prostu nie zadzwonimy na policję? – spytał się Choji, całej reszty.
- To nic nie da – odpowiedziała Tenten – Naruto jest pełnoletni, więc zgłoszenia o zaginięciu przyjmą dopiero po 24 godzinach. Minęło zbyt mało czasu.
- Na razie musimy działać sami – rzekła Sakura – Myślę, że zrobimy tak…
- A Sasuke ? Nie pomoże nam? – spytał Gaara.
Różowo-włosa zerknęła w stronę schodów na piętro.
- Śpi teraz. Nie budziłam go, jest wykończony. Powiem mu później.
Gaara wzruszył ramionami. Był odmiennego zdania. Uważał, że każda pomoc, nawet Uchihy się przyda, ale nic nie powiedział.
- Będzie tak – Haruno zaczęła wszystkim rozdzielać zadania – Ja, Ino i Sai sprawdzimy szpitale. Mógł mieć jakiś wypadek – „Błagam oby nie” dodała w myślach – Gaara, Kankarou i Temari obszukajcie cały kampus, wszystkie budynki, sale i tak dalej. Neji, Tenten i Lee sprawdźcie posterunki policji. Może ten głupek coś wywinął i siedzi w celi – ta opcja była mało prawdopodobna, ale nie można było jej wykluczyć  – Kiba, Shino i Choji przejdźcie się po wszystkich jego ulubionych miejscach. Jak któraś grupa coś znajdzie, dzwoni do mnie.
Nikt się nie sprzeciwiał. Plan był bardzo dobry. Na zewnątrz Kankarou zadał pytanie swojej siostrze.
- A twój chłopak? Nie zamierza pomóc szukać Naruto? – rzekł to z wyrzutem.
- Nie odbiera. Mówił, wczoraj, że pracuje cały dzień – odpowiedziała blondynka – Jak się pojawi to mu porachuje kości!

***

Leżał w ciemności…albo nie…On się w niej unosił. Lewitował, otoczony z każdej strony czernią. Ciemność, głucha cisza i nic więcej. Miał już jej dość. Chciał się z niej wydostać. Całą swoją siłą woli, próbował polecieć w górę. Z czasem zaczęło mu się to udawać.Leciał w górę, a może raczej płynął, jak w oceanie.
Czerń zmieniła się w szarość. Potem szary zamienił się w biały. Był już prawie u celu i wówczas…zaczął tego żałować. Nastąpiła kolejna zmiana barwy. Z każdej strony otoczyły go czerwone płomienie. Unosił się wśród nich i nie mógł się wydostać. Miał wrażenie, że zaraz w nich spłonie.
- Naruto!
Ta kobieta znowu krzyczy. Ale czemu akurat jego imię?  W jej głosie słychać tyle strachu. Boi się o niego? Ale dlaczego?
- Naruto!
Przed chwilą nie mógł znaleźć wyjścia z tego ognia, ale krzyk tej kobiety, zdawał się wskazywać mu drogę. Zamknął oczy i pozwolił się unosić w jego kierunku. Czerwień zniknęła, ale było coraz więcej światła. Tak…światło…już blisko…
Otworzył oczy. W końcu był przytomny.
Znajdował się w obcym miejscu, ale nie ono było ważne. Ważne było jego położenie. Siedział na dużym metalowym krześle, przyśrubowanym do podłogi. Nie mógł ruszyć rękami, ani nogami. Zdaje się, że ręce miał związane z tyłu, jakimś sznurem. Zerknął na swoje nogi. Tam nie było sznura. Były za to kajdanki, dwie pary. Każda z nich przykuwała jedną z jego nóg do krzesła.
„Co tu się kurwa dzieje?”
Pomieszczenie nie było duże. Za to było praktycznie puste. Było tam tylko krzesło, do którego był przywiązany, okno i drzwi. Nic poza tym. Za oknem było widać jedynie kilka drzew. Był dzień, a jego ostatnie wspomnienia pochodziły z późnego wieczoru. Musi tu być bardzo długo. Czuł to, ponieważ wszystkie mięśnie miał zdrętwiałe, chciało mu się jeść i pić.
„Cholera ile ja tu siedzę?”
Ostatnie co pamiętał to pożar, wpadł w jakąś panikę (której nawet teraz nie potrafił wytłumaczyć), a później oberwał czymś w głowę. I na tym koniec, pusta kartka.
Jego sytuacja była bardzo nieciekawa, ale nie panikował, tak jak na widok ognia. Wręcz przeciwnie. Adrenalina w jego żyłach sprawiła, że zaczął myśleć bardzo logicznie i dokładnie przeanalizował swoją sytuację.
Zaczął nasłuchiwać. Ściany w tym domu były cienkie, bo zdołał usłyszeć czyjeś głosy. Ktoś był w pokoju obok. Minutę później usłyszał kroki, chyba dwóch osób. Jedna z tych osób musiała być bardzo gruba, gdyż podłoga okropnie trzeszczała. Ci ludzie musieli się zatrzymać niedaleko drzwi, bo usłyszał fragment ich rozmowy. To byli jacyś mężczyźni.
- Co?! Mamy go trzymać jeszcze tyle godzin ?
- Szef pojawi się dopiero wieczorem. Miał jakieś spotkanie w stolicy, czy coś. Wtedy się „zajmie” naszym gnojkiem.
„Gnojkiem?! Poczekaj jak się uwolnię, to obiecuję, że tak się tobą zajmę, że cię matka nie pozna”
- Super, po prostu super. Ale ja go nie będę karmił, do kurwy nędzy.
- Bądź łaskawy. Jeszcze trochę i…
Więcej Naruto nie zdołał usłyszeć, ponieważ mężczyźni odeszli.
„Jeszcze trochę ? Jeszcze trochę i co ? Co się stanie? Szef…wieczorem…”
Wiedział już kilka rzeczy.
Po pierwsze został porwany. Przez kogo, ani dlaczego, tego nie wie.
Po drugie za kilka godzin, gdy przyjedzie ten „szef” stanie się coś złego. Grozi mu poważne niebezpieczeństwo.
Po trzecie musi się uwolnić do wieczora, inaczej będzie po nim.
Tu nie chodzi tylko o niego. Ma do kogo wrócić – Wynoś się – Zacisnął zęby na to przykre wspomnienie słów Hinaty. Ale okazało się, że one dały mu więcej siły.
- Nie mogę tu zostać – rzekł z determinacją – Muszę to naprostować – Zaczął wierzgać rękami – Czekaj na mnie, skarbie. Tak łatwo się mnie nie pozbędą.

***

Sasuke podniósł się z ociąganiem, do pozycji siedzącej. Ze zdziwieniem stwierdził, że jest przykryty kocem. Pewnie Sakura tu była. Wyjął z kieszeni telefon i zerknął na wyświetlacz. Było już popołudnie. Odespał swoje.
Wstał z łóżka i poszedł do łazienki się przebrać. Następnie schował broń bezpiecznie do swojej kryjówki. Nie może wszędzie z nią łazić.
Wyszedł z pokoju i zszedł na parter. Co dziwne, nikogo w budynku nie było. Nie było słychać żadnych głosów, kroków, kompletnie nic. Gdzie się wszyscy podziali? A zresztą nieważne.
Wyszedł na zewnątrz i poszedł się przejść. Dużo ostatnio robi tych spacerów, ale przewietrzenie się zawsze pomagało mu myśleć. Pogodził się już z prawdą, w jakimś tam stopniu, ale wciąż o nie myślał o pewnej ważnej rzeczy. A mianowicie co ma teraz robić ?
Nie musi już szukać brata. Tamten sam po niego przyjdzie, ale dopiero, gdy stanie się mu równy. Ale co to ma niby oznaczać? Co ma zrobić, aby stać na równi z Itachim? Ma dalej pracować u Orochimaru? Ta opcja nie jawiła mu się zbyt różowo. Nie chciał mieć z tym gadem już nic wspólnego, ale w takim razie jak ma zdobyć siłę, której potrzebuje?
Tak, ta kwestia wymaga rozważenia.
Tak, w ogóle, czy może żyć jak dawniej? Tutaj, ze wszystkimi? Czy to rozsądne i czy w ogóle bezpieczne? Dla niego i…i dla innych.
- O Sasuke, już jesteś
Z zamyślenia wyrwał go głos profesora Yamato. Uchiha nawet nie zauważył, że zawędrował pod swoją uczelnię.
- Jesteś na czas. Chodź, mam dla ciebie robotę.
No tak, przecież zamiast poprawek miał zrobić dzisiaj jakieś porządki w dokumentach, czy tam archiwach. Kompletnie o tym zapomniał. Ale co się dziwić, miał w końcu do tego prawo. Lekko zirytowany poszedł za profesorem.
- Chyba nie zapomniałeś, prawda? Dałem ci taką taryfę ulgową, ponieważ wcześniej byłeś jednym z najlepszych studentów, plus do tego Uzumaki nie dawał mi spokoju. Powinieneś być wdzięczny.
„Tak, zapomniałem o tych pierdolonych porządkach, ponieważ okazało się, że mój brat zabił mi rodzinę, która nawiasem mówiąc wzorowymi obywatelami nie była. A do tego, razem z braciszkiem, postanowiliśmy zabawić się w podchody i zobaczyć, któremu z nas uda się zabić tego drugiego”
- Nie zapomniałem, profesorze.
Archiwum na tej cholernej uczelni było, jak to ujął Sasuke – W chuj olbrzymie. I on miał w nim zrobić porządek ?! Bez jaj!
A dokładnie, jego zadanie polegało na przejrzeniu wszystkich dokumentów, zdjęć i filmów i zdecydowaniu, czy przydadzą się one na wykładach, czy nie. I jeśli nie, to ma je wyrzucić. A tego dziadostwa mało nie było.
Po godzinie pracy, miał już dość. Te porąbane obrazki i literki skakały mu przed oczami. Po cholerę on tam w ogóle siedzi?! Ma ważniejsze rzeczy do roboty niż segregacja papierków.
W końcu odłożył dokumenty na bok i skupił się na filmach. Większość z nich były nagrane na kasetach. Sasuke zdziwił się, że po takim czasie wciąż działają. One oraz odtwarzacz, który nadawał się do muzeum. Po przejrzeniu dwóch filmów, wrzucił oba do śmieci i wziął do ręki kolejną kasetę.
- Przemowa Prezydenta Namikaze bla bla z okazji bla bla rocznicy czegoś tam – przeczytał napis na pudełku – Porywający materiał.
Włożył kasetę do odtwarzacza i zaczął oglądać, jak blond-włosy prezydent porywająco przemawia do tłumu.
- Ale super…po prostu bomba… - czuł, że znowu zaczyna przysypiać.
Na tym podeście, ozdobionym balonami, oprócz Namikaze stał jego zastępca oraz żona. Czerwono-włosa i całkiem ładna kobieta.
- Ja nie mogę, ale ci politycy mają gadane.
Kiedy Minato skończył przemowę, tłum zaczął klaskać i wiwatować. Wystrzelono nawet fajerwerki. Kiedy na niebie, rozbłysły sztuczne ognie, Sasuke nagle się rozbudził. Coś na filmie przykuło jego uwagę.
Podszedł do telewizora i cofnął film. Potem jeszcze raz. Niemożliwe, aby się mylił.
- Co to, kuźwa jest ?!
Natychmiast wyjął z kieszeni komórkę i wybrał numer Naruto. Nie odbierał. Później zadzwonił do Hinaty. Włączyła się sekretarka.
- Najpierw nikogo nie ma, teraz nikt nie odbiera. Co to ma być?
Trzecie połączenie zostało już odebrane.
- Sasuke ? – odezwał się głos Sakury.
- Hej, wiesz, gdzie jest Naruto? Muszę z nim pogadać.
- Tylko, że wiesz…Powinnam ci powiedzieć wcześniej, ale nie chciałam cię budzić i…
- Powiedzieć mi co?
- Naruto zaginął. Właśnie chcieliśmy iść na policję. Niedługo minie doba i…
Uchiha nie słuchał już. Rozłączył się. Czuł się jak człowiek, który został porażony przez piorun.

***
(Od autorki) Dobra, spróbuję odpowiedzieć na pytanie Pawła.
Nie mam tyle doświadczenia co Przemek, ale swoje napisałam, więc chyba mogę się wypowiedzieć. Czy pisanie to przyjemność? To trzeba lubić, inaczej się daleko nie zajdzie. Na pewno znasz blog, który zakończył działalność po 1 lub 2 rozdziałach. Wymigał się brakiem weny lub czasu. To trzeba lubić, pisanie i zabawę swoją wyobraźnią. Przynajmniej tak sądzę.
Sama mam z tego dużo zabawy. I jeśli myślicie, że nie ma z tego frajdy, bo już wszystko wiem, to nie jest prawda.. Nigdy nie wiem co będzie dalej i muszę to wymyślić. Fantastycznie jest, kiedy nagle wpadniesz na pomysł i nie możesz wytrzymać, aby to nareszcie spisać i zobaczyć jak wyjdzie. Właśnie tak, piszę co widzę w głowie. Naprawdę kocham te momenty. Ale najwięcej wymyślam przy laptopie jednak.
 To co ja czuję, gdy piszę to ekscytacja, a potem duma, gdy uda mi się skończyć na czas. A jak widzę, że pojawia się komentarz to aż skaczę na łóżku. Naprawdę fajnie być bloggerką, ale trzeba mieć czas na to. Pisanie rozdziału nie zajmuje chwilki.
Czy się wzoruje na blogu Przemka? Cóż na pewno jego opowiadanie zachęciło mnie do napisanie czegoś własnego. Choć myślałam, że dociągnę najwyżej do 5 rozdziałów :P ale poszłam dalej. Staram się wzorować na mandze, to na pewno. Jeśli zaś chodzi o Uniwersytet Konoha to...hmm może po prostu ja i Przemek mamy podobną wyobraźnię.
Dziękuję za miłe słowa. Super jest wiedzieć, że to co piszę się komuś podoba. Dziękuję i do zobaczenia


niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 25



-  Sakura – po raz pierwszy nie zdrobnił jej imienia – Nienawidzę ludzi, którzy okłamują samych siebie.
Dziewczyna drgnęła pod wpływem tych słów. Chwilę tkwiła w bezruchu, zaskoczona tym spojrzeniem, pełnym złości. Naruto był na nią wściekły i ona wyraźnie to widziała.
- Sądzisz, że okłamuje samą siebie ? – w końcu odzyskała głos. To zdenerwowanie i jej się udzieliło.
- Tak. Nawet wiem dlaczego. Bo się poddałaś!
Sakura gwałtownym ruchem, zepchnęła jego dłoń ze swojego ramienia.
- Poddała ?! Ty…Ty…Nie masz o niczym pojęcia! Skoro mnie nienawidzisz to twoja sprawa. Mówię tylko, że nie zależy mi już na Sasuke! Kobieta zmienną jest i tyle. Nie można zmienić zdania? Wcale go nie kocham…
Przestała krzyczeć, gdy zdała sobie sprawę, że jest na ulicy. Przechodnie się na nich gapili.  Nie zwracając uwagi na przyjaciela, odwróciła się i wbiegła do akademika. Chciała iść do siebie, ale zatrzymał ją głos Uzumakiego.
- Zdanie można zmienić, ale nie swoje uczucia – blondyn stał oparty o drzwi wejściowe. Nie mógł wiedzieć wyrazu twarzy Haruno, ponieważ stała odwrócona do niego tyłem. Nie doczekawszy się reakcji z jej strony, chłopak mówił dalej.
- Znam cię dobrze. Widziałem, jak cierpisz wymawiając te słowa. Ale pod wpływem paniki, trochę się zapomniałaś. To urwane „wcale go nie kocham” nie brzmiało przekonująco – dziewczyna zacisnęła pięści. Zacisnęła też zęby, ale tego blondyn już nie mógł widzieć – Przepraszam cię.
Sakura rozszerzyła oczy ze zdziwienia, ale nie odwróciła głowy. Czemu on ją przeprasza ?
- Wybacz – kontynuował – W całej tej sytuacji, tobie jest najciężej. Musisz wiele znosić, ale…uciekanie od problemu go nie rozwiąże. To prawda, że Sasuke to arogancki dupek, ale ty to wiesz od dawna. A mimo to, wciąż za nim latałaś. Teraz…wplątał się w coś z własnej woli. Coś co go zmienia, na gorsze. I przez to odrzucił wszystkich, oprócz ciebie.
- Znam go jakieś 14 lat – powiedział Naruto, po krótkiej przerwie – I pierwszy raz widzę, żeby ten socjopata otwierał swoje serce na kogoś innego. Wiem, że jest ci trudno znosić jego zachowanie, ale nie wolno ci się poddawać. Nawet jeśli o tym nie wie, to teraz Sasuke potrzebuje cię bardziej niż kiedykolwiek. Nie zostawiaj go bez walki! Gdyby ci nie zależało, nie zaciskała byś tak pięści ze złości. Jesteś zła, bo mówię prawdę – Uzumaki zrobił kilka kroków do przodu – A tak, w ogóle to…skoro teraz czujesz się tak źle przy nim, to co poczujesz, gdy go kompletnie stracisz ? Powiem ci…wówczas ból będzie nie do zniesienia.
- Jak… - Haruno zaczęła lekko drżeć. Wreszcie odwróciła się w jego stronę i Naruto mógł zobaczyć jej zalaną łzami twarz – Jak ci się udało…tak łatwo mnie rozszyfrować ?
Upadła na kolana i łkała, ale Naruto nie robił nic by ją pocieszyć. Stał tylko nad nią z poważnym wzrokiem.
- Dlaczego…dlaczego to musi być on ? Poddałam się…bo…bo...nie mam szans. Nie potrafię mu pomóc. Mogę jedynie patrzeć i potakiwać. Nienawidzę tego – mówiła przez łzy – Po co mu taka osoba? Nie mogę nic zrobić, nie mogę nic powiedzieć. Mogę jedynie…go kochać.
- I to chciałem usłyszeć – Sakura zaskoczona, podniosła wzrok. Naruto znów się uśmiechał – No skoro skończyliśmy już z tymi kłamstwami… - przykucnął przy niej - …to powiem ci, że nie musisz nic robić. Nie rób niczego co zrani i ciebie i jego i zaufaj mi. Sprowadzę Sasuke do ciebie, obiecuję.
Dziewczyna nie wiedziała co powiedzieć. Kilka minut temu myślała, że to koniec. A teraz znów ma nadzieję. Nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Naiwnie myślała, że jeśli zerwie z Uchihą, ten ból zniknie, a jemu będzie lepiej bez niej, ale gdy teraz sobie wyobraża, jakby to była to…nie potrafi tego znieść.
- Skąd wiedziałeś, że…
- Że łżesz, jak pies ? – przerwał jej – Już mówiłem. Znam cię i wiedzę, gdy kłamiesz, a poza tym… - zamyślił się przez chwilę – Wspomniałaś wcześniej, że powinnaś była latać za mną. Nawiązywałaś do przeszłości, prawda ?
Haruno przytaknęła. Łzy ciągle spływały po jej policzkach. Czuła do siebie obrzydzenie. Po tym co powiedziała i co chciała zrobić. To byłaby ucieczka.
- Wiesz – blondyn rozsiadł się na podłodze, obok niej i znów przyjął poważną minę – Odkąd poznałem Sasuke, starałem się z nim rywalizować na wszystkich polach. Wkurzało mnie to, że jest tak  popularny i dobry we wszystkim. Uczyniłem go swoim rywalem, bo chciałem mu dorównać. A przede wszystkim nie chciałem z nim przegrać. A kiedy zobaczyłem, jak wiele dziewczyn się w nim podkochuje, a mnie zlewa, pomyślałem, że jeśli uda mi się…- przerwał, szukając odpowiednich słów – Gdybym zaczął chodzić z dziewczyną, która wcześniej go lubiła, odniósłbym zwycięstwo. Przynajmniej tak myślałem. Tyle, że grono dziewczyn, które go lubiło było ogromne… – nie mówił tego z żalem. Nie było w tym emocji -…a ja mimo to obrałem sobie ciebie za cel. Wiesz dlaczego ?
Sakura pokręciła przecząco głową.
- Ponieważ widziałem, że twoje uczucia, jako jedyne były szczere. Ale mnie to wkurzało – uśmiechnął na te wspomnienia – W każdym razie, nie chce byś zrobiła coś, czego mogłabyś później żałować. Tylko bardziej byś w ten sposób cierpiała.
- Masz, aż tak silną empatię ?
- Nie. Po prostu wystarczy, że wyobrażę sobie jak tracę Hinate i już wpadam w panikę.
 Dziewczyna wiedziała od dawna, że Hinata kocha Naruto, ale nie wyobrażała sobie, że blondyn też… i to tak mocno…Teraz to widziała. Kąciki jego ust samowolnie podnosiły się w górę, a wzrok był nieobecny. Rozmarzony. On naprawdę…
- Kocham ją całym sercem.
Tym razem to chłopak zdziwił się, gdy usłyszał cichy śmiech Sakury.
- No kto by pomyślał? Ten głupi, dziecinny, dzieciak jest teraz bardziej dojrzały ode mnie.
- Tylko nikomu o tym nie mów, bo stracę reputację – wstał z podłogi i pomógł jej się podnieść – Nie trać wiary w niego, jasne ?
- Tak. Dziękuję ci.

***

Hinata nie zwalniała tempa. Wkładała w ten bieg wszystkie swoje siły. Dzięki temu nie musiała o niczym myśleć. Instynktownie kierowała się w stronę domu. Dopiero, kiedy wpadła do budynku i weszła do windy, odczuła skutki tego sprintu. Zgięła się w pół i zaczęła kaszleć. Nogi ją okropnie bolały, a płuca żądały powietrza.
Wjechała na górę i wolnym krokiem skierowała się do swojego mieszkania. Ledwo już stała. Weszła do środka i od razu usiadła na podłodze, opierając się o drzwi. Całą uwagę skoncentrowała na kontrolowaniu oddechu. Inaczej przed oczami staje jej ten obraz…
Zacisnęła powieki. Nie ma siły by się z tym zmierzyć.
Do przedpokoju wszedł Kurama. Podszedł do swojej pani i trącił ją pyskiem. Wydawało się, że chce wiedzieć co się dzieje.
- Twój pan…- uporczywie patrzyła w przeciwległy kąt pokoju - …chyba w końcu przejrzał na oczy.
Spojrzała w sufit i pozwoliła spokojnie lecieć łzom. Nie próbowała ich powstrzymać. W końcu przestaną lecieć, a nie robią jej w tym momencie żadnej różnicy.
- To było jak sen. Taki piękny sen. Bycie z nim…to zawsze było moje największe marzenie. Spełniło się, ale to wciąż był sen.
Teraz ja…kocham cię.
- Zaczęłam powoli w to wierzyć, a wtedy…
*Obraz Naruto pochylający się nad Sakurą*
Podwinęła kolana pod brodę i objęła nogi rękami.
- Czemu pobudka musiała być tak nagła ? – szepnęła w przestrzeń.
Kurama skamlał i wciąż trącał nosem dziewczynę, ale ona nie mogła się podnieść.
Właściwie to może tu siedzieć całą noc. Przez cały czas. Wszystko straciło sens, nawet podniesienie się z podłogi. Ale nie tylko sens. Kolory też. Została czerń i biel.
Czy właśnie tak czują się ludzie ze złamanym sercem ? Bo jej się wydaje, że jej własne jest w malutkich kawałkach.

***

Naruto siedział w kuchni, przy stole i niecierpliwie zerkał na zegar na ścianie. Hinata powinna tu być już dawno temu. Dlaczego się spóźnia ?
Po tym, jak Sakura poszła do siebie (chciała pobyć sama i przemyśleć parę spraw), dzwonił do niej 3 razy z komórki Haruno, ale za każdym razem odzywała się sekretarka. Wyciszyła telefon i nie słyszała dzwonka, czy co ?
Zniecierpliwiony i trochę zaniepokojony wstał z krzesła, z zamiarem pójścia do niej. Nie chciało mu się wierzyć, że zapomniała o spotkaniu, ale wolał już to, niżby miało jej się coś stać. Wyszedł na zewnątrz i omal nie wpadł na przechodzącego obok Saia.
- O siema Sai. Przepraszam, śpieszę się – wyminął go i ruszył w kierunku domu Hinaty.
- Zaczekaj – zatrzymał go brunet – Idziemy w tą samą stronę. Pójdę z tobą.
- No…ok – zgodził się, pomimo, że to oznaczało zwłokę.
W tym samym czasie biało-włosy mężczyzna, na widok dwójki chłopaków, przeklął siarczyście.
- Kurwa, czy gnojek nie może choć przez chwilę być sam ? Wielka mi dusza towarzystwa. Gdyby nie te rozkazy, już dawno byłoby po sprawie.

***

- Kiedy mówię ci, że nie znam się na sztuce. Gapię się w te twoje obrazki i widzę tylko kolorki. Nie kapuje tych abstra… coś tam.
- Abstrakcji. Nie rozumiesz, bo jesteś prostak – Sai nie pokazywał żadnych emocji. Uwagi kolegi go nie wzruszyły.
- Prostak ?! – wzburzył się Uzumaki – To nie ja robię kilka kleksów na papierze, a później mówię, że to arcydzieło! I kto tu ma zryty beret ? Namaluj coś co ma ręce i nogi!
W takiej właśnie przyjaznej atmosferze, nasi chłopcy przeszli całą drogę. Na szczęście dom Hinaty nie był tak daleko. Zostawiając spór nierozstrzygnięty, Naruto zostawił bruneta samemu sobie i wszedł do budynku.
Stał właśnie pod drzwiami mieszkania swojej dziewczyny i pukał w nie, ale nie dostawał żadnej odpowiedzi.
- Hinata! Jesteś tam ?! – w jego głosie było słychać zaniepokojenie. Nacisnął klamkę, ale drzwi były zamknięte. Pukał coraz natarczywiej.
- Tak – ledwo było słychać tą odpowiedź zza drzwi. Blondyn odetchnął z ulgą, nic jej się nie stało. Czekał chwilkę, myśląc, że Hinata otworzy mu drzwi, ale nic się nie działo.
- To czemu się nie odzywasz ? Wszystko w po…
- Idź stąd.
Do Naruto te słowa nie chciały dotrzeć.
- O czym ty mówisz ? Czemu nie przyszłaś ? Czekałem na ciebie – dziewczyna po drugiej stronie drzwi, spięła się. Widziała przecież „jak” na nią czekał – Wpuść mnie to porozmawiamy.
- Wynoś się! – podniosła głos do krzyku. Aż pies się spłoszył. Hinata nie chciała teraz widzieć chłopaka. Na jego widok, straciłaby resztki sił i…i…Nie, nie jest jeszcze gotowa.
Uzumaki cofnął się o krok. Niepokój wrócił do niego ze zdwojoną siłą, w dodatku, nie wiedział dlaczego, ale dłonie zaczęły mu drgać.
- Nie odejdę, dopóki nie powiesz mi co się dzieje ?! Stało ci się coś ? Otwórz drzwi, albo je wyważę!
- Proszę cię – chyba płakała, bo głos się jej łamał – Odejdź. To…to kon…
Dziewczyna zakryła usta dłonią. Jak może powiedzieć, że to koniec? Nie potrafi. Czemu on tego nie powie? Tak byłoby prościej. Przecież on tego chce. Ma Sakure.
Myślała, że potrafi to zakończyć, ale nie ma siły. Głowa ją bolała od płaczu i była zmęczona, jakby przebiegła maraton, a nie krótki dystans.
- Hina… - wykrztusił, Naruto, nie wierząc w to co słyszy – Co ty mówisz? – zrobił krok do przodu i dotknął drewnianych drzwi – O czym ? Jeśli chcesz ze mną zerwać to powiedz dlaczego! I spójrz mi przynajmniej w oczy! Otwórz, spójrz na mnie i to powtórz!
- Proszę przestać wrzeszczeć – jakaś kobieta, w średnim wieku, wychyliła się zza sąsiednich drzwi – Tu mieszkają ludzie.
- Przepraszam, ja tylko…
- Swoje sprawy proszę załatwiać po cichu. Skoro ona nie chce z panem rozmawiać, to jej sprawa, a teraz proszę odejść.
- Tyle, że ja muszę… - starał się jeszcze bronić.
- Bo zadzwonię na policję – kobieta wyjęła z kieszeni komórkę.
Trudno, na taką kwokę nie ma rady. Teraz nic nie może zrobić.
- Dobrze, już idę – powiedział do niej, a potem ostatni raz stuknął w drzwi – Wrócę tu – zakomunikował i odszedł, odprowadzany wzrokiem przez tamtą babę.
Kiedy wyszedł na zewnątrz czuł się zdezorientowany. Co się przed chwilą stało ? Czemu…Dlaczego…ona…?
Siła i energia, z jaką kilka minut temu walił w drzwi, zniknęła jak za dotknięciem różdżki. Zwiesił głowę, włożył ręce w kieszenie i ruszył do przodu. Nawet nie widział w jakim kierunku idzie. To było nieważne.
Ważne było jedynie to odrzucenie, które czuł i szumiące w jego głowie słowa „wynoś się”. Ciągle to słyszał. Od nowa i od nowa.
„Co się stało ? Wczoraj wszystko było dobrze. Więc co ? Zrobiłem coś nie tak ? Zdenerwowałem ją czymś? Czy ona…”
Przystanął na moment. Włosy opadły mu na oczy.
„Czy ona, nie chce mnie już?”
Zacisnął mimowolnie pięści. Poczuł dziwne ukłucie w klatce piersiowej.
Stał na środku chodnika przez dobre parę minut. W końcu mimowolnie wznowił kroki. Szedł, gdzie go oczy poniosą. Zupełnie bez celu. Chciał być teraz sam.
Właśnie – był sam.

***

Sasuke otworzył oczy. Leżał na podłodze w kuchni, w swoim rodzinnym domu.
Podniósł się do pozycji siedzącej i złapał się za głowę. Czuł, jakby ten świdrujący ból mógł mu zaraz rozsadzić czaszkę. Ale ten Itachi ma siły, że…
- Itachi! – krzyknął chłopak, przypominając sobie wszystkie wydarzenia dzisiejszego dnia.
Zerwał się na równe nogi. Zaczął biegać po domu. Zaglądał do każdego pomieszczenia, otworzył nawet dawną sypialnię rodziców. Jej widok nie robił już na nim wrażenia, ale Itachiego i tak nigdzie nie było. Zniknął jak i wiele z jego rzeczy.
Ból z tyłu głowy był dokuczający, ale nie poważny. Poszedł do łazienki, chcąc zobaczyć jaki ma uraz. Nie było krwi, tylko guz. W końcu się zagoi.
Poszedł do salonu, a raczej tego co z niego zostało i wyjrzał przez okno. Musiał długo być nieprzytomny. Było już ciemno na zewnątrz. Która to może być godzina? Zegar zniszczył, ale telefonu nie. Wyjął go z kieszeni i zerknął na wyświetlacz.
20:40
Leżał tak ponad godzinę. Dziwne, że po tej demolce jaką urządził i tych strzałach, nikt z sąsiedztwa nie wezwał policji. Dużo ich w okolicy nie ma, ale i tak. Może wyjechali?
Nienawidź mnie. Nienawidź rodziców. Zdobądź siłę, a kiedy będziesz już mi równy, sam po ciebie przyjdę.
Sasuke z wściekłości, uniósł zaciśniętą pięść z zamiarem uderzenia nią w ścianę, ale zrezygnował. Właśnie przez to przegrał. Wcześniej był zdenerwowany, nie trzymał nerwów na wodzy i kompletnie zjebał.
Ale skoro Itachi powiedział, że po niego przyjdzie, to na pewno tak będzie, a wtedy będzie gotowy. Nie zamierza znowu wytrącić się z równowagi. Już nie.
Nie chciał tu dłużej siedzieć, w tym pobojowisku, ale także nie mógł wrócić do siebie. Tamten pokój, Sakura, Naruto, wydawali mu się po tym wszystkim tacy nierzeczywiści. Wyszedł z domu, po raz pierwszy od dawna nie zerkając w stronę sypialni rodziców. Nie czuł żadnego sentymentu.
Spacerował ulicami miasta, w którym wciąż tętniło życie. Ludzie wokół śpieszyli się gdzieś, byli pochłonięci swoimi sprawami. Byli zatopieni we własnych, według nich poważnych, a tak naprawdę lichych problemach.
Sasuke był głuchy na otoczenie, na rozmowy, czy na jakiekolwiek dźwięki. Jego myśli krążyły wokół dzisiejszej rozmowy z Kabuto. Przypominał sobie jej fragmenty, przyswajając sobie wszystkie fakty, tym razem na spokojnie. Jednocześnie godził się z prawdą.
- Czy nie pomyślałeś Sasuke-kun, że śladów włamania w twoim domu nie było, ponieważ mordercą był ktoś z wewnątrz ?
Nie, nigdy nie przyszło mu to do głowy, choć teraz wydawało się to logiczne.
- Twój braciszek był wyrośnięty na swój wiek, nieprawdaż ? Zabicie dwóch śpiących ludzi, chyba nie stanowiło wielkiego problemu.
Tak, nie było żadnego problemu. Bułka z masłem. Rodzice pewnie obudzili się dopiero, gdy ich syn zadawał im śmiertelne ciosy.
- Czego miał się bać ? Był nastolatkiem. Policji do głowy nie przyszło, by podejrzewać dzieciaka o zabójstwo rodziców. I w dodatku tak brutalnego zabójstwa.
Właśnie tak było. Jego i brata traktowano jak niewinne niczemu ofiary, całego zdarzenia. Nikomu przez myśl nie przeszło, że…
- Prawdopodobnie ty byłeś następny w kolejce, Sasuke-kun.
Czy właśnie tak było? Czy gdyby nie obudziłby się wtedy, nie znalazł zwłok rodziców i nie wszczął alarmu, to byłby dziś martwy? Itachi zabiłby by go we śnie, jak tatę i mamę?
- Mówię prawdę Sasuke-kun. Uchiha Itachi zabił tamtej nocy twoich rodziców i prawdopodobnie zamierzał zabić ciebie. Wszcząłeś alarm, więc nie mógł później tego zrobić. To było zbyt duże ryzyko.
Sasuke widział oczami wyobraźni, nastoletniego brata, który z niezachwianą pewnością zmierza na parter, do sypialni państwa Uchiha. A tam robi im piekło, którego skutki on sam mógł potem obejrzeć.
- A ślady krwi?! Nie mógł przecież, wyjść z tego czyściuteńki. Musiał się ubrudzić! A narzędzie zbrodni?
- Ślady krwi ? – Kabuto się zaśmiał – Wystarczyło się umyć. Policja nie szukała śladów krwi w łazience, ponieważ sprawa była jasna jak słońce. Ktoś z zewnątrz przyszedł, załatwił i wyszedł. Sam tak myślałeś, prawda? A jeśli chodzi o nóż…Cóż myślę, że twój dom musi mieć różne schowki na tego typu rzeczy.
Wówczas nie potrafił dojrzeć sensu tego zdania. Nie wierzył, że jego brat jest winny. Po co miałby to robić? W jakim celu?
- Czy ludzie się ciebie boją ?
Tak bali się. Reagowali strachem na jego nazwisko. Teraz to było jasne.
- Jak twoi rodzice zdobyli majątek ?Jak twój brat utrzymywał się przez te wszystkie lata ? Skąd brał pieniądze ? Spadek po tatusiu nie był AŻ TAK duży.
Zawsze odpychał od siebie prawdę. Nie chciał jej znać. Uciekał przed tym.
- Nie znamy szczegółowych motywów jego postępowania. Może nie chciało mu się czekać na przejęcie schedy, albo uważał się za lepszego od całej rodzinki. W każdym razie Uchiha zawsze kojarzyło się ludziom z podziemia tylko z jednym. Ze śmiercią. Nie powiem, Itachi godnie zastąpił swoich starych. Teraz nawet Orochimaru-sama nie odważy się z nim zadrzeć.
W tamtym momencie rozwalił Kabuto okulary.
- Jaki…Jaki mam dowód na to, że nie łżesz ?!
- Papiery w teczce. Masz tam wszystko o działalności twojego braciszka z ostatnich lat.
Teraz Sasuke miał ochotę się śmiać, gdy przypomniał sobie jak mówił Orochimaru, że ten na pewno ma wtyki w środowisku płatnych morderców. A teraz się okazało, ze on sam je ma i to znacznie lepsze.
To przypomina kiepski film sensacyjny. Kiedy rodzice chcą przekazać pałeczkę w prowadzeniu działalności najstarszemu dziecku. Chcą je wszystkiego nauczyć, ale ono jest zbyt zachłanne i po prostu bierze to co się mu należy.
Chłopak przystanął i zorientował się, że stoi na moście. Podszedł do barierki i spojrzał na swoje odbicie w rzece.
„Kto mnie wychował ?”
Zwykła, kochająca się, szczęśliwa rodzina, jaką widać na zdjęciach i w jego wspomnieniach ? Nie – mordercy.
Troskliwy starszy brat, jedyna pozostała mu rodzina ? Nie – morderca.
„To kim ja jestem?”
Nie chciał już się mścić za śmierć rodziców. Cieszył się, że Itachi to zrobił, oszczędził mu roboty. Tyle, że teraz nadeszła jego kolej.
Zemści się, ale nie za matkę i ojca. Zemści za kłamstwa, którymi go karmiono. Za życie które mu odebrano. Za to jaki się stał przez tych ludzi. A to wszystkich, zrobi w stylu Uchiha.
Odruchowo dotknął swojej broni, schowanej w wewnętrznej kieszeni kurtki.
- Możesz odliczać dni braciszku. Będziesz moją pierwszą i ostatnią ofiarą.
Rzekł do siebie, a później zniknął w ciemności.

***

Naruto chodził po ulicach, a ponure myśli go nie opuszczały. Krążył po mieście, niczym duch, nie mając nic do roboty. Nie wiedział ile czasu już minęło.
- Cholera wzięła ten telefon. Zapomniałem, ze w szatni zostawiłem - rzekł do siebie, kiedy obszukał wszystkie swoje kieszenie.
Rozejrzał się dookoła, aby zorientować się gdzie jest. Nie ma co, daleko zawędrował. Nawet nie zauważył, kiedy.
Musiała minąć przynajmniej godzina, albo więcej.
„Ile zamierzasz jeszcze się tak nad sobą użalać ?! Depresji się zachciało, kuźwa no!”
Ten spacer był mu potrzebny, aby teraz odzyskać energię. Pobiegł naprzód, wymijając zdziwionych przechodniów. Zapomniał się odrobinę, ale przecież nie może się ot tak poddać. Pójdzie do Hinaty, a jeśli go nie wpuści, będzie spał na korytarzu, trudno. Tak łatwo nie odpuści.
Zaczął zwalniać bieg, dopiero gdy jego uszu doszły dźwięki syreny. Zatrzymał się i dojrzał kłęby dymu na niebie. Słyszał rozmowy i krzyki ludzi.  Ruszył w stronę tych dźwięków, chcąc sprawdzić co się dzieje. Wyszedł zza rogu i zamarł.
Okazało się, że w pewnym biurowcu wybuchł pożar. Syreny dochodziły od wozów strażackich, stojących wokół palącego się budynku. Część strażaków próbowała gasić ogień, a pozostali wyprowadzali z budynku spanikowanych ludzi. Dookoła zebrał się spory tłum gapiów.
 Naruto nie patrzył jednak ani na tłum, ani na strażaków. Wpatrywał się w płomienie, rozszerzonymi z szoku oczami. Pierwszy raz widział coś takiego, ale to nie tłumaczyło jego reakcji.
Zaczął szybciej oddychać, serce nierówno biło, a w głowie poczuł mocne zawroty. Rozmazywał mu się obraz. Nie widział już nic, jedynie – czerwień.
Czerwień.
Czerwony…wszędzie ten cholerny kolor czerwony.
Nieświadomie się cofnął i oparł o najbliższy budynek. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Owładnęła nim panika. Strużka potu popłynęła mu po twarzy.
Ten dym…dym jest wszędzie…nie może oddychać…płacze…
- Naruto!
Krzyk kobiety rozbrzmiał w jego umyśle. Złapał się za głowę obiema rękami i zgiął się wpół. Poczuł mdłości. Nie myślał czemu przypisać jego napad, nie był w stanie. Chciał jedynie, aby ktoś wreszcie ugasił ten ogień. Albo żeby ktoś go obudził.
Obudził ? To mu śniło, ale kiedy…kiedy…kiedy ?
No tak! W sierocińcu. Jak mógł zapomnieć? Cały czas budził się zlany potem, śniąc o ogniu. Przeszło mu dopiero, gdy Ero-wujek go adoptował, ale i tak koszmary wracały co jakiś czas.
Płomienie tańczyły mu przed oczami i nie chciały zniknąć. Tak samo jak krzyk kobiety. Czemu ona wykrzykuje jego imię? Niech to się skończy, albo sam zacznie krzyczeć.
W tym momencie poczuł silny ból z tyłu głowy, a potem była już tylko ciemność.

***

Sakon przeszedł przez tłum, podtrzymując nieprzytomnego blondyna. Dwóch ludzi go zaczepiło, ale wyjaśnił, że kolega zwyczajnie przeholował z piciem i teraz jedzie go odwieźć do domu. Lecz zamiast położyć go na siedzeniu, wrzucił chłopaka do bagażnika. Zaparkował w odludnym miejscu, więc nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Zatrzasnął bagażnik, wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer. Do słuchawki powiedział jedno zdanie:
- Mam go.

***

W momencie, gdy Naruto otrzymał cios, Hinata gwałtownie poderwała się z kanapy. Nie wiedzieć czemu, bała się.
- Co…co się stało ?

***

(Od autorki) Jak się tak zastanowić to na początku ten blog miał być tylko o tematyce love story. A teraz okazało się, że jest to opowiadanie romantyczne/kryminalne/psychologiczne.
Mówcie co o tym myślicie, bo nie wiem, czy robię dobrze, czy źle.
Przemek - Podoba mi się tekst - "to gorsze niż reklamy w TV" ;) to co, zaskoczyłam ?
Enma no Ai - Po pierwsze zdrowia życzę, a po drugie takie groźby nie działają. Mam je w realu i wciąż żyję, ale próbuj, próbuj ;) Powodzenia i pamiętaj: ja pilnuje co się u ciebie dzieje, jeszcze się możemy odwrócić rolami i wtedy ja cię będę szukać XD