***
- Co…co się
stało ?
Hinata
rozejrzała się po salonie, spanikowana. Przez chwilę zastanawiała się, co ją
obudziło. Zły sen? Raczej nie, nic nie pamięta. Hałas? To możliwe.
Wstała z
kanapy i przeszła się po mieszkaniu, zaglądając w każdy kąt. Niczego, ani
nikogo nie znalazła, a jednak niepokój pozostał. Sprawdziła czy drzwi, aby na
pewno są dobrze zamknięte. Tą samą czynność powtórzyła ze wszystkimi oknami,
pomimo, że mieszkała na ostatnim piętrze.
Staranne
upewnienie się, czy nikogo nie ma w mieszkaniu, nie na wiele się zdało. Poszła
do łazienki, by przemyć twarz zimną wodą, w nadziei, że to uspokoi jej nerwy.
Zerknęła na swoje odbicie w lustrze, nad umywalką. Pod jej spuchniętymi i
czerwonymi oczami były wory, jakby nie spała od kilku dniu. Jej włosy zaczynały
być lekko tłuste. W dodatku ta jej bladość. Wyglądała jak chodzący trup i tak
się czuła. Tylko kilka godzin i taka zmiana w człowieku.
Poczuła
lekkie zawroty głowy, więc wyszła z łazienki, poszła do salonu i położyła się z
powrotem na kanapie. Okryła się kocem i zwinęła w kłębek. Nie mogła spać w
swoim łóżku. Już próbowała i wciąż czuła ten zapach…jego zapach.
Zacisnęła
mocno powieki, modląc się, aby sen szybko przyszedł. Tylko podczas snu mogła
się uwolnić od tego bólu i uczucia samotności. Tak silnej, że aż nie do
zniesienia. Pragnienie poczucia chwilowej ulgi, w końcu pozwoliło jej zasnąć.
Nie wiedziała
jedynie, że nie tylko ona poczuła ten dziwny niepokój. Kurama, który korzystał
z nieobecności właścicieli i spał na ich łóżku, obudził się w tym samym
momencie co jego pani i krążył po sypialni. Skamlał cicho, chodząc w kółko.
Jakby szukał sposobu na to by się wydostać z klatki.
***
Sasuke przez
całą noc chodził po ulicach miasta. Najdziwniejsze, było to, że nie zdawał
sobie sprawy z upływu czasu. Dopiero, gdy zaczęło świtać zdziwił się, że
potrzebował aż tyle czasu by uporządkować w głowie wszystkie sprawy.
Przeszedł
całą Konohę chyba wzdłuż i wszerz. Nikt go nie zaczepił, ani nie próbował
okraść. Zupełnie jakby nad jego głową świecił neon o treści: Nie podchodzić, bo
w pysk!
Można
powiedzieć, że zatoczył koło, ponieważ i tak musiał wrócić pod swój stary dom.
Zostawił tam swój motor. Lecz zamiast nim pojechać, po prostu poprowadził go w
stronę akademika. Kiedy go zaparkował i wszedł do środka, tak jak się
spodziewał, poczuł że znalazł się w nierzeczywistym świecie. Wszystko tu było
takie znajome, dobre…a jednocześnie obce. Może dlatego, że nie czuł się już
sobą.
Poszedł na
górę, do swojego pokoju. Wąż w terrarium zasyczał na jego widok. Widząc swoje
łóżko, Uchiha poczuł skutki całonocnego spaceru. Nie zawracał sobie głowy tym,
by się przebrać. Zasnął kamiennym snem, gdy tylko jego ciało dotknęło materaca.
Półtorej
godziny później Sakura, gwałtownym ruchem otworzyła drzwi jego pokoju.
- Sasuke, nie
widziałeś… - urwała, kiedy zobaczyła, że ten wciąż śpi. Zaskoczyło ją jednak, że we
wczorajszym ubraniu.
Podeszła do
jego łóżka, przykucnęła i dotknęła jego włosów. Nie poruszył się pod wpływem
jej dotyku, choć zwykle miał lekki sen. Głaszcząc go po głowie, dziewczyna wyczuła
na niej guza. Musiał bardzo mocno nią w coś uderzyć.
- Boże, co ty
robiłeś ?
Jest
poobijany i wyczerpany, a ona nie wie dlaczego? Ani co się w ogóle stało?
Wstała z
klęczek i przykryła chłopaka kocem. Pod kołdrą byłoby mu za gorąco. Potem
delikatnie dotknęła wargami jego czoła.
- Przepraszam
– wyszeptała – Zrobię coś byś zrozumiał, że jestem z tobą. Nie ważne w co się wpakowałeś.
Wyszła z
pokoju, posyłając Sasuke jeszcze jedno, współczujące spojrzenie.
***
Hinate
obudził dzwonek do drzwi. Na początku nie chciała ich otwierać, ale pomyślała,
że nie może się tutaj chować do końca życia. Niewiele się zastanawiając, wstała
i poszła je otworzyć. Nie zerknęła nawet przez wizjer.
Na progu
stała uśmiechnięta Sakura. Jej wesoła mina, zmieniła się w zatroskaną, gdy
zobaczyła w jakim stanie jest jej przyjaciółka.
- Cześć Hi… O
matko – przyłożyła swoją rękę do czoła Hyugi – Co ci się stało? Jesteś chora?
Hinata
zadrżała. Nie z zimna, lecz co ciekawe, ze złości. Szybkim ruchem, odtrąciła
rękę przyjaciółki, wprawiając ją w zdumienie.
- Hinata? – rzuciła
Haruno, w osłupieniu.
- Po co
przyszłaś? – spytała dziewczyna, niby zdawkowo, a jednak z nutą wrogości. Grzywka opadała
jej nieco na oczy. Dzięki temu granatowo-włosa mogła, w miarę możliwości, ukryć
swoje emocje.
- Ja… -
dziewczyna była mocno zdezorientowana, tak niecodziennym zachowaniem
przyjaciółki – To znaczy… Niedługo zaczynają się wykłady i… chciałam o czymś
porozmawiać z Naruto, więc pomyślałam…
- Jego tu nie
ma, a ja na żadne zajęcia nie idę. Wyjdź – odwróciła się plecami do Sakury i zostawiła
ją samą w przedpokoju. Haruno dopiero po chwili się otrząsnęła i pobiegła do
salonu za Hyugą.
- Moment, co
znaczy, że nie idziesz? – Sakura zauważyła wtedy rozłożone posłanie na dużej,
białej kanapie – Co to, spałaś tu?
- Tak. Możesz
już wyjść?
- Nie –
różowo-włosa podeszła do okien i rozsunęła rolety – Tak lepiej. Było tu ciemno
jak w grobie A teraz – zaczęła popychać Hinate w stronę łazienki – Idź się
umyj, a potem pogadamy.
- Możesz mnie
nie dotykać! – dziewczyna ponownie ją odepchnęła. Przez ten gwałtowny ruch,
grzywka Hinaty rozwiała się i Haruno mogła zobaczyć jej spojrzenie. Z wrażenia
wstrząsnął ją dreszcz. Białe oczy iskrzyły złością, wyrzutem i niczym więcej.
Ale jednocześnie były pozbawione blasku, zupełnie jakby uszło z nich życie. Były
takie matowe…i smutne.
„Co…Do licha
co mogło ją doprowadzić do takiego stanu?”
- Dobrze –
odrzekła spokojnie, odsuwając się od Hyugi – Nie dotknę cię, ale masz mi
wszystko powiedzieć. Czemu Naruto tu nie ma?
- Był, ale go
nie wpuściłam – powiedziała Hinata, a raczej mruknęła.
- Dlaczego?
Przecież byliście wczoraj umówieni. Czekałam z nim na ciebie i…
- Jak możesz
pytać?! – Sakura aż podskoczyła na ten niespodziewany wybuch. Rozdrażnienie
zaczęło jej się udzielać.
- Pytam, bo
nie rozumiem! Jaki był niby powód, aby…
- Widziałam –
przerwała jej wpół zdania – Widziałam jak na mnie czekaliście – Hinata położyła
nacisk na słowo „jak”. Haruno jednak nic z tego nie zrozumiała i zamrugała
szybko powiekami.
- Jak ?
Normalnie czekaliśmy, a jak niby można czekać? Skoro przyszłaś to czemu się nie ode…
- Dlaczego? –
spytała cicho Hyuga, bardziej w przestrzeń niż do przyjaciółki – Dlaczego oboje
tak się zachowujecie? Jakby się nic nie stało. Ja nigdy bym się nie
spodziewała, że wy… Nie rozumiesz?! Nie rozumiesz, że powiedzenie mi prawdy
jest mniej bolesne niż ukrywanie tego?!
- Ale czego
Hi… - różowo-włosa zobaczyła jak Hinata siada na podłodze – Hinata, słabo ci? –
przestraszyła się, że coś jej jest.
- Kiedy
przyszłam wy…byliście zajęci…sobą...
- Że co? O
czym ty…
Sakura zawahała
się na chwilę. Coś jej wpadło do głowy.
Sakura, nienawidzę ludzi, którzy okłamują
samych siebie.
„Nie mów, że…że
ona wtedy…i pomyślała, że…”
Haruno nie
potrafiła powstrzymać chichotu. No czegoś takiego to już dawno nie widziała.
Nieporozumienie jak z telenoweli. O rany, naprawdę chciało jej się śmiać.
- Ty…ty się
śmiejesz?! – w głosie Hinaty słychać było niedowierzanie.
Sakura jakby
się otrząsnęła. Zdała się sobie sprawę, że z perspektywy przyjaciółki zachowuje
się jak suka. Zaczęła energicznie potrząsać głową i rękami.
- Nie sorry,
sorry. Tylko… - powstrzymała wesołość – Ja nie mogę, ale ty masz wyczucie
czasu!
- No mam –
odparła i spięła się w sobie, czekając na najgorsze.
- I ty…załamałaś
się, bo myślałaś, że Naruto i ja… - zakryła usta dłonią, z obawy, że się nie
powstrzyma i znów parsknie śmiechem. Taka afera i w dodatku o takie głupstwo.
Może i głupstwo, ale Hyuga wzięła to na poważnie – Kurde, jakby ci to… -
zastanowiła się chwilkę – Wstawaj – nakazała jej po chwili. Zaskoczyła tym
dziewczynę na ziemi – Nie podniosę cię, bo znów dostanę. No dalej, do góry!
Hinata
niepewnie wstała i obserwowała poczynania Sakury, która szukała czegoś na jej
półce z książkami.
- O, ta może
być – z jednej z przegródek, wyjęła tom encyklopedii, całkiem sporych rozmiarów.
Potem stanęła tyłem do wejścia do pokoju i położyła książkę na ziemi – Chodź tu
– przywołała ją ruchem dłoni.
Hyuga stanęła
naprzeciwko różowo-włosej. Nie widziała o co tej chodzi. Była zupełnie zbita z
tropu.
- Co ty…
-
Przepraszam, mam nadzieję, że nie zniszczę książki. Ale chyba aż tak ciężka nie
jestem – Sakura stanęła na encyklopedii, co dodało jej kilkunastu centymetrów.
Później złapała Hinate za ramiona i pochyliła nad nią głowę. Dzięki książce,
była teraz wyższa, od dziewczyny. Wszystko to zrobiła w dość szybkim tempie.
Granatowo-włosa
aż rozchyliła usta z zaskoczenia. A następne słowa Haruno, tylko to zaskoczenie
powiększyły.
- Wiesz, że
jak ktoś teraz wejdzie do pokoju, to weźmie nas za lesbijki.
Dziewczyny
stały tak przez dobre 2 minuty. Dopiero wówczas do Hinaty, zaczął dochodzić
sens tych słów.
- Ja…to...wy…to
znaczy, że…- jąkała się nie mogąc sklecić zdania.
Sakura jednak
znów zaczęła się uśmiechać, gdy zobaczyła w białych oczach Hyugi, powracający
blask. Wracał powoli, ale jednak wracał.
- Zamiast
całowania, dostałam niezły ochrzan. Mała, on mnie rugał, ponieważ chciałam
zostawić Sasuke. Ale był zły – zamyśliła się przypominając sobie tamten moment –
W każdym razie, wybił mi to z głowy. Albo inaczej, pstryknął palcami i nagle
pojawiły się we mnie nowe pokłady siły. Rany boskie, jakaś ty głupia –
puknęła Hinate w czoło palcami.
- Ałć –
jęknęła cicho i złapała się za czoło.
-
Powiedziałam głupia! – Haruno zeszła z książki na podłogę – On poza tobą świata
nie widzi. Zresztą, jak widzę, ty masz tak samo. Kurde ten twój brak pewności
siebie, kiedyś cię wpędzi w kłopoty – podniosła gruby tom i odniosła go na
regał. Kiedy się odwróciła, okazało się, że Hyuga nie ruszyła się ani milimetr.
Hinata znów
przeżywała wczorajszą rozmowę przez drzwi.
- Wynoś się !
- Odejdź. To…to kon…
- Boże, co ja
zrobiłam ?! – krzyknęła, gdy naga prawda do niej dotarła. Biegiem rzuciła się w
stronę wyjścia.
- Ej, ej
czekaj – Sakura pobiegła za nią, i chwyciła dziewczynę za ramię, zanim ta
wypadła z mieszkania – Gdzie ty lecisz?
- Jak to
gdzie? Muszę do niego iść!
- Ale w
akademika go nie ma.
Hyuga nagle
znieruchomiała. Zdała sobie z czegoś sprawę.
- Kiedy
sprawdzałaś, że go nie ma? – spytała przyjaciółki wprost.
- Nie wiem.
Niedługo przed wyjściem. Łóżko miał nieruszone, więc pomyślałam, że nocuje u
ciebie i… - zacięła się. Mina jej zrzedła. Obie dziewczyny w jednym momencie
pomyślały o tym samym.
Hinata, której
dosłownie przed chwilą, wielki ciężar spadł z serca i jednocześnie została
obarczona wielkimi wyrzutami sumienia, poczuła, że złe przeczucia, których
doświadczyła kilka godzin temu, mogły nie być wyobrażeniem.
Jeśli Naruto
nie spał ani u Hinaty w mieszkaniu, ani w akademiku, to gdzie był przez całą
noc? I gdzie jest teraz?
***
- Nie, nie
było go u mnie – słowa Ero-wujka wzmogły niepokój dziewcząt – Dlaczego po
prostu do niego nie zadzwonicie ?
- Nie ma ze
sobą telefonu – wyjaśniła Hinata – Zostawił go w szatni, po treningu.
- Ach,
nierozważny chłopak. Słuchaj, na pewno nie ma się czym martwić.
- Mam nadzieję,
że nie ma, ale… - nie sprecyzowała swoich obaw – W każdym razie, przepraszam, że
pana niepokoiłam. Do widzenia – rozłączyła się i położyła komórkę na stole.
- Więc u
wujka, też go nie było – rzekła Sakura i zaczęła w nerwowym geście strzelać
palcami – Dobra – zdecydowanym ruchem wstała z kanapy i ruszyła w stronę
wyjścia – Nie owijam w bawełnę. Takie zniknięcie to nie w jego stylu i dobrze o
tym wiemy. Ściągnę wszystkich i będziemy go szukać.
- Czekaj –
zawołała za nią Hyuga – Ja też muszę iść.
- Co to, to
nie, moja droga – powiedziała Haruno, tonem nie znoszącym sprzeciwu – Wyglądasz,
jakbyś miała zaraz zemdleć. Najpierw się umyj, zmień ciuchy i zjedz coś. Nie
chcę się bać też o ciebie – poklepała dziewczynę po ramieniu – Nie martw się,
będzie dobrze.
Hinata
pokiwała głowę, ale wcale nie była pewna, czy to aby na pewno prawda. Po
wyjściu Sakury, jeszcze kilka minut stała w przedpokoju z zaciśniętymi dłońmi. Znowu chciało jej się
płakać, ale tym razem z poczucia winy, z własnej głupoty, z bezsilności.
W głowie
krążyło jej wciąż to samo zdanie.
„Gdybym go
wpuściła, nie doszło by do tego”
- Gdybym go
wpuściła – powiedziała na głos – Byłby tu bezpieczny, ze mną – osunęła się na
podłogę, tracąc wszystkie siły.
***
Jiraiya
pożegnał się Hinatą i włożył komórkę do kieszeni. Pomimo, że przed chwilą jego
głos był spokojny i pewny siebie, to jego wyraz twarzy absolutnie nie oddawał
tych emocji. Prawdę mówiąc, był przerażony.
Tak szybko na
ile pozwalał mu jego wiek, wybiegł na korytarz ze swojego gabinetu i popędził
prosto do biura pani prezydent. Otworzył drzwi i wręcz wpadł do środka.
- Jiraiya,
mówiłam, że masz puk… - Tsunade zaskoczyła mina jej podwładnego.
- Naruto
zniknął – kiedy mężczyzna to powiedział, długopis w dłoni Tsunade, upadł na
ziemię, z cichym trzaskiem.
***
W akademiku,
w pokoju wspólnym zgromadziła się grupka młodych ludzi. Sakura, Sai, Kiba,
Shino, Choji, Ino, Gaara, Kankarou, Temari, Neji, Tenten i Lee. Żadne z nich
nie poszło dziś na wykłady, ze względu na wiadomość, jaką każdy z nich otrzymał
od Haruno.
- Czemu po
prostu nie zadzwonimy na policję? – spytał się Choji, całej reszty.
- To nic nie
da – odpowiedziała Tenten – Naruto jest pełnoletni, więc zgłoszenia o
zaginięciu przyjmą dopiero po 24 godzinach. Minęło zbyt mało czasu.
- Na razie
musimy działać sami – rzekła Sakura – Myślę, że zrobimy tak…
- A Sasuke ?
Nie pomoże nam? – spytał Gaara.
Różowo-włosa
zerknęła w stronę schodów na piętro.
- Śpi teraz.
Nie budziłam go, jest wykończony. Powiem mu później.
Gaara
wzruszył ramionami. Był odmiennego zdania. Uważał, że każda pomoc, nawet Uchihy
się przyda, ale nic nie powiedział.
- Będzie tak –
Haruno zaczęła wszystkim rozdzielać zadania – Ja, Ino i Sai sprawdzimy szpitale.
Mógł mieć jakiś wypadek – „Błagam oby nie” dodała w myślach – Gaara, Kankarou i
Temari obszukajcie cały kampus, wszystkie budynki, sale i tak dalej. Neji,
Tenten i Lee sprawdźcie posterunki policji. Może ten głupek coś wywinął i
siedzi w celi – ta opcja była mało prawdopodobna, ale nie można było jej
wykluczyć – Kiba, Shino i Choji
przejdźcie się po wszystkich jego ulubionych miejscach. Jak któraś grupa coś
znajdzie, dzwoni do mnie.
Nikt się nie sprzeciwiał.
Plan był bardzo dobry. Na zewnątrz Kankarou zadał pytanie swojej siostrze.
- A twój
chłopak? Nie zamierza pomóc szukać Naruto? – rzekł to z wyrzutem.
- Nie
odbiera. Mówił, wczoraj, że pracuje cały dzień – odpowiedziała blondynka – Jak się
pojawi to mu porachuje kości!
***
Leżał w
ciemności…albo nie…On się w niej unosił. Lewitował, otoczony z każdej strony czernią.
Ciemność, głucha cisza i nic więcej. Miał już jej dość. Chciał się z niej
wydostać. Całą swoją siłą woli, próbował polecieć w górę. Z czasem zaczęło mu
się to udawać.Leciał w górę, a może raczej płynął, jak w oceanie.
Czerń
zmieniła się w szarość. Potem szary zamienił się w biały. Był już prawie u celu
i wówczas…zaczął tego żałować. Nastąpiła kolejna zmiana barwy. Z każdej strony
otoczyły go czerwone płomienie. Unosił się wśród nich i nie mógł się wydostać.
Miał wrażenie, że zaraz w nich spłonie.
- Naruto!
Ta kobieta
znowu krzyczy. Ale czemu akurat jego imię?
W jej głosie słychać tyle strachu. Boi się o niego? Ale dlaczego?
- Naruto!
Przed chwilą
nie mógł znaleźć wyjścia z tego ognia, ale krzyk tej kobiety, zdawał się wskazywać
mu drogę. Zamknął oczy i pozwolił się unosić w jego kierunku. Czerwień
zniknęła, ale było coraz więcej światła. Tak…światło…już blisko…
Otworzył
oczy. W końcu był przytomny.
Znajdował się
w obcym miejscu, ale nie ono było ważne. Ważne było jego położenie. Siedział na
dużym metalowym krześle, przyśrubowanym do podłogi. Nie mógł ruszyć rękami, ani
nogami. Zdaje się, że ręce miał związane z tyłu, jakimś sznurem. Zerknął na
swoje nogi. Tam nie było sznura. Były za to kajdanki, dwie pary. Każda z nich
przykuwała jedną z jego nóg do krzesła.
„Co tu się
kurwa dzieje?”
Pomieszczenie
nie było duże. Za to było praktycznie puste. Było tam tylko krzesło, do którego
był przywiązany, okno i drzwi. Nic poza tym. Za oknem było widać jedynie kilka
drzew. Był dzień, a jego ostatnie wspomnienia pochodziły z późnego wieczoru.
Musi tu być bardzo długo. Czuł to, ponieważ wszystkie mięśnie miał zdrętwiałe,
chciało mu się jeść i pić.
„Cholera ile
ja tu siedzę?”
Ostatnie co
pamiętał to pożar, wpadł w jakąś panikę (której nawet teraz nie potrafił
wytłumaczyć), a później oberwał czymś w głowę. I na tym koniec, pusta kartka.
Jego sytuacja
była bardzo nieciekawa, ale nie panikował, tak jak na widok ognia. Wręcz przeciwnie.
Adrenalina w jego żyłach sprawiła, że zaczął myśleć bardzo logicznie i
dokładnie przeanalizował swoją sytuację.
Zaczął
nasłuchiwać. Ściany w tym domu były cienkie, bo zdołał usłyszeć czyjeś
głosy. Ktoś był w pokoju obok. Minutę później usłyszał kroki, chyba dwóch osób.
Jedna z tych osób musiała być bardzo gruba, gdyż podłoga okropnie trzeszczała. Ci ludzie musieli się zatrzymać niedaleko drzwi, bo usłyszał fragment ich
rozmowy. To byli jacyś mężczyźni.
- Co?! Mamy
go trzymać jeszcze tyle godzin ?
- Szef pojawi
się dopiero wieczorem. Miał jakieś spotkanie w stolicy, czy coś. Wtedy się „zajmie”
naszym gnojkiem.
„Gnojkiem?!
Poczekaj jak się uwolnię, to obiecuję, że tak się tobą zajmę, że cię matka nie pozna”
- Super, po
prostu super. Ale ja go nie będę karmił, do kurwy nędzy.
- Bądź
łaskawy. Jeszcze trochę i…
Więcej Naruto
nie zdołał usłyszeć, ponieważ mężczyźni odeszli.
„Jeszcze
trochę ? Jeszcze trochę i co ? Co się stanie? Szef…wieczorem…”
Wiedział już
kilka rzeczy.
Po pierwsze
został porwany. Przez kogo, ani dlaczego, tego nie wie.
Po drugie za
kilka godzin, gdy przyjedzie ten „szef” stanie się coś złego. Grozi mu poważne
niebezpieczeństwo.
Po trzecie
musi się uwolnić do wieczora, inaczej będzie po nim.
Tu nie chodzi
tylko o niego. Ma do kogo wrócić – Wynoś się
– Zacisnął zęby na to przykre wspomnienie słów Hinaty. Ale okazało się, że
one dały mu więcej siły.
- Nie mogę tu
zostać – rzekł z determinacją – Muszę to naprostować – Zaczął wierzgać rękami –
Czekaj na mnie, skarbie. Tak łatwo się mnie nie pozbędą.
***
Sasuke
podniósł się z ociąganiem, do pozycji siedzącej. Ze zdziwieniem stwierdził, że
jest przykryty kocem. Pewnie Sakura tu była. Wyjął z kieszeni telefon i zerknął
na wyświetlacz. Było już popołudnie. Odespał swoje.
Wstał z łóżka
i poszedł do łazienki się przebrać. Następnie schował broń bezpiecznie do
swojej kryjówki. Nie może wszędzie z nią łazić.
Wyszedł z
pokoju i zszedł na parter. Co dziwne, nikogo w budynku nie było. Nie było
słychać żadnych głosów, kroków, kompletnie nic. Gdzie się wszyscy podziali? A zresztą
nieważne.
Wyszedł na
zewnątrz i poszedł się przejść. Dużo ostatnio robi tych spacerów, ale
przewietrzenie się zawsze pomagało mu myśleć. Pogodził się już z prawdą, w
jakimś tam stopniu, ale wciąż o nie myślał o pewnej ważnej rzeczy. A mianowicie
co ma teraz robić ?
Nie musi już
szukać brata. Tamten sam po niego przyjdzie, ale dopiero, gdy stanie się mu
równy. Ale co to ma niby oznaczać? Co ma zrobić, aby stać na równi z Itachim?
Ma dalej pracować u Orochimaru? Ta opcja nie jawiła mu się zbyt różowo. Nie
chciał mieć z tym gadem już nic wspólnego, ale w takim razie jak ma zdobyć
siłę, której potrzebuje?
Tak, ta
kwestia wymaga rozważenia.
Tak, w ogóle,
czy może żyć jak dawniej? Tutaj, ze wszystkimi? Czy to rozsądne i czy w ogóle
bezpieczne? Dla niego i…i dla innych.
- O Sasuke,
już jesteś
Z zamyślenia
wyrwał go głos profesora Yamato. Uchiha nawet nie zauważył, że zawędrował pod
swoją uczelnię.
- Jesteś na
czas. Chodź, mam dla ciebie robotę.
No tak,
przecież zamiast poprawek miał zrobić dzisiaj jakieś porządki w dokumentach,
czy tam archiwach. Kompletnie o tym zapomniał. Ale co się dziwić, miał w końcu
do tego prawo. Lekko zirytowany poszedł za profesorem.
- Chyba nie
zapomniałeś, prawda? Dałem ci taką taryfę ulgową, ponieważ wcześniej byłeś
jednym z najlepszych studentów, plus do tego Uzumaki nie dawał mi spokoju.
Powinieneś być wdzięczny.
„Tak,
zapomniałem o tych pierdolonych porządkach, ponieważ okazało się, że mój brat
zabił mi rodzinę, która nawiasem mówiąc wzorowymi obywatelami nie była. A do
tego, razem z braciszkiem, postanowiliśmy zabawić się w podchody i zobaczyć,
któremu z nas uda się zabić tego drugiego”
- Nie
zapomniałem, profesorze.
Archiwum na
tej cholernej uczelni było, jak to ujął Sasuke – W chuj olbrzymie. I on miał w
nim zrobić porządek ?! Bez jaj!
A dokładnie,
jego zadanie polegało na przejrzeniu wszystkich dokumentów, zdjęć i filmów i
zdecydowaniu, czy przydadzą się one na wykładach, czy nie. I jeśli nie, to ma
je wyrzucić. A tego dziadostwa mało nie było.
Po godzinie
pracy, miał już dość. Te porąbane obrazki i literki skakały mu przed oczami. Po
cholerę on tam w ogóle siedzi?! Ma ważniejsze rzeczy do roboty niż segregacja
papierków.
W końcu
odłożył dokumenty na bok i skupił się na filmach. Większość z nich były nagrane
na kasetach. Sasuke zdziwił się, że po takim czasie wciąż działają. One oraz odtwarzacz,
który nadawał się do muzeum. Po przejrzeniu dwóch filmów, wrzucił oba do śmieci
i wziął do ręki kolejną kasetę.
- Przemowa
Prezydenta Namikaze bla bla z okazji bla bla rocznicy czegoś tam – przeczytał napis
na pudełku – Porywający materiał.
Włożył kasetę
do odtwarzacza i zaczął oglądać, jak blond-włosy prezydent porywająco przemawia
do tłumu.
- Ale super…po
prostu bomba… - czuł, że znowu zaczyna przysypiać.
Na tym
podeście, ozdobionym balonami, oprócz Namikaze stał jego zastępca oraz żona.
Czerwono-włosa i całkiem ładna kobieta.
- Ja nie
mogę, ale ci politycy mają gadane.
Kiedy Minato
skończył przemowę, tłum zaczął klaskać i wiwatować. Wystrzelono nawet
fajerwerki. Kiedy na niebie, rozbłysły sztuczne ognie, Sasuke nagle się
rozbudził. Coś na filmie przykuło jego uwagę.
Podszedł do
telewizora i cofnął film. Potem jeszcze raz. Niemożliwe, aby się mylił.
- Co to,
kuźwa jest ?!
Natychmiast
wyjął z kieszeni komórkę i wybrał numer Naruto. Nie odbierał. Później zadzwonił
do Hinaty. Włączyła się sekretarka.
- Najpierw
nikogo nie ma, teraz nikt nie odbiera. Co to ma być?
Trzecie
połączenie zostało już odebrane.
- Sasuke ? –
odezwał się głos Sakury.
- Hej, wiesz,
gdzie jest Naruto? Muszę z nim pogadać.
- Tylko, że
wiesz…Powinnam ci powiedzieć wcześniej, ale nie chciałam cię budzić i…
- Powiedzieć
mi co?
- Naruto
zaginął. Właśnie chcieliśmy iść na policję. Niedługo minie doba i…
Uchiha nie
słuchał już. Rozłączył się. Czuł się jak człowiek, który został porażony przez
piorun.
***
(Od autorki) Dobra, spróbuję odpowiedzieć na pytanie Pawła.
Nie mam tyle doświadczenia co Przemek, ale swoje napisałam, więc chyba mogę się wypowiedzieć. Czy pisanie to przyjemność? To trzeba lubić, inaczej się daleko nie zajdzie. Na pewno znasz blog, który zakończył działalność po 1 lub 2 rozdziałach. Wymigał się brakiem weny lub czasu. To trzeba lubić, pisanie i zabawę swoją wyobraźnią. Przynajmniej tak sądzę.
Sama mam z tego dużo zabawy. I jeśli myślicie, że nie ma z tego frajdy, bo już wszystko wiem, to nie jest prawda.. Nigdy nie wiem co będzie dalej i muszę to wymyślić. Fantastycznie jest, kiedy nagle wpadniesz na pomysł i nie możesz wytrzymać, aby to nareszcie spisać i zobaczyć jak wyjdzie. Właśnie tak, piszę co widzę w głowie. Naprawdę kocham te momenty. Ale najwięcej wymyślam przy laptopie jednak.
To co ja czuję, gdy piszę to ekscytacja, a potem duma, gdy uda mi się skończyć na czas. A jak widzę, że pojawia się komentarz to aż skaczę na łóżku. Naprawdę fajnie być bloggerką, ale trzeba mieć czas na to. Pisanie rozdziału nie zajmuje chwilki.
Czy się wzoruje na blogu Przemka? Cóż na pewno jego opowiadanie zachęciło mnie do napisanie czegoś własnego. Choć myślałam, że dociągnę najwyżej do 5 rozdziałów :P ale poszłam dalej. Staram się wzorować na mandze, to na pewno. Jeśli zaś chodzi o Uniwersytet Konoha to...hmm może po prostu ja i Przemek mamy podobną wyobraźnię.
Dziękuję za miłe słowa. Super jest wiedzieć, że to co piszę się komuś podoba. Dziękuję i do zobaczenia