:)

:)

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 10

(Od autorki) Wyrobiłam się, ale ledwo. Znowu będą wspominki. Mam nadzieję, że was nie zanudzę. Dziękuję, że to czytacie. Dedykuje ten rozdział mojej fance nr 1 Izie, w ramach przeprosin za moje ostatnie humory.

***


- Czemu na mnie patrzycie ? Nie będę znów robił za jego psychologa – Sasuke próbował zignorować natarczywe spojrzenia kolegów, raz posyłane w jego stronę, a raz w stronę Naruto, który od pół godziny kręcił słomką w swoim piwie. Tak poświęcał temu zajęciu swoją uwagę, że nawet nie słuchał o czym reszta rozmawia.
- Nie żeby mnie obchodziły jego humory, ale tego się nie da wytrzymać – zrzędził Kiba – No popatrzcie na niego – wskazał podbródkiem na blondyna, który właśnie znudził się kręceniem słomką w prawo i zaczął w lewo – Odbija mu.
- Jakie to …
- Upierdliwe – dokończyli jednocześnie Sasuke, Kiba i nawet Shino.
- Wymyśl nową kwestię Shikamaru – odparł Uchiha, ale Nara puścił ten przytyk mimo uszu – Dobra, niech wam będzie.
Sasuke przysunął się trochę w stronę nieświadomego niczego Naruto i … walnął go pięścią w łeb.
- Ała ! Za co, głupku ?! – spytał, a raczej krzyknął trzymając się za głowę.
-Za nic. Przywróciłem cię tylko do rzeczywistości. O to wam chodziło ? – spytał pozostałej trójki, której szczęki opadły na blat.
- Mniej więcej – Shino odzyskał mowę jako pierwszy.
- Już pomyśleć spokojnie nie można – Uzumaki zrzędził pod nosem, na co Kiba zaczął się śmiać.
- Ty i „myślenie”. Hahaha to żeś mnie rozbawił – stwierdził i posłał blondynowi najbardziej kpiące spojrzenie na jakie było go stać.
- Jacy wy jesteście upierdliwi – Shikamaru nie pozwolił dojść do głosu Naruto, który był już gotowy do bójki – Robicie z igły widły, przecież to oczywiste. Najpierw całe tygodnie łazi z Hinatą za rękę i uśmiechają się jak zakochani idioci. A potem ona wraca od rodziców i przez ostatnie pięć dni na zmianę, albo są zamyśleni lub podenerwowani. Pierwsza opcja to mogli się pokłócić, ale odpada, bo nadal się nie odstępują. Pozostaje więc druga opcja. Zresztą bardziej prawdopodobna. Oboje poznają swoich teściów. Ona się boi, że źle wypadnie, a on, że zrobi z siebie idiotę co jest bardzo prawdopodobne. Widzicie ? Czysta dedukcja.
Przez cały swój monolog chłopak patrzył ze znużeniem w sufit. Za to reszcie szczęki ze stołu spadły na podłogę. Rzadko mają okazję by zobaczyć swojego kolegę gdy daje popis swojego intelektu.
- Taaa, jasne – mówił Inuzuka z pobłażaniem -  Sherlock Holmes się znalazł. Wiesz, mógłbyś czasem…
- Ma rację – Przerwał mu Naruto – Jutro idziemy razem do mojego wujka, a wieczorem jadę do niej i zostaje tam na noc.
- Co, serio ?!
- Świetnie, wszystko wyjaśnione, więc mogę się wreszcie napić ? – Sasuke wyraził swoje niezadowolenie i wypił łyk ze swojego kufla.
- Jasne, nie przeszkadzaj sobie – już większego sarkazmu, blondyn nie mógł wsadzić w to zdanie.
- W każdym razie powiem, że ci nie zazdroszczę – Inuzuka wziął przykład z Uchihy i też zaczął opróżniać swoją szklankę.
- I ja też – Shino nie zawsze musi milczeć.
- Dzięki, wszyscy jesteście po prostu wspaniali – rzekł Naruto i oparł, ze zrezygnowaniem, czoło o blat stolika.
- Kiedy mówimy prawdę. Tylko raz z Kibą widzieliśmy jej ojca i zapamiętamy to do końca życia. Jej matka jest w porządku, ale on… – to była chyba najdłuższa dzisiejsza wypowiedź Aburame.
- Sprecyzuj.
- Jak byliśmy jeszcze w szkole, oboje pojechaliśmy do niej by pożyczyć zeszyty – zaczął opowiadać Kiba – Akurat obaj wtedy zachorowaliśmy. W szoku byliśmy jak zobaczyliśmy tę chałupę. Bogactwo wszędzie się leje, a on sam posyłał nam tak nienawistne spojrzenia, jakich nawet u ciebie nie widziałem.
- Chyba tobie – zauważył Shino – mnie olewał.
- No dobra, może zachowywałem się trochę jak rozwrzeszczany gówniarz i mój pies trochę tam nabrudził, ale to nie ma dla niego usprawiedliwienia i koniec ! Więcej tam nie byłem.
- Bo się bałeś – Aburame znów się wtrącił.
- Wcale nie ! A w ogóle to nikt cię nie pytał !!! I przestań nosić okulary przeciwsłoneczne w nocy ! To mnie wkurza !!!
- Już się nie masz czego czepiać,serio. Idę do toalety – rzekł i odszedł od stolika.
Naruto natomiast zastanawiał się czy potrafi panikować jeszcze bardziej niż teraz. Ale oprócz tego poczuł, że kilka kawałków układanki wskoczyło na swoje miejsce. Chyba coraz bardziej wszystko rozumiał.
- No, ale przynajmniej nie musisz się przejmować wizytą w swoim domu. Kiedyś mówiłeś, że twój wujek jest wyluzowany – tak naprawdę Shikamaru odezwał się tylko dlatego, bo poczuł, że zasypia.
Na to zdanie Sasuke cicho się zaśmiał pod nosem.
- Oj musi, musi.
- Ty się lepiej zamknij – Uzumaki warknął w stronę przyjaciela, a jego spojrzenie mówiło „jeszcze słowo, a po tobie”. Nie żeby ta groźba jakoś Uchihe ruszała.
- Dobra, ja mam propozycję by stąd iść. Atmosfera się sypie, a nawet dogryzanie głupkowi już mi się znudziło – Inuzuka wstał z krzesła, a zanim Nara.
- Czemu ja się z wami zadaję ? – spytał sam siebie Naruto i razem z Sasuke dołączyli do nich i wyszli z lokalu.
Chwilę później do pustego stolika podszedł Shino.
- Znowu o mnie zapomnieli.

***

Naprawdę minął już tydzień ?
Tak minął i właśnie razem z Hinatą (i agresywnym  kundlem przy nodze), stał pod swoim rodzinnym domem. Jeśli można go tak nazwać.
- Gotowa ?
- Oczywiście – Naruto ścisnął jej rękę by dodać jej otuchy. Dobrze, że nie wiedziała, że to on ma większe powody do zdenerwowania niż ona.
Otworzył drzwi swoim kluczem i weszli do środka. Z miejsca uderzył ich zapach spalenizny i unoszące się w powietrzu resztki dymu.
- O nie, znowu.
Pociągnął ją w stronę kuchni. Ich oczom okazał się obraz mężczyzny, który stał przy szeroko otwartym oknie i próbował zamaszystymi ruchami ręki usunąć dym z pomieszczenia.
- Ile razy mówiłem, żebyś nie tykał kuchenki ?!
- O, to wy. Już jesteście ? – zakłopotany szybko zamknął okno i odwrócił się w ich stronę – Taki ważny dzień mamy, więc pomyślałem, że sam coś przygotuję, ale cóż…
- Ale wysadziłeś kuchnię, to chciałeś powiedzieć.
- Nie wymądrzaj mi się tu ! Sam nie potrafisz lepiej !
- Ale przeze mnie przynajmniej nigdy nie musiała tu przyjeżdżać straż pożarna !
I wtedy trochę za późno zdali sobie sprawę, że ich potyczka słowna ma widza. Hinata obserwowała ich z boku z szeroko otwartymi oczami. Zdziwienie mieszało się jej z rozbawieniem. Za to zdenerwowanie od razu jej minęło.
- Ech, wujku przedstawiam ci moją dziewczynę, Hyuge Hinate – oficjalnym przedstawieniem próbował naprawić wpadkę z sprzeczką.
- Dzień dobry panu – uśmiechnęła się ciepło,a na twarzy zagościł lekki rumieniec na stwierdzenie „moja dziewczyna”. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai i nawet tego nie chce.
Ero-wujek spojrzał na nią i z miejsca polubił.
„Dobrze go wychowałem”
- Żaden pan, proszę mów mi Jiraiya – powiedział i uścisnął jej dłoń.
- Do..dobrze – I było czego się bać ? Nie.
-Tak jak myślałem, nawet pies tego nie tknie – Naruto tymczasem podtykał pod nos Kuramie talerz z czymś czarnym co kiedyś było jedzeniem. Pies nie był zbyt chętny.
- Znowu się czepiasz ?! – Jiraiya znów przeniósł swoją uwagę na wychowanka.
Tym razem Hinata nie mogła wytrzymać i zaśmiała się. Nie wiedziała, że są tak podobni. To wręcz groteskowe.
- Widzisz przez ciebie, dziewczyna się ze mnie śmieję !
- Przeze mnie ?! To twoja wina głupku !
Pomińmy parę następnych zdań i śmiechów dziewczyny. Czarne i spalone „coś” trafiło do śmieci, a oni postanowili przenieść się do salonu. Naruto z obawą spojrzał na półki i z ulgą stwierdził, że „arcydzieła” zniknęły.
- Cóż wygląda na to dzieciaki, że dzisiaj zaserwujemy sobie pizze – wyciągnął swój telefon i spojrzał na Hinate – Jest coś, czego nie możesz jeść albo nie lubisz ?
- Zjem obojętnie z czym, byle nie było żadnych owoców morza.
- Dobrze, ja też ich nie znoszę – wybierał właśnie numer, gdy zobaczył, że uwagę dziewczyny zajmuje wystrój. Wykorzystując jej nieuwagę pokazał Naruto uniesiony w górę kciuk i uśmiechnął się wymownie.
 „Nie przy niej stary, zboczeńcu!!!” – chciał wykrzyknąć, ale musiał się powstrzymać.

***

Gdy przywieziono pizze, rozsiedli się wszyscy na podłodze, ku zaskoczeniu Hinaty. To było bardzo na luzie. Inaczej niż u niej.
Rozmowa toczyła się sama. Czasem była tylko przerywane przez małą „wymianę zdań” Naruto i Jiraiyi, ale nie przeszkadzało jej to, gdyż miała z tego ubaw. Sama odzywała się sporadycznie lub gdy zadano jej pytanie.
Właściwie czym ona się denerwowała ? Wujek był szczery, zabawny i najwyraźniej ją polubił. Zauważyła kilka podobieństw charakterów obu mężczyzn. Chyba się z nim dogada.
Było jeszcze coś,a mianowicie to mieszkanie. Cóż, było dość schludnie utrzymane, jak zamieszkane od lat przez dwóch facetów (no bo Naruto spędza w tym domu ferie i wakacje). W dodatku miało przyjemną i swojską atmosferę. Tak, to miejsce można z pewnością nazwać, w jej pojęciu domem.
- I to się nazywa obiad – Ero-wujek wstał z podłogi z pudełkiem po pizzy w ręku – Pójdę wynieść śmieci i… może wyprowadzę tego twojego psiaka na spacer. Nie będę wam przeszkadzał, co nie ? – z szerokim uśmiechem puścił w ich stronę oczko. Hinata, szczerze nie wiedziała co o tym myśleć, a blondyn wiedział o co mu chodzi, aż za dobrze – To na razie – krzyknął i już go nie było. Szybki jest.
- To co teraz ? – spytała zwracając się w stronę chłopaka.
- Nie wiem. Może chcesz zobaczyć mój pokój ?
- Może być.
Pokój Naruto znajdował się na piętrze. Nie było w nim nic nie zwykłego: łóżko, biurko, szafa itd. Nie, właściwie było coś. Porządek, z którym jak wiemy Uzumaki ma lekki problem.
Chwilkę się rozglądała, gdy nagle coś zwróciło jej uwagę. Na ścianie wisiała tablica korkowa, do której było przyczepione zdjęcie. Przedstawiało ono dwie osoby: Jiraiye w wieku około 40 lat tarmoszącego po głowie uśmiechniętego Naruto, który miał na oko 7 lub 8 lat. Uśmiechnęła się na ten widok.
-Nie wiem skąd tu się wzięło to zdjęcie – oczywiste kłamstwo blondyna.
- Oczywiście, udajmy, że wierzę – uśmiechnęła się do niego szeroko i usiadła na łóżku. Poczuła, że uderzyła nogą o coś, co leżało pod meblem. Zerknęła tam, sprawdzając co to jest i wyciągnęła z stamtąd kilka książek.
W tym momencie chłopak zaczął podejrzewać, że dostał zawału. Chyba nigdy nie był tak czerwony ze złości jak teraz.
„To ma się nazywać schowanie ?! U mnie, pod łóżkiem ?! Pogięło go ?! Ukatrupie drania!!!”
W pierwszym odruchu chciał jej je wyrwać, ale było za późno. Zobaczyła tytuł.
Eldorado flirtujących” Pustelnik
- Czytasz takie książki ? – spytała będąc w lekkim szoku. Teraz oboje emanowali czerwienią.
- CO ?!!! Nie, nic tych rzeczy ! – tak energicznie potrząsał głową, że aż mu się w niej zakręciło.
- To, co one tu robią ?! – była już trochę uspokojona.
- No, no bo… - szlag musi powiedzieć prawdę, nie ma wyjścia – No, bo widzisz, ten Pustelnik to… to tak naprawdę … - no wykrztuś to, bądź mężczyzną – NO BO TEN CHOLERNY ERO-WUJEK TO NAPISAŁ I ZDAJE SIĘ NIE WIE CO ZNACZY SŁOWO „SCHOWAĆ” – wykrzyknął to wszystko wręcz na jednym wydechu.
- Na…naprawdę ? – zamrugała szybko w reakcji na ten wybuch.
- Nooo - zwiesił głowę ze wstydem.
Cóż chłopak na pewno nie spodziewał się takiej reakcji dziewczyny jaka nastąpiła chwilę później. Hinata wybuchła głośnym, niepohamowanym śmiechem. Nie mogła przestać, aż się złapała za brzuch. Blondyn tylko na nią patrzył z dezorientacją w oczach.
- To… dlatego … mówisz na niego…Ero-wujek – udało jej się w końcu wykrztusić.
- No tak. To stary zbok i już – pod wpływem szoku powiedział co myśli bez żalu.
- Zastępca prezydenta miasta i pisarz. Prawdziwy człowiek renesansu – powiedziała z rozbawieniem wycierając załzawione od śmiechu oczy.
- Nie…nie odrzuca cię to ? – spytał z lekką obawą.
Hinata spojrzała mu w oczu i rzekła z największą szczerością na jaką było ją stać:
- Naruto-kun, nic, nigdy nie odrzuci mnie w tobie. A zwłaszcza osoba, która cię przygarnęła i dała ci własny dom.
Anioł. Nie ma nią innego określenia.
Nie zastanawiając się ani chwili przywarł do jej ust. Starał się wlać w ten pocałunek wszystkie emocje, jakie w tej chwili czuje w sobie. Na razie to im wystarczyło. Uczucia jeszcze niewypowiedziane na głos, ale wyczuwane przez oboje.
Zawsze najczęściej przerywali, gdy brakowało im już tchu, ale ostatnio i to wydawało się za mało. Chcą więcej. Ale, nie, nie, nie, mowy nie ma by się przyznali.

***

- Opowiedz mi wszystko.
- Ale o czym ? – Siedzieli od kilku minut na łóżku, oparci plecami o ścianę. Naruto otaczał ją delikatnie ramieniem.
- O waszej dwójce – wskazała podbródkiem na zdjęcia przypięte do tablicy – Chce wiedzieć więcej o tobie.
- A przy okazji trochę się ze mnie pośmiać, co ?
- Przejrzałeś mnie. Ale naprawdę jestem ciekawa.
- No dobrze, czemu nie i tak się bardziej nie skompromituje. Tylko od czego zacząć ?
- Zacznij od początku – rzekła cicho i mocniej się w niego wtuliła, zamieniając się w słuch.
*

- Stara idiotka. Jeszcze zobaczy. Oni wszyscy zresztą.
Mały chłopiec o blond włosach zamalowywał właśnie białą farbą swoje dzieło z zeszłej nocy. Gdy wszystkie dzieci w domu dziecka już spały, zakradł się do piwnicy, ukradł trochę czerwonej farby pozostałej z ostatniego remontu i napisał nią na ścianie budynku tyle niecenzuralnych wyrazów ile tylko znał plus parę karykatur dyrektorki ośrodka.
Oczywiście od razu było wiadomo, że to on. Za bardzo pobrudził się farbą. A teraz musiał to wszystko zamalowywać.
- Powinienem się poskarżyć, że zmuszają mnie do ciężkiej harówy. W końcu, halo mam 6 lat, nie mogę pracować fizycznie.
Przez cały czas zrzędził takie rzeczy pod nosem. Był zły, ale nie za to, że go przyłapano. Myślał, że pomogą mu zamalowywać, a nie zostawią go samego. Przecież to co zrobił było śmieszne. Więc, czemu byli źli ?
Została ostatnia, frontowa ściana. Zmęczony i usmarowany w farbie rozpoczął pracę, gdy ktoś go zaczepił.
- Niezłe dzieło zmalowałeś, jestem pod wrażeniem.
Obok niego stał mężczyzna o długich, lekko sterczących białych włosach. Oglądał jego, jak to nazwał „dzieło”.
- Taa, bo uwierzę – próbował nie zwracać na niego uwagi, podrwi sobie i se pójdzie. Zawsze tak było. Drwiny lub ignorowanie. Nikt inaczej na niego nie reagował.
Lecz wtedy on zrobił coś niespodziewanego. Zakasał rękawy koszuli, wziął drugi pędzel i zaczął mu pomagać.
- Co pan robi ? – Naruto był bardzo zaskoczony. Czemu ten pan to robi ? Przecież nie ma powodu.
- Nie widzisz ciołku ? Maluje.
- Przecież widzę – ten facet go irytuje – Ale czemu ?
- 6-latek nie powinien robić takich rzeczy sam.
Chłopczyk rozchylił lekko usta ze zdziwienia, ale nic nie odpowiedział, bo nie wiedział co.
We dwóch poszło o wiele szybciej. Jedna z wolontariuszek mówiła mu kiedyś, że gdy ktoś coś dla nas zrobi powinno się podziękować. Chyba powinien tak zrobić.
- Proszę pana ?
- Tak ?
- Ja, dziękuję – zwiesił lekko głowę. Żaden dorosły nigdy nie był dla niego tak miły.
- Nie ma sprawy Naruto.
- Skąd pan wie jak… - podniósł gwałtownie głowę.
-…się nazywasz, tak ? – przyklęknął przy nim by ich wzrok był na tym samym poziomie – Naruto, co powiesz na to bym cię adoptował ?
To jest sen ? On chce go adoptować ? Zabrać go stąd ? Niemożliwe.
- Jestem Jiraiya – wyciągnął w jego stronę dłoń.
Chłopczyk z błyszczącymi od szczęścia oczami podał mu małą dłoń.
*
- Jak mam do ciebie mówić ? – spytał Naruto podczas jednej z wizyt Jiraiyi w ośrodku.
- Jak chcesz. Może być wujek, po prostu.
- Aha – ile jeszcze będzie takich wizyt ? On chce stąd odejść jak najszybciej.
- Wujku, kiedy z tobą zamieszkam ?
- Jeszcze trochę, niedługo będzie termin rozprawy.
- Czego ? – Trochę trudne słowo.
- Sąd musi wydać zgodę bym mógł się tobą zająć.
- To znaczy, że może się nie zgodzić ? – spytał ze strachem w głosie. Zaczął lubić tego gościa. Czasem był wkurzający, ale… ktoś wreszcie go widzi, nie chce tego stracić.
- Zgodzi się – nawet chłopiec wyczuł niezachwianą pewność w jego głosie.
- Obiecujesz, wujku ? – Łatwo przyszło mu tak się do niego zwracać.
- Obiecuje.
*
Jadł właśnie płatki na stołówce, gdy poczuł jak ktoś położył mu dłoń na głowię. Odwrócił się i zobaczył znajomą twarz.
- Wujek ?
- Pakuj się. Zabieram cię stąd
*
Nie miał wiele rzeczy. Wszystko zmieściło się do plecaka. Wszedł do domu, który od dziś był jego domem. Duży był.
- Na górze jest twój pokój. Chcesz zobaczyć ?
- Mam własny pokój ? – ucieszył się.
- No jasne.
Szczęśliwy pobiegł na górę go obejrzeć. To było jak spełnienie marzeń. Dla niego średniego rozmiaru pomieszczenie znaczyło tyle, co wielki skarb.
- Rozpakuj się i wychodzimy – w drzwiach stał wujek i go obserwował z uśmiechem na ustach.
- Gdzie ?
- Na zakupy. Potrzebujesz paru nowych ciuchów i zabawek, jeśli chcesz. Sam nie chciałem kupować, bo się nie znam... – chciał jeszcze coś dodać, ale nie pozwolił mu na to chłopiec, który się do niego przytulił. W końcu, przecież było to małe dziecko, które po raz pierwszy poczuło, że ktoś go chce.
- Dziękuję.
- No już chłopie, bo się zaraz rozkleję. 
*
- Szata zdobi człowieka, co nie ? – spytał go, gdy zapinał przed lustrem swoją nową bluzę.
- Chyba tak.
- Obyś mi to nosił. W życiu tyle nie wydałem, co dzisiaj na ciebie.
Przy kasie wujek znowu bezczelnie gapił się na biust sprzedawczyni. To nie pierwszy był raz. Właśnie takim zachowaniem go denerwował. Gdy wyszli ze sklepu dał temu upust.
- Mam dość. Ty jesteś zwykłym zboczeńcem ty ero-wujku.
- CO ?! Nie wyrażaj się tak o mnie.
Naruto pomyślał czy nie powinien przeprosić gdy…
- Jestem super zboczeńcem.
„Cholernik się przyznał”
*
- Ile jeszcze będą tu przychodzić ? – spytał chłopiec gdy czekali na kolejną wizytę kuratora – Przecież mieszkam tu już bardzo długo.
- I tak jesteś za smarkaty by tłumaczyć ci te wszystkie procedury. A skończy się to już bardzo niedługo. To ostatnia wizyta, a potem ostateczna rozprawa o przyznanie praw rodzicielskich. Aha jeszcze jedno, bo bym zapomniał. Jeśli zwrócisz przy kuratorze do mnie „ero-wujku” to…
- Wiem, nie jestem głupi.
- Taa, jasne.
- Co żeś powiedział ?!
*
Naruto siedział na podłodze i próbował układać te cholerne klocki, ale był zbyt zmartwiony. Czekał na jego powrót.
Wreszcie usłyszał trzaśnięcie drzwiami. Wybiegł na korytarz i zobaczył uśmiechniętą twarz ero-wujka. Trzymał w ręku jakąś kartkę.
- Przywitaj się z prawnym opiekunem.
*
- Chcesz iść ze mną do pracy ?
- Nie chcę. Babunia Tsunade mnie denerwuje.
- Tak, ona już tak działa na mężczyzn – powiedział i odrobinę się rozmarzył.
- Jeszcze jej pokażę.
- Ale co ? – spytał zdziwiony.
- Mówiłeś, że ona kiedyś chce kandydować na prezydenta, prawda ?
- Owszem, i zrobi to, jak stary Sarutobi skończy kadencję.
- To poczekaj – popatrzył w górę, w oczy ero-wujka – Ja też nim kiedyś zostanę. A ona przestanie się ze mnie śmiać. I wszyscy w szkole też. Zobaczysz, uda mi się.
Jiraiya patrzył na chłopca przez chwilę jakby z niedowierzaniem i poklepał go po głowie.
- Nie śmiejesz się ze mnie ? – spytał blondyn. Trochę bał się, że tak będzie.
- Nie – ukląkł przy nim tak jak tego dnia gdy się poznali rok temu – Jeśli właśnie to jest twoim marzeniem to wiedz, że zrobię wszystko by ci w tym pomóc.
- Naprawdę ?
- Taka już rola rodzica.
*

Jeszcze dużo jej opowiadał. Jak wizyty babuni Tsunade omal nie kończyły się wizytą Ero-wujka w szpitalu. Jak złościł się na niego za złe stopnie. Jak kłócili się o to czy jego książki są nudne, czy nie. Dużo tego było.
- Podoba mi się jak o nim mówisz.
Siedzenie im się znudziło i od jakiegoś czasu po prostu leżeli.
- To znaczy jak ?
- Raz ze złością, a raz z szacunkiem.
- Nie mogę go nie szanować. To pierwsza osoba, która pokazała mi co to jest rodzina i w ogóle... więź.
Hinata na te słowa poczuła ukłucie w sercu.
Podniosła się na łokciu i przysunęła twarz w jego stronę.
„Potrafię to zrobić”
Pocałowała go. Ona, a nie on. Po raz pierwszy sama odważyła się na ruch i on też zdał sobie właśnie z tego sprawę. Może i trwali by tak dalej gdyby nie czyjeś chrząknięcie. Oderwali się szybko od siebie i zobaczyli Jiraiye z zawadiackim uśmiechem. Hinata poczuła jak się rumieni z zawstydzenia. Serio, niedługo czerwień będzie jej naturalnym kolorem twarzy.
- Przeszkodziłem w czymś ?
- Spadaj – rzucił Naruto krótko i rzeczowo.
- Jasne – ale zanim zniknął dodał – Mówiłem, że będziesz miał u niej chody.
„Mogłem się domyśleć, że schował je tam specjalnie”
- Chody ? – spytała zdezorientowana.
- Nieważne.

***

Spakował wszystkie potrzebne rzeczy w duży plecak, a Kurame na te dwa dni zostawił u Ero-wujka.  
Powoli zmierzali w stronę przystanku. Spokój jaki czuli przez ostatnie godziny zniknął jak ręką odjął. Podenerwowanie za to wróciło. Pierwsza wizyta już dziś była i nie wyszła tak źle. Została druga, ale prawdopodobnie trudniejsza i oboje to czuli przez skórę.
Doszli na miejsce wręcz na styk z autobusem.
No to nadeszła godzina zero.