:)

:)

niedziela, 16 października 2016

S2 Rozdział 6

(Od autorki) Co, myśleliście, że znowu rozdziału nie będzie XD huehuehue. Nie, mówiłam ze będzie wiec jest. Wracamy do cyklu rozdział raz na tydzień. Oto bardzo, BARDZO długo wyczekiwany rozdział. Zapraszam do czytania.

***


Shikamaru nie mógł zasnąć. Po kilkukrotnym przewracaniu się z boku na bok w końcu się poddał i zaczął się przechadzać po pokoju.  Zmęczenie nie nadchodziło, wręcz przeciwnie. Czuł się dziwnie rozbudzony, jakby wypił kilka filiżanek kawy przed snem. Tyle, że on nie znosił kawy.
Gdzieś na zewnątrz dało się słyszeć szczekanie psa. Kto tak późno w nocy wyprowadza zwierzaka? Może jego właściciel też nie mógł spać.
Nara po zrobienie kilku okrążeń po pomieszczeniu poczuł, że strasznie mu się chce zapalić. Pomyślał, że czemu nie. Tylko, że musiał wymknąć się na zewnątrz. Aż bał się myśleć co by było, gdyby Temari albo któryś z jej rodziców wyczuł dym w ich pokoju gościnnym.
Zarzucił coś na siebie, wziął fajki, zapalniczkę i po cichu wymknął się na zewnątrz. Wyszedł na werandę. Chłodne nocne powietrze przyprawiło go o dreszcz. Wiał lekki wiatr, który rozwiał jego niezwiązane niczym włosy. Zapalił papierosa, zaciągnął się po czym westchnął z ulgą. Tego mu było trzeba.
Czuł się zmęczony, lecz nie fizycznie a psychicznie. Dręczące go obawy nie dawały mu żyć, podobnie jak wyrzuty sumienia. Od dawna nie nazwał niczego upierdliwym. Nawet Temari widziała, że coś z nim nie tak, a przecież to głównie przed nią musiał udawać, że wszystko w porządku.
Po krótkiej chwili coś przyciągnęło jego uwagę. Jego ostatnio mocno wyostrzony zmysł obserwatora spostrzegł samochód, zaparkowany kilka domów dalej. Niby nic niezwykłego, ale Shikamaru był od jakiegoś czasu mocno wyczulony na takie nie pasujące do siebie drobiazgi. Jak na przykład ten. Wiele razy bywał w tym domu i zdążył już zauważyć, że ludzie mieszkający w domku, pod którym stało auto byli parą staruszków i nie posiadali żadnego pojazdu. Samochód mógł należeć do krewnego, tyle że chłopak mógł przysiąc że jeszcze kilka godzin temu tego auta tu nie było, kiedy wracał ze spaceru z Temari. Rodzinka wpadająca z wizytą w środku nocy? Dziwne…
W słabym świetle latarni i z tej odległości nie mógł dojrzeć numeru rejestracyjnego ani nawet marki pojazdu, a co dopiero zobaczyć czy ktoś w nim siedzi.
Jego uwagę na moment odwróciło powtórne ujadanie psa, tym razem z bliższej odległości. Zwierzę było bardzo niespokojne, jego szczekanie nie ustępowało. Shikamaru pomyślał, że to ujadanie brzmi znajomo i nagle ku jego zgrozie go olśniło.
Shukaku! Pies Gaary. Jeśli jest na zewnątrz to znaczy, że ktoś z domowników opuścił budynek bez jego wiedzy. Przestraszyło go to. Przez ostatnie dni tak bardzo uważał by nie spuścić nikogo z tej rodziny z oczu. A tu taki szok.
Zeskoczył z werandy i wybiegł na chodnik. Jego obawy się potwierdziły.
Kilkanaście metrów przed nim i dosłownie kawałeczek od wspomnianego auta, stała jakaś postać. Ciągnęła psa na smyczy, który najwidoczniej nie chciał się słuchać i robił mnóstwo hałasu. Z daleka i w tych ciemnościach trudno byłyby rozpoznać jakąkolwiek osobę, ale ostry, czerwony kolor włosów, widoczny w świetle lampy ulicznej nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
Papieros wypadł Shikamaru z ręki dokładnie w tej samej chwili, gdy tylne drzwi auta się otworzyły i wyszedł z niego jakiś cień.
Chłopak rzucił się do przodu. Wykrzyknął imię przyjaciela, aby go ostrzec, lecz było już za późno. Gaara był zbyt blisko tego samochodu, a jednocześnie zbyt daleko od Nary. Cień oplótł chłopaka i przyłożył mu coś do ciała. Gaara opadł bezwładnie i został wciągnięty przez porywacza do auta.
Shikamaru dobiegł do pojazdu w chwili, gdy ten miał już włączony silnik. Chłopak zdążył jedynie złapać za klamkę drzwi. Były zamknięte. Lecz przez szybę zdołał dojrzeć szydzącego z niego spojrzenie czyiś niebieskich oczu.
Samochód ruszył przez siebie z piskiem, omal nie przejeżdżając chłopakowi po stopie. Nara wytężał wzrok, ale przy tej szybkości auta i oświetleniu mógł rozpoznać tylko 2 pierwsze znaki na tablicy rejestracyjnej.
Wszystko wydarzyło się tak szybko. Wręcz w mgnieniu oka. Shikamaru  przez bardzo krótki moment nawet się zastanawiał czy to nie sen. Ale niestety nie był. Sytuacja sprzed chwili była prawdziwa. Przerażająco prawdziwa.
Nara upadł na kolana, wciąż patrząc w miejsce, gdzie zniknął mu z oczu ten cholerny pojazd. Co teraz robić? Gonić ich? Czym? Nie ma samochodu, a porywacze będą już daleko jeśli teraz wróci do domu po auto kogoś z rodziny. Uciekli mu. Chciało mu się krzyczeć z wściekłości.
Dzwonek telefonu przerwał nocną ciszę. Miał komórkę zawsze przy sobie, w kieszeni spodni dresowych. Shikamaru odebrał odruchowo, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Ale masz kuźwa wyczucie… - rzucił do swojego rozmówcy, nie przejmując się, że nie wie do kogo się zwraca
- Co się stało?! – to był głos Naruto.
- Zawiodłem, kurwa to się stało. Porwano Gaare… - usłyszał głuchy trzask po drugiej, ale nie zwrócił uwagi i mówił dalej – Nic…Nic nie mogłem zrobić…
Widział to, był niedaleko i nie zdołał temu zapobiec. Ta bezsilność jest…
- Nie – podniósł się z klęczek. To nie czas na depresje. Wcale nie jest bezsilny. Trzeba działać. Musi ich znaleźć…albo nie. Na pewno ich znajdzie.
Ruszył biegiem w stronę domu z gotowym w głowie planem działania.
Naprawi swój błąd. Znajdzie Gaare. Żadna inna opcja nie wchodzi w grę.

***

Zaledwie w kilka minut uruchomiła się sieć komunikacyjna. Wiadomość o porwaniu Gaary w mig dotarła do najważniejszych osób. Gdy Shikamru powiadamiał rodzinę oraz policje, Naruto zawiadomił Jirayie, Kakashiego i Sasuke.
Uchiha w ciągu kilku chwil był gotowy do drogi. Umówili się z Naruto, że przyjedzie do niego do rodzinnego domu Hinaty i stamtąd ruszą prosto do Suny. Nie powinno im to zająć tak dużo czasu jak zwykle, biorąc pod uwagę szybkość jego motoru oraz puste drogi z powodu późnej pory.
- Czekaj, naprawdę musisz jechać już teraz?! – Sakura szła szybkim krokiem tuż za Sasuke i próbowała, wedle swojej opinii, przemówić do rozsądku – Przecież jak tam teraz pojedziecie to ledwie zacznie świtać.
- A co mam robić?! – Sasuke zapiął swoją kurtkę i wyszedł na zewnątrz – Jak mam niby zasnąć po czymś takim? Musimy działać póki sprawa jest świeża.
- Ale co zdziałacie?! – Haruno nie ustępowała i złapała go za rękaw kurtki, zatrzymując go na moment – Tam będzie policja no i Kakashi. Co ty, Naruto i Shikamaru może sami zdziałać…
- Cokolwiek, żeby nie być biernym.
Dziewczyna westchnęła z irytacją. Nie przemówi mu do rozsądku. Chyba tylko silny cios w łeb, tak by stracił przytomność mógł go powstrzymać
- Dobra, w porządku – uniosła ręce w poddańczym geście – Jedź, tylko ostrożnie. Przyjadę z samego rana, jak wszystko…
- Co to, to nie – Uchiha przerwał jej zdecydowanie – Zostaniesz tutaj.
- Chyba żartujesz! – Sakura nie wytrzymała i podniosła głos, nie przejmując się, że jest na zewnątrz – Sam rwiesz się by być na miejscu, a mnie każesz tu siedzieć jak trusia? Gaara to także mój przyjaciel.
- Wiem – Sasuke wsiadł na motor i posłał jej zimne spojrzenie – Ale i tak zostajesz. Koniec kropka. To ciebie nie dotyczy.
- Oczywiście, że dotyczy! Chodzi o bezpieczeństwo moich przyjaciół no i … twoje. Obiecałam ci pomóc, więc…
- Tak obiecałaś, lecz w sprawie mojego brata. Gdy nadejdzie czas, skorzystam z twojej pomocy. Natomiast od tego masz się trzymać z daleka.
- Jak możesz oczekiwać, że będę…
Sasuke ponownie jej przerwał, tym razem gestem. Stuknął mocno dwoma palcami w jej czoło. Sakura zamarła na chwilę, zdezorientowana nie tylko przez to, lecz również przez spojrzenie ciemnych oczu, które wyraźnie złagodniały.
- Następnym razem.
Nie mówiąc nic więcej, założył kask, uruchomił silnik i z głośnym rykiem ruszył w ciemną noc. Zniknął kilka sekund później za zakrętem.
Sakura najpierw stała jak wrośnięta w ziemię, a potem zacisnęła dłonie w pięści i zmrużyła oczy ze złości. Znów próbował zamydlić jej oczy, jak nic.
Wróciła biegiem do domu, następnie do ich sypialni. Ściągnęła szlafrok i zaczęła się przebierać.
- Wybacz, kochanie – położyła złośliwie nacisk na ostatnie słowo – Ale czasy naiwnej i potulnej Sakury skończyły się już kilka lat temu.

***

- Przeproś wszystkich ode mnie, gdy wstaną. Powiedz, że pilne wieści od Ero-wujka wezwały mnie do domu. Potem wymyślę coś konkretniejszego.
Naruto stał na dworze i czekał aż jego przyjaciel tu po niego podjedzie. Powinien niedługo tu dotrzeć. Umówili się, że będzie tu mniej więcej o tej porze. Uzumaki był całkowicie rozbudzony. W jego postawie nie było widać żadnego zmęczenia.
Hinata stała tuż przy nim i nerwowo bawiła się palcami, strzelając kostkami. Oczy miała skierowane w ziemię.  Kurama również zachowywał się niespokojnie, chodząc w kółko, wokół swoich właścicieli
- Co zamierzacie zrobić? – zapytała cicho, z pozornym opanowaniem.
- Zdecydujemy, kiedy porozmawiamy z Shikamaru i poznamy więcej faktów.
Dziewczyna zerknęła na bok, potem znów w dół i na bok. Jakby starała się przemóc i coś powiedzieć. Nie chodziło o to jednak żeby zatrzymać blondyna. Wiedziała doskonale, że choćby nie wiadomo co powiedziała, za nic go nie powstrzyma. Nie istniała pewnie tak siła, która przytrzymała by go teraz na miejscu.
-Czy… - zebrała się na odwagę, ale i tak na niego nie patrzyła - …gdy autobusy znów zaczną kursować…mogę do was dojechać? Wiem, że wydaje się, że mogę się nie przydać, ale…
Nie dokończyła. Powiedziała wszystko, co w sumie chciała. Teraz czekała z bijącym sercem na jego odpowiedź.
Naruto zrobił 2 kroki i stanął tuż przed nią. Hinata ciągle nie odrywała wzroku od ziemi. Nie wiedziała dlaczego, ale bała się na niego spojrzeć. Bała się co zobaczy na jego twarzy. Cisza w powietrzu przeciągała się.
W końcu Uzumaki delikatnie chwycił jej lewy nadgarstek i podniósł go do góry. Zatrzymał go, kiedy jej dłoń znalazła się na wysokości jej twarzy. W tym momencie, przed jej jasnymi oczami znajdował się diamencik z jej pierścionka zaręczynowego.
Hinata zaskoczona podniosła wzrok i napotkała błękitne oczy narzeczonego. Oczy, które tak często przypominały oczy małego, wesołego chłopca, teraz były inne.
Był to wzrok dorosłego mężczyzny, gotowego na wszystko. Silnego i pełnego zdecydowania.
- Pamiętasz dzień, w którym ci go dałem?
Pamiętała. Pamiętała najlepiej ze wszystkich dni w swoim młodym życiu. Jak mogłabyby zapomnieć cokolwiek? Ścisnęła powieki i wówczas słowa sprzed dwóch lat rozbrzmiały w jej umyśle.
- Musisz mi obiecać, że jeśli kolejny raz zdarzy się taka sytuacja jak wczoraj, będziesz myśleć tylko o własnym bezpieczeństwie. Uciekniesz i zostawisz mnie, jeśli będzie trzeba. Będziesz myśleć jedynie o sobie. Masz przysiąc, że tak zrobisz.
- Dobrze, przysięgam.
Ta sytuacja właśnie nadeszła. Porwanie ich bliskiego przyjaciela, najpewniej przez Akatsuki, zniszczyło już na dobre ich spokój. Naruto wyciągnął sprawę jej przysięgi i dał jasno tym do zrozumienia czego oczekuje.
Hinata miała tu zostać i trzymać się z daleka. Taka jak obiecała, miała od tego uciec i myśleć jedynie o sobie, o swoim bezpieczeństwie i o niczym więcej.
- Wiem, że złożyłam przysięgę – pomyślała Hyuga, mierząc się ze swoim dylematem – Ale przecież tamtego dnia prawdopodobnie zrobiłabym wszystko byleby mnie nie zostawiał. Powiedziałabym wszystko…
Chyba od dawna nie chciała dopuścić do swojej świadomości faktu, że ta obietnica kiedyś obróci się przeciwko niej.
- Tak, pamiętam – odpowiedziała w końcu, ciszej niż planowała.
- Pamiętasz, co mi obiecałaś, prawda? – blondyn pochylił się i przyłożył swoje czoło do jej czoła – Pod tym warunkiem zgodziłem się, byśmy zostali razem.
- Wiem…wiem, ale…
- Nie martw się. Nic mi się nie stanie. Nie zamierzam umrzeć dopóki nie stanę na czele tego miasta oraz… - pocałował już w czoło, by później posłać jej najlepszy pocieszycielski uśmiech, na jaki było go stać w tej chwili - …dopóki nie zostaniesz moją żoną. To moje największe marzenia.
Naruto był zdeterminowany, pamiętał nie tylko o swoich marzeniach, lecz także o celach. Aby chronić Hinate musiał trzymać ja z dala od tego bagna. Aby odciągnąć Sasuke od zemsty musi go pilnować. I w końcu aby chronić siebie…musi mieć oczy dookoła głowy.
Ich rozmowę przerwał nagle dźwięk nadjeżdżającego pojazdu. Wpierw pojawiło się światło reflektora by za moment zatrzymał się przy nich motocykl. Kierowca zdjął kask.
- Wsiadaj – rzucił na powitanie do przyjaciela – Nie traćmy czasu.
Naruto ostatni raz ścisnął dłoń dziewczyny i jeszcze raz zapewnił ją, że wszystko będzie dobrze, po czym wsiadł bez wahania na motor za Uchihą.
Bez żadnych dodatkowych słów, Sasuke posłał Hinacie spojrzenie mówiące – „Będę go pilnował” – założył z powrotem kask i obaj odjechali.
Kurama szczeknął kilka razy w proteście. Umilkł, kiedy zrozumiał że nie zawróci tym swojego pana. Chciał iść z nim. Nie był w tym odosobniony.
Hyuga odwróciła się plecami do drogi i poszła w stronę domu. Weszła do środka. Cisza wewnątrz była dla niej jeszcze bardziej przytłaczająca niż na dworze. Jak ona tu wytrzyma? Nie da rady, zwyczajnie nie da. Zwariuje z niepokoju.
Kiedy szła w stronę swojego pokoju, pies próbował złapać zębami za nogawki jej spodni by ją zawrócić. Był przy tym jednak ostrożniejszy niż by był, gdyby chodziło o jego pana.
- Wiem Kurama, wiem… - wyszeptała, siląc się na spokojny ton. Nie przerwała kroku, wciąż szła przed siebie – Ja też chce być przy nim.
Dotarła w końcu do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Na łóżko nawet nie spojrzała. Nie było mowy by zmrużyła oko dzisiejszej nocy. Tak bardzo się martwiła. O Gaare, o Sasuke … o Naruto. Jej strach, który towarzyszył jej nieprzerwanie od kilku lat był niczym w porównaniu z tym, co teraz czuła.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, instynktownie szukając czegoś co odwróci jej uwagę. Dostrzegła, że jej komórka leżąca na nocnym stoliku mryga, sygnalizując, że dostała SMSa.
Dziewczyna wzięła telefon do ręki i sprawdziła skrzynkę odbiorczą. Okazało się, że dostała wiadomość od Sakury o treści:
„Zadzwoń do mnie od razu gdy odjadą”
Hyuga bez zastanowienia wybrała numer przyjaciółki. Haruno odebrała natychmiast, po pierwszym sygnale.
- Ten dupek myśli, że będę posłuszną dziewczynką i siedziała potulnie na tyłku, czekając na jego „wielki powrót z bitwy”. Pewnie do tego jeszcze z obiadem – Hinata usłyszała tą wypowiedź zamiast przywitania. Najwidoczniej Sakura była tak nerwowa, że miała gdzieś maniery lub…upodobniła się do swojego faceta. Cóż z kim przystajesz, takim się stajesz.
- Aha – mruknęła jedynie, nie wiedząc co właściwie na ten wybuch ma odpowiedzieć.
- Wsiadam w pierwszy autobus do Suny. Zdaje się, że podjedzie pod twoją okolicę około 6:40. Wsiądź w niego, będę siedzieć na przodzie. Nie będziemy dawać sobą dyrygować.
- Ale…ale ja… - w głowie dziewczyny w kółko przewijały się słowa własnej przysięgi oraz swoja własna chęć najszybszego znalezienia się przy Naruto w Sunie.
- Pewnie Naruto strzelił ci jakąś uspokajającą gadkę. Błagam nie mów, że to łyknęłaś.
Nie łyknęła nic. Po prostu dała słowo…ale…
- Przecież nie możemy pozwolić im walczyć bez nas! Hinata no!
Hyuga milczała przez kilkanaście sekund. Obietnica to obietnica. Nie może jej złamać. Tyle, że pamiętała z tamtego dnia jeszcze coś. Inne słowa, które wypowiedziała. W jej mniemaniu to również była przysięga. Sądziła tak i wtedy i dziś.
- …Więc pozwól mi być tą osobą, która cię wesprze. Dam ci tyle siły, ile zechcesz. Jeśli upadniesz, pomogę ci wstać. Pomogę ci przeć naprzód. Będę cię kochać najmocniej jak umiem. Zrobię wszystko…tylko nie unieszczęśliwiaj nas oboje, dla mojego dobra.
Naraz niepewność i wahanie opuściło ją całkowicie. Musi mu pomóc. Nieważna jak i bez względu na wszystko.
- Nie musisz krzyczeć Sakura-san – wreszcie jej głos miał normalny wydźwięk – Czekaj na mnie, wsiądę do tego autobusu na 100%.

***

Sasori siedział przy oknie i przyglądał się nocnemu niebu. Czekał już długo, lecz nie był zniecierpliwiony. Po latach pracy z Deidarą przyzwyczaił się, że nigdy nic nie było przez niego zrobione na czas.
W końcu usłyszał na korytarzu kroki dwóch osób. Kluczyk otworzył drzwi i pojawił się w nich jego partner oraz młody chłopak stojący tuż przed nim. Ciężko oddychał, miał związane z tyłu ręce, a usta miał zakneblowane.
- Nikt was nie widział? – spytał Sasori, bez ogródek.
- Jak tu szliśmy to nie – blondyn pchnął zakładnika na niezasłane niczym łóżko, stojące w rogu pokoju i pokazał mu paralizator, którym go wcześniej potraktował – Bądź grzeczny, a nie będziemy musieli używać tej zabawki ponownie.
Gaara rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego go przyprowadzono. Było tu bardzo pusto. Znajdowało się tu bardzo mało mebli. Prawdopodobnie nikt tu nie mieszkał na co dzień. Mieszkanie znajdowało się na najwyższym piętrze jakiegoś wieżowca.
Sabaku pamiętał, że wyszedł na nocny spacer z psem. Nie był to pierwszy raz. Shukaku bardzo często zmuszał go do wyjścia o późnych porach. Jednakże dzisiaj nie zdołał wrócić do domu. Obezwładnij go jakiś paraliżujący wstrząs. Już wiedział, że został porażony paralizatorem. Stracił przytomność i odzyskał ją dopiero, kiedy samochód, którym go przewieziono zatrzymał się pod tym wieżowcem.
- „Jak tu szliście”? – Sasori zmrużył niebezpiecznie oczy – To znaczy, że ktoś widział was wcześniej?
- Oj tam, nic wielkiego – rzekł lekceważąco blondyn – Jakiś facet przykleił się nam do szyby, zanim odjechaliśmy.
- Mógłby cię rozpoznać, Deidara?
- Trudno powiedzieć. Pewnie nie, było zbyt ciemno.
- Nie lekceważ tego. Nie wolno zostawiać żadnych świadków.
- Przecież wiem – Deidara opadł na starą kanapę i dodał – Daj temu spokój, na pewno nie zdążył zapamiętać całej mojej twarzy. Jesteśmy bezpieczni.
Mężczyzna nie był tym uspokojony. Swojemu partnerowi nie ufał w najmniejszym stopniu. No dokładniej to jego słowom.
 - To chociaż przynajmniej podałeś swoim ludziom odpowiednie instrukcje? – spytał z nadzieją, że blondyn choć jedną część zadania wykonał poprawnie.
- Co znaczy „chociaż”? Pewnie, że tak. Zadzwonią do starego Sabaku równo w południe i podadzą mu żądania. Gościu albo je spełni albo straci synalka. Zrobią wszystko jak im kazałem.
Sasori pokiwał głowę i zerknął na więźnia. Musieli pilnować go jeszcze przez jakiś czas. Chciał mieć tą misję już za sobą. Nie przyznałby się do tego przy Deidarze, ale on również chciał zabrać się za ich następny cel.
Dzięki adrenalinie krążącej w żyłach, Gaara był w stanie myśleć błyskawicznie i dobrze zrozumieć swoją nieciekawą sytuację. Dał się porwać jakimś oszołomom, tyle że coś mu tu nie pasowało.
Ci mężczyźni mieli na sobie drogie ubrania i zegarki. Widać było, że nie potrzebowali pieniędzy, mieli dużo własnych. Nie porwali go dla okupu. Mieli jakieś inne żądania do jego ojca w zamian za jego życie. Ale jakie?
No i druga sprawa. Dlaczego nie ukrywali przed nim swoich twarzy?
Jeden z porywaczy, ten z długimi blond włosami zauważył jego dociekliwe wgapianie w nich. Mężczyzna podszedł do niego i przyłożył mu koniec paralizatora do podbródka. Ruszał palcem w tę i z powrotem, udając że chce go włączyć i jednocześnie drażniąc się z nim.
- Przypatrz nam się uważnie młody – Deidara uśmiechał się złośliwie, a swą postawą podkreślał swoją wyższość nad zakładnikiem – Nie przeocz żadnych ważnych szczegółów. W końcu musisz nas uważnie opisać policji, gdy już będziesz wolny.
Mężczyzna wreszcie odsunął od niego narzędzie i śmiejąc się cicho pod nosem wrócił na swoje miejsce i zaczął rozprawiać z tym drugim o jakichś sprawach bez znaczenia. Z tego co zrozumiał mówili coś o interesach jakiegoś kasyna.
Gaara przysłuchiwał się ich rozmowie i próbował zrozumieć zagadkową wypowiedź swojego oprawcy sprzed chwili. Coś się za nią kryło, ale co…
I nagle go olśniło.
Oczy Sabaku rozszerzyły się znienacka, oddech na chwilę zamarł, a ręce związane z tyłu zadrżały i to bynajmniej nie z zimna. Straszna prawda do niego dotarła. To musiało być to.
Mógł istnieć tylko jeden powód, dla którego porywacze nie ukrywali przed nim twarzy ani nawet własnych imion. Ponieważ to im nie mogło zaszkodzić, Gaara i tak nie miał ich nigdy opisać i wydać policji. Nie ważne czy jego ojciec spełni te tajemnicze żądania, czy nie. Jego los był już przypieczętowany.
Gaara i tak nie opuści tego budynku żywy…
Niewolno zostawiać żadnych świadków.

***

Zbliżał się już ranek. Niebo powoli zaczynało się rozjaśniać. Ludzie w swoich domach powoli zaczęli się wybudzać ze snu i szykować na kolejny dzień. Jedynie rezydencja Sabaku od dawna tętniła życiem oraz pełną grozy atmosferą.
Shikamaru nie mógł znieść tam już ani minuty dłużej. Wyszedł na werandę i znowu zapalił. Ile papierosów wypalił w ciągu ostatnich kilku godzin? Nie miał pojęcia, ale było ich naprawdę dużo.
Tak mało czasu minęło, a tyle się wydarzyło. Porwanie…zaalarmowanie wszystkich…te spojrzenia pełne wyrzutu, które mógł sobie wyimaginować przez kłujące go wciąż poczucie winy, że nie zdołał zapobiec nieszczęściu…wezwanie policji no i przesłuchania. Dali mu spokój, dopiero wówczas, gdy przyjechał Kakashi i przejął dowodzenie. Nara nie wiedział jak jego szef zdołał to zrobić, ale go to nie obchodziło, ważny był rezultat.
W tej chwili policjanci montowali jakieś ustrojstwo, które miało pomóc zlokalizować porywaczy, gdyby zadzwonili. Shikamaru nie miał wątpliwości, że się odezwą. Gdyby chcieli zabić Gaare, zrobiliby to na miejscu, nie cackali by się. Gaara był im na razie potrzebny żywy. Na razie…
Wtem wśród warkotów silników samochodów dało się słyszeć inny. O wiele głośniejszy i charakterystyczny.
Shikamaru zgasił niedopałek i czym prędzej pobiegł pod dom, który stał jakieś 3 budynki od rezydencji Sabaku. To tam właśnie zatrzymał się czarny motocykl, z którego akurat zeszło dwóch młodych mężczyzn.
- Matko…parę razy myślałem, że nas zabijesz – powiedział Naruto, czując małą ulgę, że są na miejscu i może wyprostować nogi.
- Sam mówiłeś, że mam jechać najszybciej jak się da.
- Powiedział ten, który miał kask!
- Nawet w takich momentach macie czas na te wasze bezsensowne sprzeczki – Nara pojawił się przy nich i przerwał tą głupią paplaninę – Ciszej trochę. Kakashi nie wie że tu przyjechaliście. Myśli, że jedynie wiecie co się wydarzyło.
- Shikamaru! – zawołał Naruto – Bez przedłużania…Opowiadaj wszystko po kolei, ale już.
Nara po raz kolejny opowiedział cały przebieg zajścia.
- Przyłożył mu coś do ciała, tak? – Sasuke podrapał się w podbródek – Pewnie paralizator, prosty, ogólnodostępny i skuteczny.
Uzumaki wzdrygnął się i spojrzał na Nare z wyrzutem – Przyznaj się. Wpadłeś na to, że to Gaara może być celem, gdy zobaczyłeś anonim.
- Niezupełnie – Shikamaru zaczął wyjaśniać – To była tylko jedna z możliwości. Zbyt dużo osób wchodziło w grę. Najprawdopodobniejszy był rzeczywiście Kakashi, przynajmniej według mnie, lecz…gdy wpadło mi do głowy, że może chodzić o kogoś z rodziny Sabaku to…jakoś nie mogłem wyrzucić z głowy tego…
- Podobieństwa miedzy nami – Naruto dokończył za niego – Kanakarou, Temari i Gaara są dziećmi prezydenta Suny, tak ja byłem synem prezydenta Konohy. W dodatku ich ojciec właśnie został ponownie wybrany właśnie dzięki…
- …nowemu programowi, które ma walczyć z przestępczością zorganizowaną – Sasuke dokończył całą myśl – To daje do myślenia i zwiększa prawdopodobieństwo, że to o nich chodziło. Mogłeś coś powiedzieć.
- A co by to zmieniło? Stanęło by na tym samym i tyle. Nie mielibyśmy żadnej pewności i podjęlibyśmy tę samą decyzje by poczekać na ich ruch.
- Ale może Kakashi-sensei załatwiłby im ochronę – powiedział Uzumaki.
- Słuchałeś mnie w ogóle? – Shikamaru się lekko zirytował – Było zbyt wielu podejrzanych. Musiałby załatwić ja dla wszystkich, a to by było niemożliwe. Nawet Hinata i Neji byli na liście – widząc zszokowana minę blondyna dorzucił – Nie dziw się. Ich rodzina prowadzi potężną firmę, która także mogła w szelaki sposób narazić się mafii. A do tego jak byśmy to im wyjaśnili…
- To wszystko? – rozmówcy spojrzeli na Sasuke, zdziwieni jego pytaniem.
- To znaczy?
- Czy to wszystko co ukrywałeś? Bo ja myślę, że wpadłeś na coś jeszcze.
Shikamaru zamilkł na dłuższą chwilę i odwrócił wzrok.
- Dość chłopie! Koniec tajemnic – krzyknął Naruto – Kawa na ławę, ale już!
- Naprawdę tego nie zauważyliście?
- Czego do cholery nie zauważyliśmy?! Mów, albo ci przywalę.
- A ja się przyłącze – Uchiha dodał swoje 3 grosze.
Shikamaru westchnął przeciągle i wyrzucił z siebie na jednym tchu.
- Nie widzicie, że autor anonimu udaje jakiegoś kretyna!
Naruto i Sasuke zamrugali szybko i powiedzieli jednocześnie krótkie.
- Co?

***

(Od autorki) Znowu skończyłam w głupim momencie XD ale spokojnie następny rozdział będzie za tydzień. Już bez takich długich przerw.
Myślałam co dodać na koniec i może powiem wam, że nie dostałam sie na medycyne :P nie dziwię sie bo tam są geniusze a nie takie roztrzepańce, ale tam gdzie jestem też mi sie bardzo podoba. Mianowicie studiuje neurobiopsychologię na Uniwersytecie Gdańskim (taa każda osoba, której powiem tą nazwę nie wie o co chodzi XD.
Aha i ta niespodzianka. Założyłam drugiego bloga nie mającego jednak nic wspólnego z NaruHina, Założyłam go bo czułam potrzebę, aby wyrzucać z głowy różne pomysły FF nie związanych z Naruto, a jednocześnie za krótkich by mieć osobny blog. Ma na celu opróżnianie głowy z różnych "wizji". Będę tam coś wkładać, kiedy będę miała ochotę, nie będzie tam nic regularnego. Link będzie z boku.
To tyle, do zobaczenia za tydzień.

niedziela, 9 października 2016

Nowy rozdział już w nadchodzącym tygodniu

Większość spraw mam już ogarniętych. Przeprowadzka do innego miasta, sprawy na uczelni i ogólnie jej poznanie. Kilka rzeczy jeszcze zostało do zrobienia, ale najważniejsze mam już z głowy, więc mogę się skupić tutaj.
Znowu tego bloga czytałam XD to dziwne uczucie jak się czyta coś co się samemu napisało...
Plan zrobiony, rozdział zaczęty, word otworzony, więc w tym tygodniu na pewno będzie, a potem...pewnie raz na tydzień, ale w który dzień to nie wiem, różnie może być.
Do tego będzie mała niespodzianka ;) Do zobaczenia

poniedziałek, 12 września 2016

Wyjaśnienie

Wyszłam na chamską babę, bo nie wyjaśniłam, czemu blog nie ruszył po maturach jak obiecałam. Teraz powiem, po prostu wcześniej nawet nie chciało mi się o tym myśleć.
Otóż na krótki okres po maturach nie mam żadnego usprawiedliwienia. Stres ode mnie odszedł, trochę odpoczełam, nawet zrobiłam trzeci Anime Crack na YT. No i czytałam sobie tego bloga. Chciałam go przeczytać od deski do deski i przypomnieć sobie wszystko i to gdzie skończyłam. Nawet zabrałam się za pisania. Miałam połowę rozdziału, ale nie wróciłam ponieważ...
Może ktoś pamięta jak nie dawałam rozdziałów bo byłam w tak złym nastroju, a potem powiedziałam, że ktoś z rodziny jest ciężko chory? I przez to byłam w dole i nie mogłam pisać?
Otóż w czerwcu, (tak gdzieś lekko po połowie miesiąca) ta osoba trafiła do szpitala w ciężkim stanie. I leżała tam kilka tygodni i zmarła. A mówiąc ta osoba to mam na myśli mój tata.
Zmarł mi ojciec, po długiej chorobie.
Nie mam wyrzutów sumienia jak powiem, że wówczas miałam ten blog kompletnie w dupie. Zapomniałam o nim i o pisaniu.
Nie wiem czy ktoś zrozumie. Czy ktoś kiedyś z was stracił rodzica i musiał wcześniej patrzyć jak nie może nawet już sam wstać do posiłku czy toalety. Nikomu tego nie życzę, ale u mnie to było tak jakby i część mnie umarła. Wiem, że to brzmi poetycko i głupio, ale to prawda.
Dopiero niedawno zaczęłam czuć, że wracam do siebie. Wręcz 5 dni temu przypomniałam sobie o pisaniu. Dlatego umówmy się, że wrócę od października. Zacznę studia i może jakoś ułożę sobie jakoś to życie jako pół sierota.
Przepraszam wszystkich, których zawiodłam, tych co byli na mnie źli i tych którzy z pokorą czekali, no i tych którzy już nawet o tej historii zapomnieli.
Postaram się wrócić (jeśli ktoś oczywiście jeszcze będzie chciał to czytać) Nadal, a właściwie znowu czuje, że nie chce tej historii odpuścić.
Jeszcze raz przepraszam wszystkich.


niedziela, 17 kwietnia 2016

Proszę o cierpliwość

Z powodu napływających komentarzy i wiadomości z pytaniem o to co z kolejnym rozdziałem pomyślałam że trzeba dać znak życia ;) Wiem, że schrzaniłam nie dając rozdziału w czasie wolnego ale wierzcie lub nie, pisanie jest na razie nisko na liście moich priorytetów. Dajcie mi jeszcze miesiąc. Za 2 tygodnie kończę szkołę, a w ciągu następnych dwóch piszę maturę - 2 egzaminy ustne i 6 pisemnych (głupia wzięłam polski rozszerzony i pisze aż 2 testy :P) Teraz nie żyje niczym innym jak powtórkami i stresem. Także licze miesiąc. Po tym wracam wręcz od razu. Może nawet z 2 rozdziałami naraz i zacznę pracę nad One-shotem. Dlatego proszę o zrozumienie i poczekajcie na mnie ;)
Dziękuję że wciąż pamiętacie o mnie i tym blogu. Macie moje słowo że wróce od razu po egzaminach (no chyba że nie zdam i pójdę się zabić ale to wykluczone! Muszę zdać!)

niedziela, 3 stycznia 2016

S2 Rozdział 5

(Od autorki) Rozdział miał być i jest ;) Obiecałam więc...Jak to mówi Naruto "Ja nie rzucam słów na wiatr".

***



Sasori zmrużył niebezpiecznie oczy. Doświadczenie lub raczej instynkt, który nabył podczas lat pracy mówił mu, że ten klient spowoduje mu problemy. Mężczyzna, którego obserwował był po czterdziestce i pił właśnie chyba dziesiątą kolejkę. Już po piątej stał się strasznie hałaśliwy i przeszkadzał innym klientom. Teraz jego ruchy były nieskoordynowane, a jego oczy przesiąknięte agresją. Był tak głośny, że niemal wszyscy w lokalu wiedzieli, że wylano go dziś z pracy i jest w trakcie rozwodu, więc postanowił zapomnieć o swoich smutkach tutaj.
Czerwono-włosy mężczyzna wstał i przeszedł się po lokalu. Mijał małe loże z prześwitującymi zasłonami, które miały niby dawać poczucie intymności. Siedzieli w nich głównie mężczyźni w średnim wieku, czasem zdarzało się bogate gówniarstwo, ale to w rzadkich przypadkach. Towarzystwa dotrzymywały im pracownice tego przybytku. Najczęściej po kilkunastu minutach ci mężczyźni udawali się w tymi paniami do prywatnych pokoi, znajdującymi się piętro wyżej, oczywiście za dodatkową opłatą.
Sasori nazywał to miejsce „luksusowym burdelem”, co nie było dalekie od prawdy. Był właścicielem tego lokalu, więc znał wszystkie usługi, jakie to miejsce oferowało lepiej niż ktokolwiek inny. Jednak wciąż nie mógł się pozbyć pogardy, jaką czuł do tych ludzi, gdy przechodził obok nich i słyszał te chichoty i bezwstydną gadaninę.
Zamierzał właśnie kazać ochronie usunąć stąd po cichu niechcianego klienta, lecz okazało się, że nie było takiej potrzeby. Zanim zdążył wydać jakiekolwiek polecenie, tamten mężczyzna zaczął wyładowywać swoją wściekłość na dziewczynie, która jak można wydedukować z jego krzyków, przypominała jego żonę. Jego pięści nie miały litości, był zbyt pijany by nad sobą panować.
Dwójka wielkich jak dąb ochroniarzy, podbiegła do nich i siłą odciągnęła mężczyznę od dziewczyny. Sasori podszedł do nich i ocenił straty. Jego pracownica została mocno pokiereszowana, jej oprawca miał sporo siły i mało samokontroli.
- Wyrzućcie go stąd! – nakazał ochroniarzom tonem spokojnym, lecz jednocześnie władczym.
Ochroniarze wyprowadzili mężczyznę, który próbował im się stawić. Nie miał żadnych szans w tym względzie. Te goryle trzymały go w żelaznym uścisku, a ich wzrok mówił, że nie wypuszczą gościa bez specjalnego pożegnania, czyli małego obicia. Ten klient już to za pewne nie wróci.
Sasori ukucnął obok rannej kobiety, obok której pojawiła się jedna z jej koleżanek.
- Masz - podał jej plik banknotów, który wyciągnął spod marynarki – To na lekarza oraz należna wypłata za ten miesiąc. Możesz to uznać za odprawę. Jesteś zwolniona.
- Ale…ale… - dziewczyna próbowała coś wykrztusić przez łzy.  Jej mocny makijaż był rozmyty, a rajstopy podarte. Dodając do tego jej rany, przedstawiała obraz ofiary. Czerwono-włosy dotknął delikatnie jej wargi. Okazało się, że jeden z zębów dziewczyny był wybity.
- Teraz możesz tu służyć jedynie, jako otwieracz do butelek. Nie przyniesiesz już żadnych zysków po dzisiejszym incydencie. Dałem ci i tak sporo kasy, a teraz wynocha.
Sasori wstał i spojrzał na zegarek na ręce. Przeklął w myślach, był spóźniony. Wyszedł z lokalu nie przejmując się głośnym szlochem swojej byłej pracownicy. Wsiadł do swojego auta i odjechał.
Miejsce, które właśnie opuścił nie było jedynym, jakie posiadał. Był właścicielem większości tego typu lokali w całej stolicy, nawet takich, w których pracownikami byli mężczyźni. Utrzymanie w każdym z nich porządku było bardzo pracochłonne. Takie miejsca nigdy nie są spokojne i zawsze zdarzy się coś niepożądanego. Jednakże pieniądze pochodzące z tych interesów rekompensowały wszystko.
I tak nieźle mu poszło jak na chłopaka z ulicy.
Sasoriego wychowała jego babcia, ponieważ rodzice umarli jak był bardzo mały. Nigdy nie dowiedział się jak zginęli, babka nigdy mu tego nie powiedziała. W szkole był popularny z powodu swojej urody, ale jego charakter nie współgrał z wyglądem. Szybko wdał się w złe towarzystwo. Dążył do samo destrukcji, gdy nagle przed nim pojawił się ten dziwny facet z tymi nieludzkimi oczami i czerwonymi włosami, ale o innym odcieniu niż on miał. Pain pojawił się znikąd i pokierował go tak zręcznie, że teraz Sasori wreszcie czuł się kimś.
Miał pieniądze, a także ludzi pod sobą, którzy nie ważą się zlekceważyć jego poleceń, czy nawet drwić za jego plecami z jego wyglądu. Był wiernym członkiem organizacji przestępczej i nigdy przez myśl mu nie przeszło żeby wieść normalne życie. Akatsuki sprawuje kontrolę nad wszystkim, każdy członek zajmuje się czymś innym. On niestety musi pilnować tych „luksusowych burdeli”, ale wolał to niż mieć takie obowiązki jak Zetsu.
Jego babcia umarła zalewie rok temu. Co miesiąc wysyłał jej część swoich zarobków, aby miała godziwe życie. Odeszła z tego świata, nie mając pojęcia o działalności swojego wnuka. Wraz z jej odejściem Sasori stracił ostatnia osobę, do jakiej żywił jakiekolwiek ciepłe uczucia. Teraz mógł całkowicie poświęcić się sprawami Akatsuki.
W końcu mężczyzna dojechał do celu. Zaparkował pod miło wyglądającą restauracyjką. Wszedł do środka, lecz nie usiadł przy żadnym stoliku. Skierował się na zaplecze, a następnie otworzył drzwi z napisem „dla personelu”. Przeszedł wąskim korytarzem i po otworzeniu kolejnych drzwi znalazł się w miejscu, o które istnienia nikt z klientów za ścianą by nie podejrzewał.
Na środku pomieszczenia stał okrągły stół, przy którym siedziało kilku facetów. Grali w karty. Mieli takie twarze, że każdy posikałby się ze strachu, gdyby wpadł na któregoś z nich w ciemnym zaułku. Przy każdym z nich stała zaczęta butelka piwa oraz pieniądze, przy jednym mniej, przy drugim więcej. Cały pokój był pełen dymu z ich papierosów, a w telewizorze, wiszącym na ścianie leciała transmisja z meczu.
Gdy Sasori wszedł, wszyscy odwrócili głowę w jego stronę. Żaden z mężczyzn nie odważył się jednak odezwać.
- Spóźniłeś się – powiedział stojący w cieniu blondyn – Nie przeszkadzajcie sobie panowie – Deidara odezwał się do mężczyzn, a potem znów skierował swoje słowa do nowoprzybyłego – Chodźmy stąd – wskazał na tylne wyjście.
- Jak ty wytrzymujesz w tym zaduchu? – spytał Sasori, gdy razem z towarzyszem znaleźli się na zewnątrz, za budynkiem.
- Wyobrażam sobie, że jestem w saunie – zaśmiał się, uznając to za dobry żart, ale Sasori nie był tego zdania – No to, jak stoją sprawy?
- Wszystko przygotowałem. Wystarczy tylko poczekać na odpowiedni moment i dorwać cel.
- Ach, chciałbym mieć to już za sobą i zająć się Uzumakim – Deidara zachowywał się jak dziecko, które nie może się doczekać świąt, a nie jak gangster, który dostał zlecenie na pozbycie się kogoś.
- Deidara… - powiedział wolno Sasori, głosem, w którym dało się słyszeć nutkę groźby.
- No, co?!!! – obruszył się długowłosy blondyn.
- Nic, jutro będę czekać tam gdzie zwykle i zaczniemy. Ale wiedz, że przez cały czas trwania zlecenia nie zamierzam spuścić z ciebie oka.
- Huh?! Niby, czemu?!
- Po pierwsze to nie jest manga lub anime, tylko życie. Nie możesz wysadzać budynków w powietrze jak ci się żywnie podoba i jednocześnie nie zwracać na nas uwagi.
Blondyn się wkurzył, ale się nie odezwał. Sasori trafił w dziesiątkę. Odkąd Deidara dołączył do Akatsuki wciąż miewał czasami chętkę by wrócić do swojego dawnego życia. Można powiedzieć, że Pain biorąc blondyna pod swoje skrzydła, uratował go od siedzenia w kiciu.  No, bo jak długo może być nieuchwytny dla policji mężczyzna, który ma się za geniusza (co jest bzdurą) i który grozi, że wysadzi w powietrze centrum miasta, jeśli nie spełni się jego żądań. Najwyżej kilka godzin.
- Ale przyznasz, że sprawa byłaby załatwiona.
- Nie, nie byłaby – odparł czerwono-włosy, zażenowany tą idiotyczną rozmową – A po drugie zostaw tego Uchihe w spokoju. To Itachi ma go załatwić, nie my.
- A skąd ci przyszło do głowy, że… - nie dokończył, widząc wzrok towarzysza – Człowiek chce wszystkim pomóc, wyręczyć w pracy, a ci niezadowoleni.
- Jeśli ruszysz brata Itachiego, to on cię ukatrupi – Sasori skrzywił się przez myśl, która mu wpadła do głowy – A wtedy Pain da mi za partnera Zetsu. Wolę już pilnować ciebie niż tego chuja.
- Och, jestem wzruszony twoją troską – rzekł sarkastycznie Deidara, po czym dodał – Dobra muszę wracać, pilnować tamtych. Do jutra i spokojnie, nic nie wysadzę. Na razie…
- Czekaj – zatrzymał go Sasori – A ty wszystko za…
- Spoko, wszystko gotowe.
- Wolałem się upewnić, z tobą to…
- Ok, ok a teraz spierdalaj – powiedział blondyn i wszedł do środka.
Tym właśnie zajmował się Deidara. Hazardem w każdej postaci, normalnymi kasynami jak i tymi nielegalnymi spotkaniami i internetowymi grami. Kiedyś miał tego więcej pod kontrolą, lecz Pain zabrał mu kilka nieruchomości kilka lat temu. I jakoś zbiegło się to dziwnie z tajemniczą eksplozją auta, jednego gościa, który posiadał konkurencyjne kasyno. Sprawę jakoś udało się zatuszować. Wypadek i tyle.
Sasori westchnął zirytowany, podchodząc do swojego auta. Pilnowanie Deidary to jak pilnowanie niegrzecznego przedszkolaka. Miał nadzieję, że podczas wykonywania dwóch następnych zadań wszystko pójdzie jak po maśle.
Jednakże ten instynkt, ten sam, który mówił mu, że jakiś konkretny klient sprawi mu kłopoty, podszeptywał mu, że blondyn cos wywinie. I że nie przyniesie mu to nic dobrego.

***

- Spać… - Naruto opierał głowę o znak przystanku autobusowego i walczył z sennością. Co ciekawe Hinata, zamiast przywołać go do porządku, stała w tej samej pozycji, co on, tylko, że opierała się o jego ramię.
- Spać… - powtórzyła słowa narzeczonego. Ludzie na przystanku, co chwilę zerkali to na nich (bali się, że para zaraz osunie się na chodnik i zaśnie) to na rudego psa, który raz po raz szturchał nosem któregoś ze swoich właścicieli (zupełnie jakby podzielał te same obawy).
Po chwili na przystanek zajechał autobus. Ludzie zaczęli wsiadać do środka, ale Naruto i Hinata nie ruszali się z miejsca. Zdawali się w ogóle nie zauważyć, że autobus w ogóle się pojawił.
Kierowca już chciał odjechać, gdy zauważył, że pies ciągnie za nogawkę spodni młodego blondyna, który chyba zasnął na stojąco. Dziewczyna obok też.
- Przepraszam – odezwał się do nich, ale młodzi nie zareagowali – Przepraszam! – tym razem kierowca krzyknął.
- Co?! – Naruto poderwał gwałtownie głowę – Co się dzieje?!
- Wsiadają państwo?
- Aaaa… - Uzumaki spojrzał w dół, gdzie Kurama znowu niszczył mu spodnie – Taaa. Ej, Hinata… - Hyuga jakby się ocknęła – Wsiadamy.
Hinata pokiwała sennie głową. Para bardzo się ociągała, kiedy wsiadała do środka. Blondyn puścił dziewczynę pierwszą i już miał wsiąść za nią, gdy nie wiadomo, czemu, obejrzał się za siebie.
Pierwszą rzeczą, jaka zobaczył przez zmrużone sennością powieki był dobrze mu znany, obrzydliwy kolor tęczówek kogoś stojącego na chodniku.
Toneri…
Wstrząsnął nim dreszcz. Potrząsnął głową i otworzył szerzej oczy. Teraz był całkowicie obudzony. Na przystanku nie było już nikogo.
„Przewidziało mi się. Świetnie, zaczynam wpadać w chorą obsesję”
Zmęczenie powróciło do niego ze zdwojoną siłą, kiedy zajął swoje miejsce. Hinata znów położyła głowę na jego ramieniu. Była jeszcze bardziej śpiąca niż on.
- Obudzisz nas jak będziemy na miejscu, co? – odezwał się cicho do Kuramy, który właśnie znikał pod siedzeniem.
Głowa Naruto oparła się o szybę. Zasnął, a incydent sprzed minuty odszedł w niepamięć.

***

- Dzień dobry – trudno o bardziej ponure i pozbawione energii powitanie.  Naruto i Hinata stali w progu i wyglądali jak dwa nieszczęścia. Ledwo patrzyli na oczy, tak byli zaspani.
Hanako i Hanabi Hyuga patrzyły się na nich ze zdziwieniem.
- Co to? Świt żywych trupów? – Hanabi pierwsza się odezwała.
- Chcielibyśmy – powiedział Naruto.
- Chodźcie kochani – rzekła pani Hyuga, wprowadzając ich do środka – Lepiej idźcie się położyć, wyglądacie na padniętych.
- Nie możemy! – zaprotestowali oboje naraz.
- Jak teraz pójdziemy spać, to w nocy nie zaśniemy – wyjaśniła Hinata.
- To, co wyście w nocy robili? – spytała młodsza siostra, głaszcząc Kurame po grzbiecie. Przy tym pytaniu bardzo sugestywnie się uśmiechała.
- Hanabi! – Pani Hanako cicho zganiła córkę.
- Nie to, co myślisz młoda – wolno wydukał Uzumaki.
- Pisałam plan pracy, a Naruto mi pomagał – powiedziała Hinata, siadając na kanapie.
- I to was tak wykończyło? – Hanabi niedowierzała im.
- Po części tylko. Jeszcze…
- …byliśmy dobrymi przyjaciółmi – dokończyła dziewczyna za blondyna.
- Wysłuchiwanie łkania Kiby to bycie dobrymi przyjaciółmi? – rzekł blondyn siadając obok narzeczonej. Gdyby miał więcej siły, prawdopodobnie bardziej by się zbulwersował.
- Do was też dzwonił? – nagle w progu salonu stanął Neji.
- O cześć. Tobie też się żalił?! – spytał Naruto.
- Nie, po prostu wyłączyłem telefon, gdy zobaczyłem, że dzwoni.
Przez chwilę cała czwórka się na niego gapiła.
- Czemu myśmy tak nie zrobili? – Naruto zadał Hinacie pytanie półszeptem.
- Bo to nieuprzejme – powiedziała, ale bez przekonania. Bardziej skupiała uwagę na tym, by zachować wyprostowaną pozycję i nie opaść na kanapę – Kiba-kun był nieszczęśliwy.
- On nie był nieszczęśliwy, tylko pijany. Ona go rzuciła 3 tygodnie temu, już się powinien pozbierać. Powiedzmy szczerze, że zrobiliśmy z siebie frajerów.
- I…I to wszystko? – Neji przypomniał im o obecności innych osób w tym pokoju.
- Nie – kolejny raz para odpowiedziała jednocześnie. Spojrzeli na Kurame, który właśnie upatrzył sobie wygodne miejsce na fotelu. Zaczęli, więc tłumaczyć to reszcie na zmianę.
- Zasnęliśmy późno w nocy, gdy…
- …Kurama stłukł lampę…
- …chciał na spacer…
- …powiedziałem „nie mam mowy”…
- …a on wygryzł dziurę w sofie, więc…
W tym momencie do salonu wszedł ostatni członek rodziny. Pan domu. Hiashi przyjrzał się zastałej sytuacji. Jego żona, bratanek i młodsza córka patrzyli z lekkim szokiem na rudego psa, leżącego na jego fotelu, a Hinata i Naruto siedzieli na kanapie i wyglądali jakby zaraz mieli wyzionąć ducha.
- Siema tato.
Hanako, Hanabi i Neji aż drgnęli, jakby ich prąd poraził. Naruto ma myśli samobójcze, czy co, że tak nazywa pana Hyuge?!!! Naprawdę musi być zmęczony. Hinata, jako jedyna nie zareagowała. Mruknęła coś na przywitanie.
- Wi…Witajcie – mówiąc szczerze, oczy Hiashiego mogły w tej chwili zabić.
- Muszę przygotować obiad – pani Hyuga nagle bardzo chciała opuścić to pomieszczenie.
- Pomożemy ci! – krzyknęła Hanabi, ciągnąc Nejiego za sobą.
- Może też pójdę pomóc…Przynajmniej nie zasnę – Hinata wstała z kanapy, chwiejąc się przy tym – Cześć tato – mruknęła przechodząc obok ojca.
- Już się witałaś – powiedział Hiashi, gdy córka znikała za drzwiami, później skierował swoje wrogie spojrzenie w stronę przyszłego zięcia – Możesz zabrać to rude coś z mojego fotela…
- Kurama złaź – pies nie zareagował – Chyba nie chce.
Hiashi opanował się z trudem i wychodząc z pomieszczenia powtarzał sobie cicho pod nosem, jak mantrę te słowa.
- On pogodził cię z córką. Nie zabijaj go. Hinata go kocha. Nie zabijaj go. Jest zmęczony. Nie zabijaj go.
Naruto został sam. Właśnie zaczął się zsuwać z kanapy na podłogę, gdy zadzwoniła jego komórka. Odebrał.
- Odpieprz się wreszcie! Nie chce cię słuchać ty cioto!
- Coś ty kurwa powiedział?!
- Ups – do świadomości Uzumakiego kolejny raz nie dotarła informacja, że drugi raz w ciągu 5 minut wykopał sobie własny grób. To była Temari, a nie Kiba.
- Ja ci dam „ups”. Skończysz w krwawych strzępach.
- Aha – mruknął jak człowiek, który usłyszał mało ciekawą informacje – O co chodzi?
- Umm… - Temari zbita lekko z tropu, brakiem reakcji na jej groźbę po prostu przeszła do rzeczy – Wiesz może, co odwaliło Shikamaru?
- A co? – blondyn ledwo to słyszał. Odpowiadał jak automat.
- Zachowuje się chłopak idealny! Zwariował!
- Aha.
- Wszędzie ze mną chodzi. Nawet na zakupy! Wciąż zaprasza gdzieś moich braćmi, choć wcześniej miał gdzieś dobre relacje z nimi. A teraz pojechał z mną do moich rodziców! Zwykle jeździ tu jedynie w święta, a tak poza tym ucieka zanim zdążę to zaproponować. Chyba od dwóch dni nie usłyszałam słowa „upierdliwe”. Zaczynam się bać. Wcześniej dużo czasu spędzał z tobą i Sasuke, więc może ty wiesz, co mu jest.
- Aha.
- Naruto, ty mnie słuchałeś?
- Aha.
- Jesteś debilem?
- Aha.
- Ćpałeś coś?
- Aha.
- Zadzwoń jak wytrzeźwiejesz – powiedziała i rozłączyła się. Blondyn przez chwilę przyglądał się ciemnemu ekranowi komórki.
- Ale…ale ja nic nie piłem – wymamrotał sam do siebie.
Wtedy do pokoju weszła Hinata. Miała bardzo nieobecne spojrzenie.
- Wyrzucili mnie z kuchni.
- Czemu?
Dziewczyna wzruszyła ramiona.
- Nie pamiętam – usiadła obok niego – Chyba próbowałam coś kroić i Hanabi zabrała mi nóż.
- Aha – Naruto szukał wzrokiem czegoś na czym mógłby skupić uwagę, byle nie zasnąć – Patrz.
Kurama wciąż leżał na fotelu, lecz teraz smacznie spał.
- Łał – westchnęła dziewczyna, jakby zobaczyła jakieś niesamowite zjawisko.
- Ale ma fajnie.
- Noooo.
Gapili się tak na psa przez dobrą chwilę. Bujali się to w prawo, to w lewo. Do przodu i do tyłu.
- Naruto…
- Tak?
- Ja się poddaje. Idę, a ty?
- Ja? Pójdę za tobą wszędzie.
Rozległ się dziwny dźwięk. Jakby cos ciężkiego spadło na podłogę. Cała rodzina poszła do salonu, sprawdzić, co się stało. Zastana scenka ich nie zaskoczyła.
Naruto leżał rozciągnięty jak placek na podłodze, smacznie chrapiąc. Hinata leżała w podobnej pozycji, tyle, że na blondynie.
- Mówię wam, że kłamali – odezwała się Hanabi – Jak nic robili wam wnuki.
Wokół głowy Hiashiego niemal można była dostrzec unoszącą się, czarną aurę furii.

***

Pan Hyuga i Neji jakoś dali radę wnieść Naruto i Hinate na górę, choć nie było to łatwe. Neji na wszelki wypadek wolał zająć się blondynem niż kuzynką. Miał małą obawę, że wuj może coś zrobić biedakowi.
Teraz był środek nocy, a para wciąż spała twardym snem. Leżeli obok siebie na pościeli, w ubraniach, w których przyjechali.
Jak na złość, los robił wszystko by Uzumaki nie mógł wypocząć. Blondyn otworzył oczy i odkrył, że znajduje się w swoim domu. Jakaś mała część jego podświadomości podpowiadała mu, że śni i bardzo szybko miał na to dowód.
Wokół niego nagle pojawiły się płomienie. Był przerażony, ale niezdziwiony. Od dawna w jego koszmarach obecne były płomienie, tak samo jak krzyk kobiety.
- Naruto!
Uzumaki zaczął uciekać, lecz jak to zawsze bywa w snach nie posuwał się do przodu. Biegł w miejscu, nie mógł uciec od ognia, który otaczał go już z każdej strony.
Chciał już zacząć krzyczeć, gdy płomienie niespodziewanie zniknęły. Zamiast nich pojawiła się czarna pustka, z której wyłonił się Shikamaru. Stał do niego tyłem.
„Dziwnie się zachowujesz. Przy przyjaciołach, przy rodzinie, przy Temari. Co się z tobą dzieje?”
Odwrócił się i zobaczył stół, na którym leżała kartka. Anonim, który zburzył jego dwuletni spokój.
„Jestem drugi. Kogoś trzeba załatwić szybciej ode mnie. Ale kogo? Kakashiego-sensei? Ale czy to jedyna możliwość? Czy to jedyna osoba, którą znam, której może dotyczyć treść wiadomości?”
Znowu stanęła przed nim postać przyjaciela, ale tym razem widział jego twarz.
„Ty wiesz, prawda? Wpadła ci do głowy ta druga możliwość. Dlatego się martwisz”
Postać Shikamaru rozmyła się i chwilę później zamiast niego w tym miejscu stało ogromne lustro. Naruto przejrzał się w nim. Na początku nic w nim nie widział. Z czasem zaczął pojawiać się nim cień, który nabierał ludzkich kształtów.
„Gaara?”
To nie było jego odbicie, lecz odbicie Gaary. Za nim zaczęły się pojawiać inne cienie, które uformowały się w nieruchome postacie Temari i Kankarou.
„Czy my…mamy coś wspólnego? Nie jesteśmy tacy sami, a jednak w lustrze wyglądamy tak samo. Coś nas łączy.”
Świat zawirował. Nie był już ani w domu, ani w ciemnej otchłani. Znajdował się na strychu, w domu Ero-wujka. Stało tam jedno małe pudełko, na samym środku pomieszczenia. Blondyn zajrzał do niego. Była tam tylko jedna rzecz. Zdjęcie, które kiedyś widział.
„Tata”
Wyjął fotografie z pudełka i przyglądał się jej. Rozległ się głos, który niby wychodził z jego ust i jednocześnie rozbrzmiewał gdzieś w oddali. Nie był pewny czy to on wypowiada te słowa, czy ktoś inny.
„Jestem synem Namikaze Minato. Jestem synem prezy…”
Szok, który przeżył wybudził go ze snu. Rozejrzał się spanikowany. Jest w domu państwa Hyuga. Na łóżku. Hinata leży obok i śpi. Wstał szybko i zaczął nerwowo chodzić w te i z powrotem po pokoju.
Kawałek po kawałku zaczął przypominać sobie swój sen, który magicznie złożył fakty z jego głowy w spójną całość. Teraz wszystko było jasne.
Ignorując późną porę, wyjął telefon, który wciąż miał w kieszeni i wybrał numer do Shikamaru. Przyłożył komórkę do ucha i czekał.
- Naruto… - drgnął, kiedy usłyszał ciche westchniecie Hinaty. Zerknął na nią. Wciąż spała, uśmiechając się przez sen.
Pozwolił sobie na chwilę rozczulenia. Nawet we śnie o nim myśli. Słodka…
- Ale masz kuźwa wyczucie… - ton głosu, jaki usłyszał po odebraniu po drugiej stronie połączenia sprawił, że przeszył go obezwładniający strach.
- Co się stało?!
- Zawiodłem, kurwa to się stało. Porwano Gaare…
Telefon upadł na ziemię i ten głuchy dźwięk obudził Hyugę. Podniosła się powoli do pozycji siedzącej i przetarła oczy.
- Co się sta… - przerwała raptownie.
Wyraz twarzy ukochanego, gdy na nią spojrzał w świetle księżyca zapamięta prawdopodobnie do końca życia. Miał w oczach mieszankę wściekłości i strachu, emocji, które nie pasowały do niego. Poczuła jak wokół jej serca zaciska się lodowata pięść.
- Wykonali ruch.

***

(Od autorki)  Kiedy będzie następny rozdział? Szczerze to nie wiem. W ferie, może wcześniej nie wiem naprawdę.
Skończyłam 19 lat :P Fuck, ostatnia jedynka z przodu. Ale stara jestem XD
PS: Jak pisałam, pomyślałam, że nie miałabym ci przeciwko aby Deidara wysadził ministerstwo edukacji. Za bardzo mi za skóre zaszli.