***
Naruto stał w
salonie, oparty o drzwi balkonowe i przyglądał się widokowi za oknem. Ulewa
przed którą niedawno musiał uciekać z Hinatą, nie zelżała ani odrobinę. Przez
to okropne zachmurzenie, wydawało się, że jest środek nocy. Krople deszczu
opadały głośno na ziemię. Ich szum mieszał się blondynowi z szumem dochodzącym
z łazienki, gdzie jego dziewczyna brała właśnie prysznic.
Uzumaki po
raz pierwszy dzisiejszego dnia (oprócz nocnej pobudki) był sam ze swoimi
myślami. Myślał o wielu rzeczach. O anonimie, o jego nadawcy i przyszłości. I
jeszcze o tym, że gdzieś tam, w tej ulewie, gdzieś tam daleko jest Itachi.
Człowiek, którego jak się okazało w ogóle nie znał i który jest celem jego
najlepszego przyjaciela. I który jest w organizacji, która chce go zabić. I to
za co? Za czyny ojca. Kompletnie bezsensowne.
Obok niego na
półce, stało kilka oprawionych fotografii. Pierwsza przedstawiała całą rodzinę
Hyuga w komplecie. Pani Hanako obejmowała dwójkę swoich córek, po jej jednej
stronie stał Hiashi z (jak to mówił Naruto) naburmuszoną miną, a po drugiej
stronie Neji.
Drugie
zdjęcie przedstawiało Naruto i Jirayie. Uzumaki miał na nim około 13 lat. Obaj
nie uśmiechali się, tylko raczej szczerzyli. Zostało zrobiono podczas jednej z
ich wycieczek na biwak. Jeździli na nie w każde wakacje, gdy tylko Ero-wujek
dostawał urlop.
Fotografia
obok została zrobiona w dniu zakończenia liceum. Ledwo mieściły się na niej
wszystkie 16 osób, ale jednak się udało. Wszyscy przyjaciele razem, ostatniego
dnia szkoły. Ale na szczęście ich drogi się nie rozeszły po dziś dzień. A
niektóre więzi się nawet bardziej zacieśniły.
Kolejne
zdjęcie zostało zrobione na charytatywnym przyjęciu mikołajkowym kilka lat
temu. Uzumaki uwielbiał patrzeć na fotografię i jednocześnie nienawidził. Sam
uważał, że wygląda na nim jak wystrojony frajer, ale Hinata naprawdę wyszła
zjawiskowo.
Ostatnia
fotografia była najstarsza. Często była zdejmowana z tej półki, na przykład
kiedy przychodzili goście. Nie była przeznaczona do oglądania przez innych
ludzi. Ale i tak zawsze wracała na swoje miejsce. Zdjęcie była trochę
zniszczone, nadpalone na brzegach, ale czerwono-włosa kobieta leżąca na
szpitalnym łóżku z niemowlęciem w ramionach i blond-włosy mężczyzną obok niej
byli doskonale widoczni.
Naruto
przyjrzał się im wszystkim po kolei. Były dla niego ważne, ponieważ pokazywały
wszystko co miało dla niego wartość. Rodzinę, przyjaciół i miłość. Znów
odwrócił się w stronę okna. Widział w nim swoje odbicie na tle spływającej wody.
Niepewnie uniósł rękę i otworzył drzwi balkonowe. Uderzył w niego chłodny
podmuch wiatru i kilka kropel deszczu.
Nie wiadomo
czumu, chciał wyjść na zewnątrz. W pomieszczeniu się dusił. Wyszedł na balkon,
nie przejmując się ulewą. Chłodne
powietrze w płucach i zimne krople na twarzy przynosiły ulgę. Na chwilę
uwalniały go od ciężaru, jaki musiał nosić na swoich młodych barkach. A było
tego całkiem sporo. Zwłaszcza teraz.
Dziwnie się
czuł. Wydawało mu się, że coś mu umyka.
Zamknął oczy
i przeanalizował sobie cały dzisiejszy dzień w myślach. Coś jest nie
tak…Zauważył coś niepokojącego, ale co? Gdy zadał sobie to pytanie, przed
oczami stanęła mu postać Shikamaru, odwrócona do niego tyłem.
To o niego
chodzi? O jego dziwne zachowanie. Tak to też, ale to nie było wszystko. Dziwnie
zachowywał się później. Ale najpierw odwrócił się do wszystkich plecami, tak
jakby nie chciał pokazać swojego wyrazu twarzy, jakby chciał coś ukryć. A może…
A może
Shikamaru wydedukował z tego listu więcej informacji niż sam przyznał. Tylko
czemu miałby to ukrywać? Właśnie, czemu? Tego nie wiedział. Miał po prostu
przeczucie, a w ciągu ostatnich lat nauczył się, że przeczucia wcale nie
musiały być urojeniami.
Jak na złość
znów zaczął myśleć o profesorze Tonerim. Wobec niego też miał złe przeczucia. A
może mylił je po prostu z zazdrością? Skąd ma to wiedzieć, skoro po raz
pierwszy w życiu, czuje na czyjś widok taką niepohamowaną złość i niechęć?
Z zamyślenia
wyrwał go Kurama, który widząc, że jego pan zaraz przemoknie do suchej
nitki będąc na zewnątrz, postanowił
interweniować i wciągnąć go do środka, ciągnąc za nogawkę jego spodni.
- Dobrze, już
wracam do środka – nie warto dla pozostania na balkonie, stracić kolejne
spodnie, prawda.
***
Kilka dni wcześniej
Był środek
dnia. W jednym z wysokich i oszklonych, tokijskich biurowców wrzało jak w
kotle. Tłumy podobnych ludzi, w podobnych garniturach biegły we wszystkie
strony, starając się zdążyć na czas ze swoją pracą. Większość z nich była
typowymi pracoholikami, którzy będę dziś jeszcze wiele godzin ślęczeć nad
dokumentami czy innymi papierzyskami i wrócą do domu późno w nocy, aby
następnego dnia znów tutaj wrócić i robić to samo.
W tym wielkim
mrowisku nikt na nikogo nie zwraca uwagi. Każdy jest zajęty pracą i mało kto
zauważy, że osoba, która przechodzi obok niego nie pracuje w tym biurowcu. Mija
po prostu kolejną osobę w marynarce, taką jakich jest tu setki. Na twarz nawet
nie zerknie. Tak, więc obcy nie wzbudzą tu większego zainteresowania.
Tak jak
dzisiaj. Pierwszy raz od trzech miesięcy do budynku, w 15-minutowych odstępach,
zaczęli wchodzić ludzie, nie mający nic wspólnego z prowadzonymi tutaj
interesami. Właśnie teraz, przez obrotowe drzwi wejściowe weszło dwóch
mężczyzn. Oczywiście mieli na sobie garnitury, aby nie wyróżniać się w tłumie,
ale co ciekawe, nie zdjęli swoich nakryć głowy, choć nie byli już na zewnątrz.
Przemierzyli
cały korytarz, nie przykuwając żadnych ciekawskich spojrzeń. Weszli do
metalowej windy i dopiero po zatrzaśnięciu drzwi zdjęli swoje kapelusze. Teraz
stało się jasne, czemu nie zdjęli ich na początku. Taki wygląd, nawet tutaj,
zwróciłby niepotrzebną uwagę.
U pierwszego
mężczyzny, spod nakrycia głowy, wypadły długie do pasa, złociste włosy. Długa
grzywka przysłaniała jedno z jego błękitnych oczu. Nie imponował wzrostem, lecz
wbrew pozorom był bardzo hardy i silny, ciałem i duchem.
Jego
towarzysz natomiast nie wyróżniał się długością włosów, ale ich kolorem. Miały
rzadko spotykaną, czerwoną barwę. Sam mężczyzna wyglądał na o wiele młodszego
niż był w rzeczywistości. W zasadzie przypominał nastolatka z tymi
rozmarzonymi, brązowymi oczami i twarzą bez żadnej skazy, czy zmarszczki.
Zamiast
wcisnąć konkretny numer piętra, długowłosy blondyn wpisał sześciocyfrową
sekwencję liczb. Winda ruszyła i zatrzymała się dopiero na samej górze.
Mężczyźni weszli do pomieszczenia, o którym wiedziało zaledwie 6% pracowników,
i które było przeznaczone jedynie do „specjalnych” spotkań. Można się było tu
dostać tylko po wpisaniu kodu.
Pokój był
duży i przestronny. Ściany ze szkła pozwalała na podziwianie panoramy stolicy.
Trudno było uwierzyć, że mogą się tu odbywać formalne zebrania. Był tu mały
stół, który mógł pomieścić zaledwie cztery osoby, duża narożna kanapa, a nawet
barek. Wszystko niezbędne dla wygody i komfortu było na miejscu.
W
pomieszczeniu już ktoś był. Siedział w rogu kanapy z założonymi rękami. Miał
bardzo krótko przycięte zielonkawe włosy i żółte oczy oraz spokojną twarz, bez
wyrazu. Lecz, kiedy uśmiechnął się złośliwie na widok nowo przybyłych, przestał
przypominać człowieka. Ta twarz miała dwa oblicza. Ludzką oraz tą, która
przyprawiała o gęsią skórkę.
- Dawno się
nie widzieliśmy Sasori, Deidara – przywitał się, nie wstając z kanapy.
- Zetsu –
mężczyzna nazwany Sasorim, skinął głową, a blondyn tylko prychnął lekceważąco i
obaj zajęli miejsca przy barku.
15 minut
później, drzwi windy ponownie się otworzyły. Najpierw wyszedł z niej wysoki
facet o ciemnej karnacji. Kołnierz jego czarnej koszuli przesłaniał mu połowę
twarzy, odsłaniając jedynie zielone oczy. Wyglądał na najstarszego w tej
grupie, ze względu na zmarszczki wokół oczu i zachrypnięty głos.
Tuż za nim
pojawił się nieco niższy od niego, młody i przystojny mężczyzna. Jego szare
włosy były zaczesane gładko do tyłu. Na szyi miał zawieszony łańcuszek z krucyfiksem.
- Hej,
Kakuzu, Hidan – tym razem Deidara nie zignorował współpracowników, lecz sam
został zignorowany.
Nowoprzybyli
zajęli miejsca obok Zetsu i wszyscy znów zaczęli czekać.
Za kolejne 15
minut, z windy wyszli kolejni mężczyźni, ale jeden z nich jest nam już znany.
Najświeższy członek tej organizacji, czyli Uchiha Itachi. Jak zwykle emanował
chłodną postawą i nie okazywał żadnych głębszych emocji. Tak jak przez ostatnie
2 lata.
Przy jego
boku, stał brunet w średnim wieku. W przeciwieństwie do kolegi Deidary, miał
niecodzienny wzrost, który wynosił prawie 1,9 metra. Gdy spojrzało się na niego
pod pewnym kątem i przy odpowiednim oświetleniu, człowiek doświadczał iluzji,
że mężczyzna przed nim ma jasno-błękitną skórę.
Wszyscy
kiwnęli głowami na powitanie Itachiemu i brunetowi o imieniu Kisame, który
wzbudzał respekt oraz cieszył się w tym gronie dużym szacunkiem. Mężczyzna
zajął miejsce przy stole, a Uchiha zwyczajnie oparł się o jedną ze ścian. Na
takich zebraniach wolał stać i wszystko obserwować z boku.
Oczekiwano
już tylko ostatnich dwóch osób, które zjawiły się punktualnie za kolejne 15
minut. Tym razem, dla odmiany z windy jako pierwsza wyszła kobieta. Na pierwszy
rzut oka, z tymi krótkimi, niebieskimi włosami i łagodnymi rysami wydawała się
piękną i miłą kobietą. Lecz, gdy się spotkało z jej zimnymi, bursztynowymi
oczami, człowieka przenikał chłód i dobre wrażenie zacierało się. Miało około
40 lat, może mniej. Trudno określić.
Kiedy jej
towarzysz wyszedł z windy i dołączył do zgromadzenia, atmosfera w pomieszczeniu
uległa zmianie. Stała się napięta, wszyscy mimowolnie się wyprostowali, a ich
twarze przybrały szczerą powagę. Ten mężczyzna, tak jak jego podwładny Sasori,
miał czerwone włosy, lecz jego odcień był mniej intensywny i gdzie nie gdzie
pojawiły się siwe kosmyki. Jego długa grzywka opadała mu na jedno oko. Wyglądał
na osobę po pięćdziesiątce.
Jednak to co
najbardziej zwracało uwagę w jego wyglądzie, nie były wbrew pozorom włosy. Tak
naprawdę były to oczy. Nie wiele osób takie posiada. Miały w sobie moc,
wystarczyło w nie spojrzeć i zrozumieć o co chodzi. Ludzie różnie to
postrzegali. Patrząc w te oczy, jednych przechodziły ciarki, a u innych pojawiało
się przygnębienie i smutek. Byli też tacy co poczuli na ich widok wstręt.
Kobieta
nazywała się Konan i była drugą, najważniejszą osobą w tej organizacji. Była,
można powiedzieć prawą ręką lidera, czyli owego mężczyzny obok niej. Tylko ona
znała jego prawdziwą tożsamość. Pozostali znali jedynie jego pseudonim – Pain.
Wszyscy
wstali ze swych miejsc i przywitali się z nowoprzybyłymi, którzy zamiast zająć
jakieś miejsce, postąpili podobnie jak Uchiha i stanęli przy szklanej ścianie.
W tym miejscu mogli mieć oko, dosłownie na każdą osobę w pomieszczeniu.
- Zanim
przejdziemy do rzeczy… – zaczął Pain, bez zbędnych formalności – … czy ktoś ma
do mnie jakąś sprawę?
Nikt nie
zabrał głosu.
- Czyli od
ostatniego spotkania, nic ani nikt nie zakłócił waszych interesów?
- Trudno to
nazwać „zakłóceniem” – głos zabrał Deidara – Przypomina to bardziej bzyczenie
irytującej muchy.
- Co masz na
myśli? – zapytała Konan.
- Konohe.
Zapanowało
małe poruszenie. Jeśli ktoś wcześniej nie skupił uwagi na słowach blondyna,
teraz był aż nader skoncentrowany.
- Muszę
przyznać, że podzielam zdanie Deidary – siedzący obok blondyna, Sasori wyraził
swoją opinię.
- I ja także
– przyznał Hidan – Jak długo będziemy tolerować tamtejszą sytuację?
- Krócej niż
myślisz – Pain ponownie zabrał głos – Dzisiejsze zebranie, ma na celu właśnie
załatwienie sprawy Konohy.
To krótkie
zdanie, wprawiło wszystkich obecnych w zdumienie. Jedynie Zetsu i Itachi nie
byli zaskoczeni. U Zetsu pojawił się uśmiech, mężczyzna był wielce z czegoś
zadowolony. Natomiast Uchiha nie zmienił swojego wyrazu twarzy. Jedynie w jego
oczach pojawiło się coś na kształt obawy.
- Od śmierci
Orochimaru minęło ponad 2 lata i dopiero teraz zamierzamy coś zrobić? Trudno o
większe opóźnienie – wypowiedź Deidary nie była pozbawiona sarkazmu.
- Myśleliśmy,
że sytuacja sama się uspokoi, lecz niestety bez naszej interwencji się nie
obejdzie – powiedziała Konan. Nikt jej nie uwierzył. Musiał być inny powód, dla
którego sprawę odkładano tak długo i tylko ich lider go znał. Ale najwidoczniej
nie zamierzał się nim dzielić z resztą, co nie wprawiło jego podwładnych w
dobry humor.
- Spotkałem
się z Orochimaru dzień przed jego śmiercią – oznajmił lider – Chciał sprzedać
mi informacje na temat osoby, którą, jak sądził, chce znaleźć. Mylił się i
umowa nie została zawarta – nikt, słysząc to, nie zdziwił się. Ani Pain, ani
reszta Akatsuki nie czuła wobec Orochimaru żadnej sympatii czy nawet szacunku,
odkąd opuścił ich szeregi dobre 10 lat temu. Każde porozumienie z nim,
oznaczałoby w Akatsuki zdradę.
- Jego
śmierć, o której dowiedziałem się następnego dnia, była miłą niespodzianką –
kontynuował lider – Za to wiadomość o jego zabójcach, zszokowała mnie. A rzadko
mi się to zdarza. Żałośnie skończył.
- Powinieneś
być dumny z braciszka – odezwał się po raz pierwszy Kakuzu, zwracając się do
Itachiego – Idzie w twoje ślady - Nie doczekał się odpowiedzi.
- Możemy
zrozumieć, że sprawa Uchihy Sasuke powinna zostać załatwiona między członkami
rodziny – tu Sasori, rzucił krótkie spojrzenie w stronę Itachiego – Ale co z
tym drugim? Synem Namikaze?
- Właśnie o
tym mówiłem, wspominając o brzęczącej muszce – rzekł Deidara – Ludzie pod nami
się burzą coraz bardziej, że pozwalamy tak hasać wolno, dwóm gnojkom, którzy
zagrali nam na nosie, zabijając naszego byłego towarzysza. Uciekli jego ludziom
ot tak – pstryknął palcami – Po śmierci tego gada zapanował chaos, który my
musieliśmy sprzątać.
- Dodajmy do
tego to, że ten Uzumaki jest synem gościa, przez którego omal nie trafiłem do
pierdla – powiedział Hidan– Ja! Ja do pudła!
- Każdy,
nawet najmniej warty członek podziemia, zastanawia się dlaczego ta dwójka
jeszcze żyje – powiedział Kisame -
Niektórzy zaczynają rozsiewać plotki, że jesteśmy tak słabi, że nie dajemy rady
uporać się z tymi gnojkami. Głównie są to ci, którzy ich zaatakowali i dostali
w mordę.
Pain wydawał
się ignorować te wszystkie wypowiedzi. Nie pierwszy raz je słyszał, lecz
dopiero dziś postanowił zająć się tą sytuacją.
- Zetsu, masz
to? – spytał lider.
Mężczyzna
przytaknął i wyjął jakąś kopertę z teczki, stojącą pod jego nogami. Wyjął jej
zawartość i rzucił ją lekceważąco na szklany stolik, stojący przy kanapie. Były
to dwa zdjęcia o dużym formacie. Pierwsze przedstawiało Uzumakiego Naruto, a
drugie Uchihe Sasuke. Obie fotografie zostały zrobione z ukrycia, zaledwie
kilka dni wcześniej. Teraz każdy członek organizacji znał wygląd swoich ofiar.
Itachi na
chwilę zrezygnował ze swojej stoickiej postawy i na widok fotografii swojego brata
zareagował gniewem.
- Dlaczego tu
jest zdjęcie mojego brata?! Obiecałeś, że to ja będę mógł się nim zająć! –
rzucił oskarżycielsko w kierunku Paina.
- Zgadza się,
obiecałem – mężczyzna nie wydawał się poruszony wybuchem swego podwładnego – I
to podtrzymuje. Kazałem go śledzić jedynie…na wszelki wypadek. Jeśli chodzi o
Uchiha, to wolę dmuchać na zimne. Z wami nigdy nic nie wiadomo. Poza tym, byłem
ciekawy. Czy to jakiś problem, że teraz wszyscy znamy jego twarz?
Akatsuki
działało trochę inaczej niż reszta przestępczych organizacji. Tutaj członkowie
wiedzieli o sobie praktycznie wszystko. Widzieli czym ich współpracownicy
zajmują się w życiu, jak i w przestępczym świadku. Znali swoje tajemnice jak i
samych siebie bardzo dobrze. Jedynie o swoim liderze nic nie widzieli. Nie
znali nawet jego imienia. A mimo to byli mu posłuszni i czuli respekt. Nikt nie
odważyłby się mu przeciwstawić. Szanowali go, ale dlaczego?
Odpowiedź
jest prosta. Żaden z członków Akatsuki nie byłby teraz tam gdzie jest, gdyby
nie Pain. To on założył tą organizację i to on usytuował ją na najwyższym możliwym
szczeblu. Zwerbował każdego z nich, różnymi sposobami. Dał im wysoką pozycję,
władzę i pieniądze. Więc w takim razie mógł w mgnieniu oka je odebrać i
zniszczyć osobę, która mu się naraziła.
Itachi był
jedynym, który wstąpił do Akatsuki sam z siebie. Tylko on doszedł do swej
pozycji samodzielnie i nie musiał czuć wobec lidera szacunku, ani się go bać. Przez
to nie cieszył się tutaj zaufaniem. Przez pierwsze miesiące był nawet bacznie
obserwowany.
Uchiha
pokręcił przecząco głową.
- To nie jest
problem – odparł, wróciwszy już do siebie – Ale po co te fotografie? Skoro
przyszedł czas, aby zająć się tą dwójką, to ja powinienem ich zabić. Znam ich
dobrze, tak samo jak miasto.
- Obiecałem,
że będziesz mógł sam zabić brata, ale nie obiecałem że będziesz mógł zająć się
Uzumakim – wypowiedź Paina sprawiła, że Itachi zaczął bardzo głęboko oddychać.
- Ale…
- To, że
znasz okolicę jest wadą, a nie zaletą. Ktoś może cię rozpoznać i zrobi się
nieprzyjemnie. Dlatego zdecydowałem, że Uzumakim zajmą się Deidara i Sasori –
lider wskazał swoich podwładnych, siedzących przy barku.
Czerwono-włosy
kiwnął głową na znak, że się zgadza. Blondyn natomiast nie mógł powstrzymać
zadowolenia, malującego się teraz na jego twarzy. Natomiast, siedzący z
boku Hidan przeklął rozgoryczony. Miał nadzieję, że to on będzie mógł wziąć
zlecenie.
- Jeśli
chodzi o pozbywanie się niewygodnych ludzi, to ja mam większe doświadczenie –
Itachi wciąż próbował postawić na swoim. Przybrał nieco groźniejszy ton.
- Nie bądź
taki – odezwał się Sasori – Jeśli dobrze pamiętam, wziąłeś nasze ostatnie trzy
zlecenia.
- Zgadza się
– powiedział lider – Czyżbyś, aż tak nie mógł powstrzymać żądzy mordu, Itachi?
Uchiha i Pain
skrzyżowali, pełne wrogości spojrzenia. Po chwili niezręcznej ciszy, Itachi
wrócił do swojej poprzedniej, spokojnej postawy i odwrócił się lekceważąco,
tyłem do stolika ze zdjęciami.
- Róbcie co
chcecie.
- Czyli
ustalone – Pain skierował swoją uwagę na Deidare i Sasoriego i rzekł – Jeśli
chodzi o syna Namikaze to macie wolną rękę, ale… wcześniej macie załatwić coś
innego.
- To znaczy?
– spytał Sasori.
- Dostaniecie
2 zadania. Jak to się mówi, upieczecie dwie pieczenie na jednym ogniu.
Przez
następne 20 minut, należycie omawiano całą sprawę. Wszystkie szczegóły zostały
ustalone. Teraz wszyscy zaczynali opuszczać pomieszczenie. Wychodzili dwójkami,
w odstępach 10 – minutowych.
Kiedy Sasori
i Deidara mieli wychodzić, blondyn zatrzymał się na chwilę przy Itachim.
- Mam
nadzieję, że nie będziesz miał do mnie urazy, jeśli przez przypadek wykończę
twojego braciszka przed tobą.
- Co masz na
myśli? – włosy rzuciły cień na twarz Uchihy, przez co nie było widać jej wyrazu.
- Sasuke
zabił Orochimaru, aby ochronić mój „cel”. Skąd wiesz, że i tym razem się nie
przypałęta? – Itachi podniósł nieznacznie głowę. Gdyby Deidara mógł spojrzeć w
jego oczy, zobaczyłby czystą czerwień.
- Mówię
tylko, że zdarzają się różne przypadki – kontynuował blondyn – Może się zdarzyć
jakiś „wypadek”. W takim bałaganie może się stać wszystko. W każdym razie,
nie będziesz mieć żalu, prawda? – nie pytał o to z obawą. Bardziej słychać w
tym było czystą złośliwość.
Deidara minął
go i wszedł do windy ze swoim towarzyszem. 10 minut później zniknęli w niej też
Hidan z Kakuzu i w pomieszczeniu został już jedynie Uchiha i Kisame.
- Wszystko w
porządku? – spytał starszy brunet. Itachi spojrzał na niego. Jego oczy nie były
już szkarłatne, ale też nie całkowicie czarne.
- Raczej tak.
Ale będę miał do ciebie prośbę.
***
Teraźniejszość
Od nadejścia
anonimu minęło kilka dni, które były wypełnione niepokojem. Wszyscy zbyt często
oglądali się za siebie i nie przebywali sami na zewnątrz. Zachowywali jeszcze
większą ostrożność niż zwykle. I zresztą całe szczęście, bo inaczej Naruto
miałby już nóż w plecach.
- Chłopie, z
czym do ludzi? – powiedział Uzumaki z lekkim rozczarowaniem, jednocześnie
wykręcając rękę mężczyźnie leżącemu na ziemi. Podrzucił w dłoni składany nóż –
Fajnie, takiego jeszcze nie mam. Nowy do kolekcji – zwolnił uścisk i jego
napastnik zerwał się do ucieczki. Kurama, który stał przy swoim panu zaczął
głośno ujadać.
- Nie łapiesz
go? – spytał Shikamaru, opierając się z założonymi rękami o ścianę budynku.
- Już się
rwę. A zresztą po co? Pewnie wróci jutro
– blondyn podniósł się z klęczek – A tak w ogóle to wielkie dzięki za
pomoc!
- Przecież
sam dałeś radę!
- Jak zwykle
– westchnął chowając nóż do kieszeni. Pies już się uspokoił i teraz obwąchiwał
właściciela, jakby sprawdzając, czy temu nic nie jest – Człowiek to się może do
wszystkiego przyzwyczaić. Nawet do tego, że cię atakują bandziory z nożami.
- To się
zdarza coraz częściej. Mają tupet, że próbują cię dorwać na terenie kampusu.
- Przecież
wiem. W sumie mogę powiadomić policję i powiedzieć, że atakują mnie świry, bo
jestem synem byłego prezydenta. Aż mnie zżera ciekawość co odpowiedzą.
- Łatwo się
domyślić – Nara odsunął się od ściany i spojrzał w niebo. Zamyślił się nad
czymś.
Naruto zwęził
brwi, znów nie wiedząc co myśleć. Shikamaru od dnia przyjścia anonimu był
strasznie nieobecny. Często znikał i nie dawał znać, gdzie jest. Był też
chwile, gdy po prostu się wyłączał, jakby zapomniał na chwilę o Bożym świcie.
Blondyn znał przyjaciela na tyle dobrze, że wiedział iż są to oznaki
zmartwienia. Nara martwił się czymś i to bardzo, ale trzymał to w sobie. Coś
ukrywał. Dawno nawet na nic nie narzekał.
- Muszę iść –
Shikamaru wrócił do rzeczywistości – Lepiej wracaj do domu, zanim znowu się
ktoś napatoczy.
- Nie mogę.
Hinata jeszcze nie skończyła… - Naruto zamknął oczy i starał się powstrzymać
rosnącą irytacje - …dodatkowych zajęć. Zaczekam na nią.
- Rozumiem.
To na razie – wyminął szybko blondyna i poszedł w tym samym kierunku, w którym
uciekł napastnik
- A tobie
gdzie się tak śpieszy? – Uzumaki zawołał za przyjacielem, lecz nie dostał
odpowiedzi – Świetnie, znowu gdzieś znika. Mam deja vu. Jeszcze brakuje, aby
dostawał ataków agresji i będziemy mieli drugiego Sasuke – Naruto, aż złapał
się za głowę na tą myśl – Dwóch takich? To ja już wolę 10 kolesiów z nożami –
powiedział i razem z psem poszli w mniej odludne miejsce.
***
- Skoro już
mamy temat to poproszę cię byś za tydzień przyniosła gotowy plan pracy. Dasz
radę to zrobić tak szybko?
- Tak…myślę
że tak – odpowiedziała Hinata, słabym głosem. Wcale nie była tego pewna.
- Pokaże ci
coś – Toneri kliknął jedną z zakładek na swoim laptopie – Tu masz listę
książek, które mogą ci pomóc w pisaniu. Na pewno wszystkie są dostępne w
bibliotece.
- Dziękuję –
Hyuga wyjęła z torby notes i długopis – Spiszę je sobie.
Otsutsuki przyglądał
się z lekko rozmarzonym uśmiechem, na skoncentrowaną twarz swojej studentki,
która skrupulatnie spisywała wszystkie tytuły. Jego zadowolenie jednak minęło,
gdy wzrok powędrował mu niżej, na jej dłonie.
- Ładny
pierścionek – powiedział, siląc się na obojętność.
- Och, dzie…dziękuję.
To prezent.
Mężczyźnie
nie spodobał się uśmiech na twarzy Hinaty, który się pojawił, kiedy spojrzała na
pierścionek. Mówił mu więcej niżby chciał wiedzieć.
- Od
chłopaka? – Toneri zadał od razu drugie pytanie, zanim jeszcze Hyuga mu
odpowiedziała na pierwsze – Długo już jesteście razem?
- Prawie 3
lata – mówiła Hinata, nieco zaskoczona radością jaką czuła, mogąc o tym
opowiadać – Po studiach chcemy się pobrać – naprawdę fajnie było się tym
chwalić.
Mężczyźnie
drgnęła warga, a szczęki się zacisnęły. Do głowy mu nie przyszło, że Hinata
jest zaręczona. W końcu dzisiejsi młodzi rzadko myślą tak szybko o tych
sprawach. Poczuł narastający gniew. Jedyne co go pocieszało to wiadomość o „3
latach”. To długi okres i po takim czasie każdy może mieć ochotę na trochę…nowości.
- Naprawdę?
Gratuluję – rzekł, udając przyjazny ton.
Dziewczyna
wyczuła tą sztuczność. Nauczyciel mówił jedno, a jego oczy co innego. Teraz
wydały jej się one jeszcze bardziej nieprzyjemne niż zwykle.
- Muszę już
iść – wstała z krzesła – Jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas.
- Nie musisz
dziękować, to była czysta przyjemność – Toneri również wstał – Pamiętaj, że
jakbyś miała pytania, możesz do mnie dzwonić.
- Tak, wiem. Będę
pamiętać – Hinata poczuła ogromną chęć opuszczenia sali. Ta zmiana w postawie
nauczyciela zbiła ją z tropu i chyba nieco przestraszyła - Do widzenia – wyszła z pomieszczenia, zanim
Otsutsuki zaproponował, że ją odprowadzi.
Wyszła z
budynku i odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, że Naruto czeka na nią przed
wejściem. Jakoś teraz bardzo chciała go zobaczyć.
- Hej –
przywitał się – I jak było?
- Długo i
nudno – zapewniła go – Ale trochę mi to pomogło – nagle coś sobie przypomniała –
Pamiętasz, że jutro…
- Jedziemy na
weekend do twoich rodziców. Wiem, oczekuje tego – złapał ją za rękę – Te wizyty…
Nie musiał
kończyć. Hinata wiedziała co jej narzeczony chciał powiedzieć.
„Te wizyty są jak
krótki powrót do normalności”
Naruto i
Hinata poszli w swoją stronę. Nie wiedzieli tylko, że są odprowadzani przez parę
obrzydliwych, niebieskich oczu, które wyrażały czystą złość, ale i też
upartość. To były oczy człowieka, który tak łatwo się nie poddaje i zrobi
wszystko by osiągnąć swój cel. Bez względu na koszty.
***
(Od autorki) Dobra na YT mam dwa nowe filmy, ale...mam obawy.
Pierwszy to crack (zawsze chciałam zrobić coś takiego :D) W nim naprawdę widać jaki mam zrypany łeb i jeśli ktoś ma do mnie choć trochę szacunku to niech nie klika bo go straci.
Drugi znów porusza miłość (NaruHina jest tam trochę) tyle że są tam 3 pary hetero i 3 homo XD hehe jak ktoś nie trawi Yaoi lepiej tam nie zagląda. Tak właściwie to do obu filmów.
(właśnie się przyznałam że oglądałam yaoi, czyli straciłam przynajmniej z połowę czytelników:P ale pamiętajcie gdybym żyła tym obsesyjnie to tutaj byłby teraz NaruSasu a nie NaruHina, wiec...nie zostawiajcie mnie!!!) Po prostu lubię miłość
Crack:
https://www.youtube.com/watch?v=oLLmTV_K_sc
Anime AMV (Love :3)
https://www.youtube.com/watch?v=G0uqyWkI544
Spokojnie nie jesteś sama , tez oglądam czasu yaoi ale cieszę się że nie zrobiłaś o tym opowiadania ^^ bo naruhina tez uwielbiam , no a tak wgl to super notka i czekam na następną ^^
OdpowiedzUsuńHmm
OdpowiedzUsuń