***
Shikamaru nie
mógł zasnąć. Po kilkukrotnym przewracaniu się z boku na bok w końcu się poddał
i zaczął się przechadzać po pokoju.
Zmęczenie nie nadchodziło, wręcz przeciwnie. Czuł się dziwnie
rozbudzony, jakby wypił kilka filiżanek kawy przed snem. Tyle, że on nie znosił
kawy.
Gdzieś na
zewnątrz dało się słyszeć szczekanie psa. Kto tak późno w nocy wyprowadza zwierzaka?
Może jego właściciel też nie mógł spać.
Nara po
zrobienie kilku okrążeń po pomieszczeniu poczuł, że strasznie mu się chce
zapalić. Pomyślał, że czemu nie. Tylko, że musiał wymknąć się na zewnątrz. Aż
bał się myśleć co by było, gdyby Temari albo któryś z jej rodziców wyczuł dym w
ich pokoju gościnnym.
Zarzucił coś
na siebie, wziął fajki, zapalniczkę i po cichu wymknął się na zewnątrz. Wyszedł
na werandę. Chłodne nocne powietrze przyprawiło go o dreszcz. Wiał lekki wiatr,
który rozwiał jego niezwiązane niczym włosy. Zapalił papierosa, zaciągnął się
po czym westchnął z ulgą. Tego mu było trzeba.
Czuł się
zmęczony, lecz nie fizycznie a psychicznie. Dręczące go obawy nie dawały mu
żyć, podobnie jak wyrzuty sumienia. Od dawna nie nazwał niczego upierdliwym.
Nawet Temari widziała, że coś z nim nie tak, a przecież to głównie przed nią
musiał udawać, że wszystko w porządku.
Po krótkiej
chwili coś przyciągnęło jego uwagę. Jego ostatnio mocno wyostrzony zmysł
obserwatora spostrzegł samochód, zaparkowany kilka domów dalej. Niby nic
niezwykłego, ale Shikamaru był od jakiegoś czasu mocno wyczulony na takie nie
pasujące do siebie drobiazgi. Jak na przykład ten. Wiele razy bywał w tym domu
i zdążył już zauważyć, że ludzie mieszkający w domku, pod którym stało auto
byli parą staruszków i nie posiadali żadnego pojazdu. Samochód mógł należeć do
krewnego, tyle że chłopak mógł przysiąc że jeszcze kilka godzin temu tego auta
tu nie było, kiedy wracał ze spaceru z Temari. Rodzinka wpadająca z wizytą w
środku nocy? Dziwne…
W słabym
świetle latarni i z tej odległości nie mógł dojrzeć numeru rejestracyjnego ani
nawet marki pojazdu, a co dopiero zobaczyć czy ktoś w nim siedzi.
Jego uwagę na
moment odwróciło powtórne ujadanie psa, tym razem z bliższej odległości. Zwierzę
było bardzo niespokojne, jego szczekanie nie ustępowało. Shikamaru pomyślał, że
to ujadanie brzmi znajomo i nagle ku jego zgrozie go olśniło.
Shukaku! Pies
Gaary. Jeśli jest na zewnątrz to znaczy, że ktoś z domowników opuścił budynek
bez jego wiedzy. Przestraszyło go to. Przez ostatnie dni tak bardzo uważał by
nie spuścić nikogo z tej rodziny z oczu. A tu taki szok.
Zeskoczył z
werandy i wybiegł na chodnik. Jego obawy się potwierdziły.
Kilkanaście
metrów przed nim i dosłownie kawałeczek od wspomnianego auta, stała jakaś
postać. Ciągnęła psa na smyczy, który najwidoczniej nie chciał się słuchać i
robił mnóstwo hałasu. Z daleka i w tych ciemnościach trudno byłyby rozpoznać
jakąkolwiek osobę, ale ostry, czerwony kolor włosów, widoczny w świetle lampy
ulicznej nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
Papieros
wypadł Shikamaru z ręki dokładnie w tej samej chwili, gdy tylne drzwi auta się
otworzyły i wyszedł z niego jakiś cień.
Chłopak
rzucił się do przodu. Wykrzyknął imię przyjaciela, aby go ostrzec, lecz było
już za późno. Gaara był zbyt blisko tego samochodu, a jednocześnie zbyt daleko
od Nary. Cień oplótł chłopaka i przyłożył mu coś do ciała. Gaara opadł bezwładnie i został wciągnięty przez porywacza do auta.
Shikamaru
dobiegł do pojazdu w chwili, gdy ten miał już włączony silnik. Chłopak zdążył
jedynie złapać za klamkę drzwi. Były zamknięte. Lecz przez szybę zdołał dojrzeć
szydzącego z niego spojrzenie czyiś niebieskich oczu.
Samochód
ruszył przez siebie z piskiem, omal nie przejeżdżając chłopakowi po stopie.
Nara wytężał wzrok, ale przy tej szybkości auta i oświetleniu mógł rozpoznać
tylko 2 pierwsze znaki na tablicy rejestracyjnej.
Wszystko
wydarzyło się tak szybko. Wręcz w mgnieniu oka. Shikamaru przez bardzo krótki moment nawet się
zastanawiał czy to nie sen. Ale niestety nie był. Sytuacja sprzed chwili była
prawdziwa. Przerażająco prawdziwa.
Nara upadł na
kolana, wciąż patrząc w miejsce, gdzie zniknął mu z oczu ten cholerny pojazd.
Co teraz robić? Gonić ich? Czym? Nie ma samochodu, a porywacze będą już daleko
jeśli teraz wróci do domu po auto kogoś z rodziny. Uciekli mu. Chciało mu się
krzyczeć z wściekłości.
Dzwonek
telefonu przerwał nocną ciszę. Miał komórkę zawsze przy sobie, w kieszeni spodni dresowych. Shikamaru odebrał odruchowo, nie patrząc nawet
na wyświetlacz.
- Ale masz
kuźwa wyczucie… - rzucił do swojego rozmówcy, nie przejmując się, że nie wie do
kogo się zwraca
- Co się
stało?! – to był głos Naruto.
- Zawiodłem,
kurwa to się stało. Porwano Gaare… - usłyszał głuchy trzask po drugiej, ale nie
zwrócił uwagi i mówił dalej – Nic…Nic nie mogłem zrobić…
Widział to,
był niedaleko i nie zdołał temu zapobiec. Ta bezsilność jest…
- Nie –
podniósł się z klęczek. To nie czas na depresje. Wcale nie jest bezsilny.
Trzeba działać. Musi ich znaleźć…albo nie. Na pewno ich znajdzie.
Ruszył
biegiem w stronę domu z gotowym w głowie planem działania.
Naprawi swój
błąd. Znajdzie Gaare. Żadna inna opcja nie wchodzi w grę.
***
Zaledwie w
kilka minut uruchomiła się sieć komunikacyjna. Wiadomość o porwaniu Gaary w mig dotarła do najważniejszych osób. Gdy Shikamru powiadamiał rodzinę oraz
policje, Naruto zawiadomił Jirayie, Kakashiego i Sasuke.
Uchiha w
ciągu kilku chwil był gotowy do drogi. Umówili się z Naruto, że przyjedzie do
niego do rodzinnego domu Hinaty i stamtąd ruszą prosto do Suny. Nie powinno im
to zająć tak dużo czasu jak zwykle, biorąc pod uwagę szybkość jego motoru oraz puste drogi z
powodu późnej pory.
- Czekaj,
naprawdę musisz jechać już teraz?! – Sakura szła szybkim krokiem tuż za Sasuke
i próbowała, wedle swojej opinii, przemówić do rozsądku – Przecież jak tam teraz
pojedziecie to ledwie zacznie świtać.
- A co mam
robić?! – Sasuke zapiął swoją kurtkę i wyszedł na zewnątrz – Jak mam niby
zasnąć po czymś takim? Musimy działać póki sprawa jest świeża.
- Ale co
zdziałacie?! – Haruno nie ustępowała i złapała go za rękaw kurtki, zatrzymując
go na moment – Tam będzie policja no i Kakashi. Co ty, Naruto i Shikamaru może
sami zdziałać…
- Cokolwiek,
żeby nie być biernym.
Dziewczyna
westchnęła z irytacją. Nie przemówi mu do rozsądku. Chyba tylko silny cios w
łeb, tak by stracił przytomność mógł go powstrzymać
- Dobra, w
porządku – uniosła ręce w poddańczym geście – Jedź, tylko ostrożnie. Przyjadę z
samego rana, jak wszystko…
- Co to, to
nie – Uchiha przerwał jej zdecydowanie – Zostaniesz tutaj.
- Chyba
żartujesz! – Sakura nie wytrzymała i podniosła głos, nie przejmując się, że
jest na zewnątrz – Sam rwiesz się by być na miejscu, a mnie każesz tu siedzieć
jak trusia? Gaara to także mój przyjaciel.
- Wiem –
Sasuke wsiadł na motor i posłał jej zimne spojrzenie – Ale i tak zostajesz.
Koniec kropka. To ciebie nie dotyczy.
- Oczywiście,
że dotyczy! Chodzi o bezpieczeństwo moich przyjaciół no i … twoje. Obiecałam ci
pomóc, więc…
- Tak
obiecałaś, lecz w sprawie mojego brata. Gdy nadejdzie czas, skorzystam z twojej
pomocy. Natomiast od tego masz się trzymać z daleka.
- Jak możesz
oczekiwać, że będę…
Sasuke
ponownie jej przerwał, tym razem gestem. Stuknął mocno dwoma palcami w jej czoło.
Sakura zamarła na chwilę, zdezorientowana nie tylko przez to, lecz również przez
spojrzenie ciemnych oczu, które wyraźnie złagodniały.
- Następnym
razem.
Nie mówiąc
nic więcej, założył kask, uruchomił silnik i z głośnym rykiem ruszył w ciemną
noc. Zniknął kilka sekund później za zakrętem.
Sakura
najpierw stała jak wrośnięta w ziemię, a potem zacisnęła dłonie w pięści i
zmrużyła oczy ze złości. Znów próbował zamydlić jej oczy, jak nic.
Wróciła
biegiem do domu, następnie do ich sypialni. Ściągnęła szlafrok i zaczęła się
przebierać.
- Wybacz, kochanie – położyła złośliwie nacisk na
ostatnie słowo – Ale czasy naiwnej i potulnej Sakury skończyły się już kilka
lat temu.
***
- Przeproś
wszystkich ode mnie, gdy wstaną. Powiedz, że pilne wieści od Ero-wujka wezwały
mnie do domu. Potem wymyślę coś konkretniejszego.
Naruto stał
na dworze i czekał aż jego przyjaciel tu po niego podjedzie. Powinien niedługo
tu dotrzeć. Umówili się, że będzie tu mniej więcej o tej porze. Uzumaki był
całkowicie rozbudzony. W jego postawie nie było widać żadnego zmęczenia.
Hinata stała
tuż przy nim i nerwowo bawiła się palcami, strzelając kostkami. Oczy miała
skierowane w ziemię. Kurama również
zachowywał się niespokojnie, chodząc w kółko, wokół swoich właścicieli
- Co
zamierzacie zrobić? – zapytała cicho, z pozornym opanowaniem.
-
Zdecydujemy, kiedy porozmawiamy z Shikamaru i poznamy więcej faktów.
Dziewczyna
zerknęła na bok, potem znów w dół i na bok. Jakby starała się przemóc i coś
powiedzieć. Nie chodziło o to jednak żeby zatrzymać blondyna. Wiedziała
doskonale, że choćby nie wiadomo co powiedziała, za nic go nie powstrzyma. Nie
istniała pewnie tak siła, która przytrzymała by go teraz na miejscu.
-Czy… -
zebrała się na odwagę, ale i tak na niego nie patrzyła - …gdy autobusy znów
zaczną kursować…mogę do was dojechać? Wiem, że wydaje się, że mogę się nie
przydać, ale…
Nie
dokończyła. Powiedziała wszystko, co w sumie chciała. Teraz czekała z bijącym
sercem na jego odpowiedź.
Naruto zrobił
2 kroki i stanął tuż przed nią. Hinata ciągle nie odrywała wzroku od ziemi. Nie
wiedziała dlaczego, ale bała się na niego spojrzeć. Bała się co zobaczy na jego
twarzy. Cisza w powietrzu przeciągała się.
W końcu
Uzumaki delikatnie chwycił jej lewy nadgarstek i podniósł go do góry. Zatrzymał
go, kiedy jej dłoń znalazła się na wysokości jej twarzy. W tym momencie, przed
jej jasnymi oczami znajdował się diamencik z jej pierścionka zaręczynowego.
Hinata
zaskoczona podniosła wzrok i napotkała błękitne oczy narzeczonego. Oczy, które
tak często przypominały oczy małego, wesołego chłopca, teraz były inne.
Był to wzrok
dorosłego mężczyzny, gotowego na wszystko. Silnego i pełnego zdecydowania.
- Pamiętasz
dzień, w którym ci go dałem?
Pamiętała.
Pamiętała najlepiej ze wszystkich dni w swoim młodym życiu. Jak mogłabyby
zapomnieć cokolwiek? Ścisnęła powieki i wówczas słowa sprzed dwóch lat
rozbrzmiały w jej umyśle.
- Musisz mi obiecać, że jeśli kolejny raz
zdarzy się taka sytuacja jak wczoraj, będziesz myśleć tylko o własnym
bezpieczeństwie. Uciekniesz i zostawisz mnie, jeśli będzie trzeba. Będziesz
myśleć jedynie o sobie. Masz przysiąc, że tak zrobisz.
- Dobrze, przysięgam.
Ta sytuacja
właśnie nadeszła. Porwanie ich bliskiego przyjaciela, najpewniej przez Akatsuki,
zniszczyło już na dobre ich spokój. Naruto wyciągnął sprawę jej przysięgi i dał
jasno tym do zrozumienia czego oczekuje.
Hinata miała
tu zostać i trzymać się z daleka. Taka jak obiecała, miała od tego uciec i
myśleć jedynie o sobie, o swoim bezpieczeństwie i o niczym więcej.
- Wiem, że
złożyłam przysięgę – pomyślała Hyuga, mierząc się ze swoim dylematem – Ale
przecież tamtego dnia prawdopodobnie zrobiłabym wszystko byleby mnie nie
zostawiał. Powiedziałabym wszystko…
Chyba od
dawna nie chciała dopuścić do swojej świadomości faktu, że ta obietnica kiedyś
obróci się przeciwko niej.
- Tak,
pamiętam – odpowiedziała w końcu, ciszej niż planowała.
- Pamiętasz,
co mi obiecałaś, prawda? – blondyn pochylił się i przyłożył swoje czoło do jej
czoła – Pod tym warunkiem zgodziłem się, byśmy zostali razem.
- Wiem…wiem,
ale…
- Nie martw
się. Nic mi się nie stanie. Nie zamierzam umrzeć dopóki nie stanę na czele tego
miasta oraz… - pocałował już w czoło, by później posłać jej najlepszy
pocieszycielski uśmiech, na jaki było go stać w tej chwili - …dopóki nie
zostaniesz moją żoną. To moje największe marzenia.
Naruto był
zdeterminowany, pamiętał nie tylko o swoich marzeniach, lecz także o celach.
Aby chronić Hinate musiał trzymać ja z dala od tego bagna. Aby odciągnąć Sasuke
od zemsty musi go pilnować. I w końcu aby chronić siebie…musi mieć oczy dookoła
głowy.
Ich rozmowę
przerwał nagle dźwięk nadjeżdżającego pojazdu. Wpierw pojawiło się światło
reflektora by za moment zatrzymał się przy nich motocykl. Kierowca zdjął kask.
- Wsiadaj –
rzucił na powitanie do przyjaciela – Nie traćmy czasu.
Naruto
ostatni raz ścisnął dłoń dziewczyny i jeszcze raz zapewnił ją, że wszystko
będzie dobrze, po czym wsiadł bez wahania na motor za Uchihą.
Bez żadnych
dodatkowych słów, Sasuke posłał Hinacie spojrzenie mówiące – „Będę go pilnował”
– założył z powrotem kask i obaj odjechali.
Kurama
szczeknął kilka razy w proteście. Umilkł, kiedy zrozumiał że nie zawróci tym
swojego pana. Chciał iść z nim. Nie był w tym odosobniony.
Hyuga
odwróciła się plecami do drogi i poszła w stronę domu. Weszła do środka. Cisza
wewnątrz była dla niej jeszcze bardziej przytłaczająca niż na dworze. Jak ona
tu wytrzyma? Nie da rady, zwyczajnie nie da. Zwariuje z niepokoju.
Kiedy szła w
stronę swojego pokoju, pies próbował złapać zębami za nogawki jej spodni by ją
zawrócić. Był przy tym jednak ostrożniejszy niż by był, gdyby chodziło o jego
pana.
- Wiem
Kurama, wiem… - wyszeptała, siląc się na spokojny ton. Nie przerwała kroku,
wciąż szła przed siebie – Ja też chce być przy nim.
Dotarła w
końcu do pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Na łóżko nawet nie spojrzała. Nie
było mowy by zmrużyła oko dzisiejszej nocy. Tak bardzo się martwiła. O Gaare, o
Sasuke … o Naruto. Jej strach, który towarzyszył jej nieprzerwanie od kilku lat
był niczym w porównaniu z tym, co teraz czuła.
Rozejrzała
się po pomieszczeniu, instynktownie szukając czegoś co odwróci jej uwagę.
Dostrzegła, że jej komórka leżąca na nocnym stoliku mryga, sygnalizując, że
dostała SMSa.
Dziewczyna
wzięła telefon do ręki i sprawdziła skrzynkę odbiorczą. Okazało się, że dostała
wiadomość od Sakury o treści:
„Zadzwoń do
mnie od razu gdy odjadą”
Hyuga bez
zastanowienia wybrała numer przyjaciółki. Haruno odebrała natychmiast, po
pierwszym sygnale.
- Ten dupek
myśli, że będę posłuszną dziewczynką i siedziała potulnie na tyłku, czekając na
jego „wielki powrót z bitwy”. Pewnie do tego jeszcze z obiadem – Hinata usłyszała tą
wypowiedź zamiast przywitania. Najwidoczniej Sakura była tak nerwowa, że miała
gdzieś maniery lub…upodobniła się do swojego faceta. Cóż z kim przystajesz,
takim się stajesz.
- Aha –
mruknęła jedynie, nie wiedząc co właściwie na ten wybuch ma odpowiedzieć.
- Wsiadam w
pierwszy autobus do Suny. Zdaje się, że podjedzie pod twoją okolicę około 6:40.
Wsiądź w niego, będę siedzieć na przodzie. Nie będziemy dawać sobą dyrygować.
- Ale…ale ja…
- w głowie dziewczyny w kółko przewijały się słowa własnej przysięgi oraz swoja
własna chęć najszybszego znalezienia się przy Naruto w Sunie.
- Pewnie
Naruto strzelił ci jakąś uspokajającą gadkę. Błagam nie mów, że to łyknęłaś.
Nie łyknęła
nic. Po prostu dała słowo…ale…
- Przecież
nie możemy pozwolić im walczyć bez nas! Hinata no!
Hyuga
milczała przez kilkanaście sekund. Obietnica to obietnica. Nie może jej złamać.
Tyle, że pamiętała z tamtego dnia jeszcze coś. Inne słowa, które wypowiedziała.
W jej mniemaniu to również była przysięga. Sądziła tak i wtedy i dziś.
- …Więc pozwól mi być tą osobą, która cię
wesprze. Dam ci tyle siły, ile zechcesz. Jeśli upadniesz, pomogę ci wstać. Pomogę
ci przeć naprzód. Będę cię kochać najmocniej jak umiem. Zrobię wszystko…tylko
nie unieszczęśliwiaj nas oboje, dla mojego dobra.
Naraz
niepewność i wahanie opuściło ją całkowicie. Musi mu pomóc. Nieważna jak i bez
względu na wszystko.
- Nie musisz
krzyczeć Sakura-san – wreszcie jej głos miał normalny wydźwięk – Czekaj na
mnie, wsiądę do tego autobusu na 100%.
***
Sasori
siedział przy oknie i przyglądał się nocnemu niebu. Czekał już długo, lecz nie
był zniecierpliwiony. Po latach pracy z Deidarą przyzwyczaił się, że nigdy nic
nie było przez niego zrobione na czas.
W końcu
usłyszał na korytarzu kroki dwóch osób. Kluczyk otworzył drzwi i pojawił się w
nich jego partner oraz młody chłopak stojący tuż przed nim. Ciężko oddychał,
miał związane z tyłu ręce, a usta miał zakneblowane.
- Nikt was
nie widział? – spytał Sasori, bez ogródek.
- Jak tu
szliśmy to nie – blondyn pchnął zakładnika na niezasłane niczym łóżko, stojące
w rogu pokoju i pokazał mu paralizator, którym go wcześniej potraktował – Bądź
grzeczny, a nie będziemy musieli używać tej zabawki ponownie.
Gaara
rozejrzał się po pomieszczeniu, do którego go przyprowadzono. Było tu bardzo
pusto. Znajdowało się tu bardzo mało mebli. Prawdopodobnie nikt tu nie mieszkał na co
dzień. Mieszkanie znajdowało się na najwyższym piętrze jakiegoś wieżowca.
Sabaku pamiętał,
że wyszedł na nocny spacer z psem. Nie był to pierwszy raz. Shukaku bardzo
często zmuszał go do wyjścia o późnych porach. Jednakże dzisiaj nie zdołał
wrócić do domu. Obezwładnij go jakiś paraliżujący wstrząs. Już wiedział, że
został porażony paralizatorem. Stracił przytomność i odzyskał ją dopiero, kiedy
samochód, którym go przewieziono zatrzymał się pod tym wieżowcem.
- „Jak tu
szliście”? – Sasori zmrużył niebezpiecznie oczy – To znaczy, że ktoś widział
was wcześniej?
- Oj tam, nic
wielkiego – rzekł lekceważąco blondyn – Jakiś facet przykleił się nam do szyby,
zanim odjechaliśmy.
- Mógłby cię
rozpoznać, Deidara?
- Trudno
powiedzieć. Pewnie nie, było zbyt ciemno.
- Nie
lekceważ tego. Nie wolno zostawiać żadnych świadków.
- Przecież
wiem – Deidara opadł na starą kanapę i dodał – Daj temu spokój, na pewno nie
zdążył zapamiętać całej mojej twarzy. Jesteśmy bezpieczni.
Mężczyzna nie
był tym uspokojony. Swojemu partnerowi nie ufał w najmniejszym stopniu. No dokładniej to jego słowom.
- To chociaż przynajmniej podałeś swoim
ludziom odpowiednie instrukcje? – spytał z nadzieją, że blondyn choć jedną
część zadania wykonał poprawnie.
- Co znaczy
„chociaż”? Pewnie, że tak. Zadzwonią do starego Sabaku równo w południe i podadzą
mu żądania. Gościu albo je spełni albo straci synalka. Zrobią wszystko jak im
kazałem.
Sasori
pokiwał głowę i zerknął na więźnia. Musieli pilnować go jeszcze przez jakiś
czas. Chciał mieć tą misję już za sobą. Nie przyznałby się do tego przy
Deidarze, ale on również chciał zabrać się za ich następny cel.
Dzięki
adrenalinie krążącej w żyłach, Gaara był w stanie myśleć błyskawicznie i dobrze
zrozumieć swoją nieciekawą sytuację. Dał się porwać jakimś oszołomom, tyle że
coś mu tu nie pasowało.
Ci mężczyźni
mieli na sobie drogie ubrania i zegarki. Widać było, że nie potrzebowali
pieniędzy, mieli dużo własnych. Nie porwali go dla okupu. Mieli jakieś inne
żądania do jego ojca w zamian za jego życie. Ale jakie?
No i druga
sprawa. Dlaczego nie ukrywali przed nim swoich twarzy?
Jeden z
porywaczy, ten z długimi blond włosami zauważył jego dociekliwe wgapianie w
nich. Mężczyzna podszedł do niego i przyłożył mu koniec paralizatora do
podbródka. Ruszał palcem w tę i z powrotem, udając że chce go włączyć i
jednocześnie drażniąc się z nim.
- Przypatrz
nam się uważnie młody – Deidara uśmiechał się złośliwie, a swą postawą
podkreślał swoją wyższość nad zakładnikiem – Nie przeocz żadnych ważnych
szczegółów. W końcu musisz nas uważnie opisać policji, gdy już będziesz wolny.
Mężczyzna
wreszcie odsunął od niego narzędzie i śmiejąc się cicho pod nosem wrócił na
swoje miejsce i zaczął rozprawiać z tym drugim o jakichś sprawach bez
znaczenia. Z tego co zrozumiał mówili coś o interesach jakiegoś kasyna.
Gaara
przysłuchiwał się ich rozmowie i próbował zrozumieć zagadkową wypowiedź swojego
oprawcy sprzed chwili. Coś się za nią kryło, ale co…
I nagle go
olśniło.
Oczy Sabaku
rozszerzyły się znienacka, oddech na chwilę zamarł, a ręce związane z tyłu
zadrżały i to bynajmniej nie z zimna. Straszna prawda do niego dotarła. To
musiało być to.
Mógł istnieć
tylko jeden powód, dla którego porywacze nie ukrywali przed nim twarzy ani
nawet własnych imion. Ponieważ to im nie mogło zaszkodzić, Gaara i tak nie miał
ich nigdy opisać i wydać policji. Nie ważne czy jego ojciec spełni te
tajemnicze żądania, czy nie. Jego los był już przypieczętowany.
Gaara i tak
nie opuści tego budynku żywy…
Niewolno zostawiać żadnych świadków.
Niewolno zostawiać żadnych świadków.
***
Zbliżał się
już ranek. Niebo powoli zaczynało się rozjaśniać. Ludzie w swoich domach powoli
zaczęli się wybudzać ze snu i szykować na kolejny dzień. Jedynie rezydencja
Sabaku od dawna tętniła życiem oraz pełną grozy atmosferą.
Shikamaru nie
mógł znieść tam już ani minuty dłużej. Wyszedł na werandę i znowu zapalił. Ile
papierosów wypalił w ciągu ostatnich kilku godzin? Nie miał pojęcia, ale było
ich naprawdę dużo.
Tak mało
czasu minęło, a tyle się wydarzyło. Porwanie…zaalarmowanie wszystkich…te
spojrzenia pełne wyrzutu, które mógł sobie wyimaginować przez kłujące go wciąż
poczucie winy, że nie zdołał zapobiec nieszczęściu…wezwanie policji no i przesłuchania.
Dali mu spokój, dopiero wówczas, gdy przyjechał Kakashi i przejął dowodzenie.
Nara nie wiedział jak jego szef zdołał to zrobić, ale go to nie obchodziło,
ważny był rezultat.
W tej chwili
policjanci montowali jakieś ustrojstwo, które miało pomóc zlokalizować
porywaczy, gdyby zadzwonili. Shikamaru nie miał wątpliwości, że się odezwą.
Gdyby chcieli zabić Gaare, zrobiliby to na miejscu, nie cackali by się. Gaara
był im na razie potrzebny żywy. Na razie…
Wtem wśród
warkotów silników samochodów dało się słyszeć inny. O wiele głośniejszy i
charakterystyczny.
Shikamaru
zgasił niedopałek i czym prędzej pobiegł pod dom, który stał jakieś 3 budynki
od rezydencji Sabaku. To tam właśnie zatrzymał się czarny motocykl, z którego
akurat zeszło dwóch młodych mężczyzn.
- Matko…parę
razy myślałem, że nas zabijesz – powiedział Naruto, czując małą ulgę, że są na
miejscu i może wyprostować nogi.
- Sam
mówiłeś, że mam jechać najszybciej jak się da.
- Powiedział
ten, który miał kask!
- Nawet w
takich momentach macie czas na te wasze bezsensowne sprzeczki – Nara pojawił się
przy nich i przerwał tą głupią paplaninę – Ciszej trochę. Kakashi nie wie że tu
przyjechaliście. Myśli, że jedynie wiecie co się wydarzyło.
- Shikamaru!
– zawołał Naruto – Bez przedłużania…Opowiadaj wszystko po kolei, ale już.
Nara po raz
kolejny opowiedział cały przebieg zajścia.
- Przyłożył
mu coś do ciała, tak? – Sasuke podrapał się w podbródek – Pewnie paralizator,
prosty, ogólnodostępny i skuteczny.
Uzumaki
wzdrygnął się i spojrzał na Nare z wyrzutem – Przyznaj się. Wpadłeś na to, że
to Gaara może być celem, gdy zobaczyłeś anonim.
- Niezupełnie
– Shikamaru zaczął wyjaśniać – To była tylko jedna z możliwości. Zbyt dużo osób
wchodziło w grę. Najprawdopodobniejszy był rzeczywiście Kakashi, przynajmniej
według mnie, lecz…gdy wpadło mi do głowy, że może chodzić o kogoś z rodziny
Sabaku to…jakoś nie mogłem wyrzucić z głowy tego…
-
Podobieństwa miedzy nami – Naruto dokończył za niego – Kanakarou, Temari i
Gaara są dziećmi prezydenta Suny, tak ja byłem synem prezydenta Konohy. W
dodatku ich ojciec właśnie został ponownie wybrany właśnie dzięki…
- …nowemu
programowi, które ma walczyć z przestępczością zorganizowaną – Sasuke dokończył
całą myśl – To daje do myślenia i zwiększa prawdopodobieństwo, że to o nich chodziło. Mogłeś coś powiedzieć.
- A co by to
zmieniło? Stanęło by na tym samym i tyle. Nie mielibyśmy żadnej pewności i
podjęlibyśmy tę samą decyzje by poczekać na ich ruch.
- Ale może
Kakashi-sensei załatwiłby im ochronę – powiedział Uzumaki.
- Słuchałeś
mnie w ogóle? – Shikamaru się lekko zirytował – Było zbyt wielu podejrzanych.
Musiałby załatwić ja dla wszystkich, a to by było niemożliwe. Nawet Hinata i
Neji byli na liście – widząc zszokowana minę blondyna dorzucił – Nie dziw się.
Ich rodzina prowadzi potężną firmę, która także mogła w szelaki sposób narazić
się mafii. A do tego jak byśmy to im wyjaśnili…
- To
wszystko? – rozmówcy spojrzeli na Sasuke, zdziwieni jego pytaniem.
- To znaczy?
- Czy to
wszystko co ukrywałeś? Bo ja myślę, że wpadłeś na coś jeszcze.
Shikamaru
zamilkł na dłuższą chwilę i odwrócił wzrok.
- Dość
chłopie! Koniec tajemnic – krzyknął Naruto – Kawa na ławę, ale już!
- Naprawdę
tego nie zauważyliście?
- Czego do
cholery nie zauważyliśmy?! Mów, albo ci przywalę.
- A ja się
przyłącze – Uchiha dodał swoje 3 grosze.
Shikamaru
westchnął przeciągle i wyrzucił z siebie na jednym tchu.
- Nie
widzicie, że autor anonimu udaje jakiegoś kretyna!
Naruto i
Sasuke zamrugali szybko i powiedzieli jednocześnie krótkie.
- Co?
***
(Od autorki) Znowu skończyłam w głupim momencie XD ale spokojnie następny rozdział będzie za tydzień. Już bez takich długich przerw.
Myślałam co dodać na koniec i może powiem wam, że nie dostałam sie na medycyne :P nie dziwię sie bo tam są geniusze a nie takie roztrzepańce, ale tam gdzie jestem też mi sie bardzo podoba. Mianowicie studiuje neurobiopsychologię na Uniwersytecie Gdańskim (taa każda osoba, której powiem tą nazwę nie wie o co chodzi XD.
Aha i ta niespodzianka. Założyłam drugiego bloga nie mającego jednak nic wspólnego z NaruHina, Założyłam go bo czułam potrzebę, aby wyrzucać z głowy różne pomysły FF nie związanych z Naruto, a jednocześnie za krótkich by mieć osobny blog. Ma na celu opróżnianie głowy z różnych "wizji". Będę tam coś wkładać, kiedy będę miała ochotę, nie będzie tam nic regularnego. Link będzie z boku.
To tyle, do zobaczenia za tydzień.