:)

:)

piątek, 24 lipca 2015

Bez tytułu

Już teraz mówię, że rozdziału nie będzie. Mam pogrzeb w rodzinie. Mój wuj dostał zawału. Nie mogę teraz nawet myśleć o pisaniu

niedziela, 19 lipca 2015

S2 Rozdział 1

(Od autorki) Hello I'm back!!! Turcja była super, ale już czas wracać do roboty ;) Dosyć tego lenistwa. Trzeba się rozruszać.

***



To był jeden z ostatnich bezchmurnych i słonecznych dni tego roku. Jesień nadchodziła nieubłagalnie i było widać jej pierwsze oznaki. Liście na drzewach zmieniły swoją barwę, a chłodny wiatr wywoływał zimne dreszcze. Możliwe, że była to jedna z ostatnich okazji, aby wybrać się na poranny spacer i poczuć na twarzy ciepłe promyki słońca.
Tylko, że nie każdemu taki poranny spacerek wychodzi na dobre…
- Jeszcze raz bardzo przepraszam! – młody blondyn po raz kolejny wykrzyczał słowa przeprosin. Jego skrucha była jak najbardziej szczera.
- Ugh! – starsza dama skrzywiła się z niesmakiem – Nie przepraszaj, tylko kup temu kundlowi kaganiec! Skaranie boskie, z tymi psami. Kiedyś to była taka spokojna okolica! Gdybym mogła to bym uśpiła tego zapchlonego… - reszty wypowiedzi kobiety nie było już słychać, gdyż odeszła pośpiesznie. Byleby być jak najdalej od nielubianego sąsiada i jego kundla (w jej mniemaniu pies był chory na wściekliznę).
Naruto z głośnym westchnieniem odwrócił się w stronę psa.
- I znowu to samo! – wykrzyczał pełen frustracji – Ile razy mam powtarzać?! Kurama, przestań wreszcie rzucać się na ludzi z kłami! Znowu przestraszyłeś tą babę! Wiem, wiem, ja też jej nie lubię, no, ale to już przeginka. Szósty raz w tygodniu, a mamy środę rano! W końcu na nas doniesie przez ciebie…Eee…, co ty robisz? – spytał z obawą, gdy rudy pies zaczął głośno warczeć i powoli zbliżać się do swojego właściciela.
- To taki żart, prawda? – mówił dalej Uzumaki, cofając się do tyłu – Jaja sobie robisz, co nie? – Kurama wydał ostre warknięcie i szczeknął parę razy. Wciąż niebezpiecznie się zbliżał, z zamiarem ataku – No weź, chyba nie zaatakujesz swojego pana? – sądząc po jego tonie, Naruto wcale nie był tego taki pewien.
Rude psisko zamierzyło się i skoczyło na swojego właściciela, przygniatając go swoim ciężarem do ziemi. Nie zaprzestał wydawania groźnych odgłosów.
- Dobra, dobra – blondyn uniósł ręce w poddańczym geście - Przepraszam, przepraszam, wygrałeś!!! Możesz robić, co chcesz! Już ci nic nie będę zakazywał!
Kurama w jednej chwili ze wściekłego wilczura zmienił się w uradowanego psiaka i zaczął ze szczęścia lizać chłopaka po twarzy.
- Ble, weź przestań! – Naruto próbował odepchnąć od siebie psa – Ohyda. Jak nie zęby, to ślina. Złaź ze mnie, nie ważysz 3 kilo! – uwolnił się od zwierzęcia i wytarł zaśliniona rękę o trawę – Stary, ty mnie wykończysz normalnie.
Uzumaki uniósł wzrok i jego zły humor wyparował jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. A wszystko, dlatego, że Hinata, tak jak wcześniej obiecała, przyszła przyłączyć się do spaceru.
Mało, która dziewczyna decyduje się, tak jak Hinata, wyjść na dwór bez makijażu, w ubraniach, w których zwykle chodzi po domu. Rzadko, która w ogóle ścina włosy na tak krótko i wygląda w nich tak dobrze. Naprawdę jej było do twarzy.
Na jego widok zaśmiała się cicho i zapytała:
- Czemu leżysz na ziemi?
- A to przez niego! – wskazał na psa – Znowu przestraszył tą babę, mieszkającą na piątym piętrze, a potem rzucił się na mnie z zębami – mówił takim tonem jak dziecko, które skarży się swojej mamie na młodszego brata, który zbił jej ulubiony wazon.
Kurama w odpowiedzi na te oskarżenie, głośno szczeknął w proteście.
- No, co? Taka prawda! I się tu nie wykręcaj!
Hinata podeszła, ukucnęła obok zwierzaka i pogłaskała go z czułością.
- Przecież Kuramuś nie skrzywdziłby swojego pana, prawda? – pies w odpowiedzi wesoło zamerdał ogonem.
Naruto, aż otworzył usta z szoku.
„A przy niej to udaję świętoszka!” – pomyślał – „Oszust jeden! Łże ja pies! Zaraz przecież on jest psem…”
- Znowu przestraszyłeś kogoś? – kontynuowała Hyuga, drapiąc psa za uchem – Kurama, wiesz, że nie wolno warczeć na ludzi. Już nie będziesz tak robił? – zwierzak zareagował na pieszczoty pomrukiem zadowolenia – Dobry piesek.
„No świetnie! Do mnie z zębami, a do niej z miną szczeniaczka. Ale udaję, kundel jeden. Normalnie go utłukę jak psa…I znowu to samo. Już rozumiem, czemu jest tak dużo wrednych powiedzeń o psach. Wystarczy spojrzeć na to rude coś…”
- To ja tu jestem poszkodowany, a ty rozczulasz się nad nim? – spytał, udając obrażonego.
- Poszkodowany? A boli cię coś? – widać było, że w to wątpi.
- A wiesz, że tak. Serce mi się złamało, bo moja narzeczona woli tego… - spojrzał w skierowane na niego, złowrogo wyglądające oczy Kuramy - …tego cudownego pieseczka ode mnie.
Hinata znów zachichotała i może odrobinę się zaczerwieniła słysząc słowo „narzeczona”, ale była to już automatyczna reakcja.
Wstała z ziemi, stanęła za plecami blondyna i objęła go za szyję.
- Teraz lepiej? – spytała, uśmiechającym się przy tym lekko.
- Trochę – przyznał – Ale będzie jeszcze lepiej, jeśli mnie pocałujesz.
- Bardzo chętnie, ale… - zmarszczyła nos – Czuć od ciebie mokrym psem.
No tak, przecież Kurama przed chwila go całego wylizał. Kolejny raz żyła na czole Uzumakiego zaczęła pulsować.
- Po raz 1000 spytam, po co ja go przygarnąłem?
- Bo masz dobre serce – odpowiedziała Hyuga bez wahania.
- Nie dobre serce, tylko po prostu padło mi na mózg – Naruto poczuł, że coś go trąca w ramię – Co znowu… - Zobaczył rudego psiaka z patykiem w pysku – O mowy nie ma! Nie będę się bawić w aportowanie! Nic z tego! – Kurama w tym momencie zrobił słodkie, maślane oczy szczenięcia. Nie tylko na jego panią to działało – No…niech ci będzie.
- Wiedziałam – wykrzyknęła z triumfem Hinata – Kochasz go.
-Ta jeszcze czego! Kocham to tylko ciebie – wyjął patyk z pyska Kuramy i rzucił go daleko przed siebie – Jego to najwyżej toleruję – mimo tych słów, nie mógł powstrzymać uśmiechu, widząc ile pies ma uciechy z tej zabawy.
Gra w aportowaniu trwała dość długo, dopóki zwierzak nie stracił całych sił. Ale i tak nikomu czas się nie dłużył. Wszyscy mieli z tego trochę radochy.
Kilka osób, przechodzących obok, uśmiechnęło się na widok tej scenki. Większość pomyślała o tym samym. Ten obrazek był tak oczywisty, że nie można było dojść do innych wniosków. Młode narzeczeństwo, spędzające jesienny poranek na zabawie z ukochanym pupilem. Szczęśliwa, urocza i idealna scenka. Tylko, że każdy medal ma dwie strony. Było coś, czego przechodnie nie mogli dostrzec na pierwszy rzut oka.
To prawda, że przed dwoma laty Naruto wprowadził się do mieszkania Hinaty i byli szczęśliwym narzeczeństwem. Ale było coś, co kładło cień na ich przyszłości i nie dawało o sobie łatwo zapomnieć. Dziewczyna na przykład, pomimo upływu czasu wciąż dostawała zimnych dreszczy, gdy widziała małą bliznę na ramieniu jej ukochanego. Pamiątki po kuli, która przecięła mu skórę. To samo tyczy się niepokoju, który czuła za każdym razem, kiedy zerkała w stronę małego sejfu, ukrytego w szafie. A to, dlatego, że wiedziała, co w nim jest. Broń na „wszelki wypadek”.
- Pamiętasz o dzisiejszym wypadzie, co nie? – zagadał Naruto, rzucając patyk po raz któryś.
- Trudno zapomnieć. Kiba-kun, Kankarou-kun i Ino-san mówią o tym od trzech tygodni.
- Nie dziwię im się. Już dawno nie wychodziliśmy gdzieś wszyscy razem.
Dzisiejszego wieczoru, cała szesnastka Konohy planowała wspólny wypad do klubu, w ramach uczczenia rozpoczęcia ich ostatniego roku na studiach. Nie wszyscy mieli na to ochotę, ale nie chcieli rozczarować reszty.
- Nie boisz się? – odezwała się Hinata, ściszonym głosem.
- Czego?
- No wiesz…to nasz ostatni rok…magisterka…potem praca i dorosłe życie… - „A ja wciąż nie wiem, co chce robić”
- Zawsze sobie mówię, że jakoś to będzie. Ale nie boje się, bardziej jestem ciekawy. A ty się nie martw. Na pewno wymyślisz swój wymarzony zawód.
Hyuga wtuliła się w jego ramię. Z upływem czasu Naruto coraz łatwiej potrafił odczytywać jej myśli.

***

Sakura stała z założonymi rękami i nie odrywała oczu od toru. Wytężała wzrok, aby wypatrzeć w kłębach dymu i wśród innych motocyklistów tego jednego, konkretnego. Jednakże nie było to takie łatwe. Wszyscy ci „zawodnicy” z Bożej łaski wyglądali identycznie.
Chociaż Haruno już po raz 100 oglądała nielegalny wyścig motocyklowy, wciąż nie mogła poczuć żadnej ekscytacji. Zawsze tylko chciała, aby to jak najszybciej się skończyło i aby nikomu nie stała się krzywda.
Nareszcie wyścig zbliżał się ku końcowi. Wtedy ryzyko kolizji było największe, ponieważ zawodnicy maksymalnie przyśpieszali i ważne było dla nich jedynie zwycięstwo. Nie liczyło się wówczas nic innego, nie mieli zahamowań, ani skrupułów.
Motory z piskiem opon zahamowały po przekroczeniu linii mety. Sakura jęknęła z frustracji, gdy zwycięzca zdjął kask i okazało się, że był nim Uchiha Sasuke. Już się przyzwyczaiła, że jej facet wygrywa, w co drugim lub trzecim wyścigu, ale nie potrafiła znieść tego jego zadowolenia z siebie.
Sasuke spojrzał na twarze swoich przeciwników i  zmierzył się z nienawistnymi spojrzeniami wysyłanymi w jego stronę. Nie były dla niego nieprzyjemne wręcz przeciwnie. Czerpał z nich satysfakcję. Zsiadł ze swojego motoru i poprowadził go w stronę swojej dziewczyny.
- I jak? – spytał, pewien odpowiedzi.
- Co, czekasz na brawa? – odparła zgryźliwie – Wiesz jak się czuję, kiedy się ścigasz! Po co to w ogóle robisz?
- Mówiłem ci już. To pozwala się wyładować, a poza tym lubię ucierać nosa tym gówniarzom – uśmiechnął się złośliwie.
- Mówiłeś, ale po co mnie tu zawsze wleczesz? – próbowała skupić się na swojej złości, a nie na tym jak dobrze Sasuke wygląda w skórze. Chłopak wzruszył ramionami na to pytanie.
- Maskotka, amulet na szczęście. Nazwij to sobie jak chcesz – tuż przed wymówieniem ostatniego słowa, uchylił się unikając pięści Haruno – Zresztą, o co jesteś zła? Przecież chciałaś przede wszystkim bym zerwał kontakty z ludźmi z podziemia, a tutaj jakoś żadnych przestępców nie ma. Same rozpieszczone paniczyki – dziewczyna spojrzała na niego spod łba i uniosła brew – No dobra, poza tą trójką. O właśnie o wilku mowa.
- Świetne widowisko, szefie! Jak zwykle – znikąd pojawił się Suigetsu, a zanim pozostała część tria.
- Dzięki – odrzekł Sasuke i dosiadł swój motocykl. Nie zaszczycił białowłosego jednym spojrzeniem. Trochę go wkurzało, że z Suigetsu zrobił się taki lizus – Macie mi coś ważnego do przekazania?
- Nie, ale… - powiedział Jugo, lecz niedane mu było dokończyć.
- To po cholerę zawracacie mi głowę?! Chodź Sakura, jedziemy!
W normalnej sytuacji dziewczyna by coś odpyskowała, ale tym razem okoliczności były inne. Grzecznie usiadła na motorze i mocno się wtuliła w chłopaka, przy okazji posyłając Karin triumfujące spojrzenie. Zdążyły się już odrobinę poznać i cóż…sympatii między nimi nie było.
Sasuke czując w powietrzu kolejną awanturę miedzy dziewczynami, czym prędzej uruchomił maszynę i odjechał. Podczas jazdy myślał jak to ciekawie się ułożyło jego życie.
Minęło już dużo ponad dwa lata, odkąd zabił Orochimaru, szefa sporej organizacji przestępczej, tym samym ją rozbijając. W ten sposób podziemie podzieliło się na 2 obozy. Na tych, co się go bali i takich, co chcieli go wykończyć. Ale jednak nikt nie podjął w tej kwestii poważnych kroków i Uchiha domyślał się, dlaczego.
Te groźne szychy może się go i nie bały i chciały widzieć go w grobie, ale z całą pewnością czuły strach przed starszym Uchihą. Nikt nie chciał z nim zadzierać, więc jego brata też zostawili w spokoju. Wyglądało na to, że Sasuke, jak na ironię, zawdzięczał Itachiemu życie…no przynajmniej na razie.
Oczywiście to nie znaczy, że nie było żadnych ataków, ale było one mało ważne.
Po rozbiciu organizacji, jej członkowie rozeszli się w różne strony. Jedynie Suigetsu, Jugo i Karin okazali niesłychaną, jak na nich, lojalność i wyrazili dalszą chęć na współpracę z Sasuke, co on dobrze wykorzystał. Sam trzymał się od złego środowiska z daleka, ale im kazał mieć wszystko na oku i w ten sposób mógł znać całą sytuację w podziemiu. Ich działania mało go obchodziły, najważniejsze, że miał dostęp do informacji i rękę na pulsie. Dzięki temu miał nadzieję, że uda mu się przewidzieć ruchy Akatsuki oraz chciał…w końcu namierzyć Itachiego i dorwać go, zanim tamten to zrobi.
Gdy dawno temu okazało się, że pomimo trudnego położenia, ani on, ani jego przyjaciel nie zamierzają porzucać swoich drugich połówek, obaj podjęli pewne środki ostrożności. Wiedzieli, że będą spokojniejsi, jeśli będą mieć swoje dziewczyny na oku. Wobec tego Sasuke i Naruto wynieśli się z akademika. Blondyn wylądował u Hinaty, a Uchiha zainstalował się w swoim dawnym, rodzinnym domu (w końcu Itachi już go nie potrzebował i wręcz mu go zostawił). Oczywiście zabrał ze sobą Sakurę, oficjalnie dla jej bezpieczeństwa.
Naruto i Sasuke postanowili wówczas poczekać na ruch przeciwnika.  I do dzisiejszego dnia ciągle czekają…

***

- Jeszcze jedną kolejkę!
- Nie za dużo pijesz, Kiba?
- Oj Neji, ty się nie odzywaj. Sztywniak jesteś!
- Nie jestem sztywniak… - Hyuga zacisnął szczęki, aby nie wybuchnąć – Ale od jutra wracamy na uczelnię i nie było by dobrze, gdybyś przyszedł na zajęcia na kacu.
- Weź, nie przypominaj mi! Ja tu przyszedłem o tym zapomnieć!
Jako, że cała grupa składała się z 16 osób, zarezerwowali sobie wcześniej loże w klubie i teraz wszyscy byli na miejscu.
- Wyobrażacie sobie? – zagadał Lee – Jeszcze tylko jeden rok i koniec. Jak to się mówi ruszamy w świat.
- Może i wy tak – rzekła Ino – Ale my z Sakurą nie. Zaczną się te wszystkie staże, latanie po oddziałach…Ach, jak dobrze pójdzie to zostaniemy lekarkami po trzydziestce.
- Że się wam chce… - skomentował Shikamaru.
- Ale jedno jest dobre – odezwał się Naruto – Przynajmniej jak się skończą studia, Gaara zacznie sypiać i znikną mu te wory pod oczami – Uzumaki odwrócił lekko głowę i zerknął na parkiet taneczny. Coś przykuło jego wzrok. Jego twarz w sekundę zmieniła się z roześmianej na poważną. Spojrzał na Sasuke, siedzącego naprzeciwko i dał mu dyskretnie znać, co się święci. Uchiha od razu zrozumiał przekaz.
Tymczasem Shino próbował coś cicho przekazać Saiowi, Naruto, Sasuke i Shikamaru, ale przez lecącą muzykę było to niemal nie wykonalne. Musiał spróbować mówić głośniej.
- Możecie tak nie obejmować swoich dziewczyn? – widząc zdziwione spojrzenia kolegów, dodał – Wiecie…Kiba się jeszcze nie pozbierał po zerwaniu z Na…
- Nagisa!!! – wydarł się Inuzuka, waląc głową w stół.
- Chyba cię usłyszał – zwrócił się Kakarou do Shino – No i teraz mamy beksę na głowie.
- Muszę iść do łazienki – powiedział Naruto, wstając z miejsca.
- Ja też – Sasuke dołączył do przyjaciela.
- Razem? – zapytał Gaara. Od razu zauważył zmianę w ich postawie. Ani Uchiha, ani Uzumaki nie odpowiedzieli, jedynie odeszli i zniknęli w tłumie.
- Oho – odezwała się Tenten – Mister Hyde wrócił.
Mister Hyde i doktor Jekyll …Tak zawsze były komentowane dziwne zmiany nastroju Naruto i Sasuke, jakie coraz częściej u nich występowały.
Każdy z ich przyjaciół wyczuł, że coś jest z nimi nie tak, że się zmienili w pewnym stopniu. A wszystko zaczęło się od tajemniczego zniknięcia Naruto ponad dwa lata temu. Na szczęście szybko się odnalazł. Próbował się wytłumaczyć, że został napadnięty…ale kilka rzeczy w jego wersji się nie zgadzało.
Później wszyscy przyjaciele na chwile o tym zapomnieli i dali się zwieść, gdy usłyszeli radosną nowinę. A mianowicie wiadomość, że Naruto i Hinata się zaręczyli.
Oczywiście reakcje były różne. Jedni przyjęli to ze spokojem i uśmiechem, spodziewając się tego, innym szczęki opadły na podłogę, a paru niedyskretnych zapytało, czy Hinata jest w ciąży (Neji miał wówczas niesamowitą żądzę mordu w oczach). Dziewczyny natomiast po usłyszeniu tego, spojrzały wściekle na swoich chłopaków (biedacy przez jakiś czas mieli przechlapane), a ich wzrok mówił „A ty, kiedy się za to weźmiesz?!”
Wszyscy zapomnieli o tym zaginięciu, ale niedługo później ta kwestia zaczęła do nich wracać. Każdy z nich zauważył, że od tamtej pory Naruto potrafił w jednej chwili z wesołości przejść to całkowitej powagi i nie wiadomo było, co to wywołuje. W ogóle blondyn się zmienił. Stał się dojrzalszy, spokojniejszy i chyba…bardziej zdystansowany. Podobnie Sasuke.
Nikt nie miał pojęcia, co te zmiany wywołało. Jedynie najbardziej spostrzegawczy, Gaara, Neji i Sai zauważyli, że u Naruto pojawiła się dziwna blizna na ramieniu, ale i tak niewiele im ona powiedziała. Nie powiązali jej z bronią, no bo skąd mogło im to przyjść do głowy.
Nie mieli pojęcia, że kilka osób z ich grona jest doskonale o wszystkim poinformowana i znają całą prawdę. Na przykład Nara Shikamaru, który przeprowadził wśród nich mała intrygę i nikt nie zdawał sobie z tego sprawy.
Mianowicie, gdy Naruto, Sasuke i Sakura wynieśli się z akademika, pojawiły się kolejne wolne pokoje. Shikamaru nie zwlekając, przeprowadził kilka rozmów(z góry zaplanował ich przebieg) i namówił wszystkich przyjaciół, aby wynajęli tam pokój. Nawet sam się tam wprowadził.
Czemu to wszystko zrobił?
Każdy wie, że gdy mafia chce się do kogoś dorwać, a nie ma możliwości, próbuje dostać się do swojej ofiary poprzez bliskie jej osoby. Tak, więc im też trzeba zapewnić odpowiednią ochronę. Tak, więc Naruto przeprowadził się do Hinaty i się nią opiekował. Sasuke pilnował Sakury, mieszkając z nią w swoim domu. A Shikamaru czuwał nad pozostałą jedenastką przyjaciół w akademiku. To, że miał ich wszystkich na miejscu było mu bardzo dogodne.
W ten sposób nikt nie został bez ochrony.
Ale wracając do teraźniejszości…Naruto i Sasuke opuścili loże, ale nie udali się w stronę toalet. Przemierzyli cały parkiet i przeszli na zaplecze. Wyszli tylnym wyjściem na zewnątrz. Nie minęła minuta, a ktoś do nich dołączył.

***

Szybki ruch…pierwszy cios…drugi…trzeci…i przeciwnik leży na ziemi.
- Ha! Załatwiłem swojego szybciej niż ty – zawołał z triumfem Naruto.
- I co z tego? – Sasuke zamachnął się i po chwili jego przeciwnik również leżał na łopatkach – Ja tam się nie bawię w rywalizację.
- Akurat. Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę.
Chłopcy pochylili się nad dwójką swoich przeciwników, którzy leżeli na ziemi, ledwo przytomni. Uchiha ukucnął, aby ich przeszukać.
- I co? Przyszli po ciebie, czy po mnie? – zapytał Uzumaki po krótkiej chwili.
- Z tego, co widzę to po nas obu – odpowiedział Sasuke, przyglądając się karteczce, wyciągniętej z kieszeni jednego z pobitych.
- Po nas obu?! – Naruto prychnął, rozbawiony – Chyba ich powaliło, aby przychodzić po nas obu, będąc uzbrojonym tylko w nóż – mówiąc to podrzucił w dłoni składany nożyk, który wcześniej wyjął z rąk napastnika.
- A co się dziwisz? To zwykłe płotki, zresztą jak zawsze – chłopak wstał i przeciągnął się – Przynajmniej się rozruszałem. Zostawmy tutaj te ścierwa. Niech se leżą.
Chłopacy weszli z powrotem do klubu, ale nie weszli głębiej, tylko oparli się o ścianę i stali przez chwile w ciszy.
Takie ataki na nich powtarzały się, co jakiś czas od śmierci Orochimaru. Całe przestępcze środowisko wiedziało, że jedna z największych organizacji w kraju – Akatsuki – wydało na tą dwójkę wyrok śmierci. Większość ze strachu przed nią lub przed samym Uchihą Itachim zrezygnowała z samodzielnych działań. Ale zdarzali się tacy, co myśleli, że są lepsi od Akatsuki i próbowało „zapolować” na Naruto lub Sasuke. Oczywiście tak naprawdę nie znaczyli nic, tak jak tamta, pokonana dwójka i kończyli z połamanymi szczękami.
Natomiast samo Akatsuki nie dawało znaków życia.
- Myślisz o tym samym, co ja? – odezwał się Sasuke, odwracając głowę w stronę przyjaciela.
- Sądzę, że tak. Te ataki…
- …są coraz częstsze – dokończył za niego Uchiha.
Zwykle takie napaści na nich zdarzały się raz na dwa miesiące. Ale ta dzisiejsza napaść był już czwartą w ciągu trzech ostatnich tygodni. To się dotychczas nigdy nie wydarzyło.
- Płotki są aktywniejsze. Domyślasz się, czemu, no nie?
- Nie mam pojęcia – przyznał blondyn – Ale ty masz jakąś teorię, jak widzę.
- A mam, lecz nie jest dla nas zbyt optymistyczna – Sasuke podrapał się po podbródku i kontynuował – Fakty są takie, że jacyś żałośni popaprańcy, z niższych szczebli, próbują nas dostać, aby wybić się w górę. Mają nadzieję, że dzięki nam zyskają wreszcie jakiś szacunek w środowisku. Ale ich próby są coraz częstsze, co oznacza, że… - krótka pauza - …coś na nich naciska. Mają coraz mniej czasu, dlatego działają w pośpiechu, w ogóle nie myśląc, jak tamci.
- Nie mają już czasu – Naruto powtórzył to zdanie jeszcze raz i przeszedł go zimny dreszcz – Faktycznie, to nam źle wróży. To oznacza, że…
Żaden z nich nie dokończył tego zdania. Nie było takiej potrzeby.
Jeśli płotki w jeziorze są niespokojne, to znak, że większe rybki planują polowanie.
- Ta twoja trójeczka dowiedziała się czegoś? – zapytał Naruto, po krótkiej przerwie. Zza uchylonych drzwi słyszeli jak pokonani przez nich goście, podnoszą się z ziemi z jękami bólu, ale nie przejęli się tym zbytnio.
- Niestety…nie sięgają tak daleko. Wciąż wiemy o Akatsuki tylko, co Kakashi – Sasuke oderwał się od ściany i westchnął z irytacją – Czyli gówno.
Blondyn jednak poczuł małą ulgę na tą wiadomość. Bał się nawet pomyśleć, co by się stało, gdyby Sasuke dowiedział się, gdzie jest jego brat.
Chłopcy skierowali się w powrotem na salę.
- Chcesz? – spytał Uzumaki, wskazując na nóż.
- Nie, mam już takich ze trzy.
- Super, a ja cztery. I co, mam to składować?!
Wrócili do loży, gdzie Kiba wciąż płakał po utraconej Nagisie, a Neji robił wszystko, aby Lee nie dostał szklanki w swoje ręce.
- Coś przegapiliśmy? – Naruto usiadł obok Hinaty, która uśmiechnęła się na jego widok. Jej mina jednak szybko zrzedła.
Zobaczyła, bowiem, że na dłoni blondyna są brudne ślady po ziemi. Od razu się domyśliła, że chłopak nie był łazience, tylko na zewnątrz. Zacisnęła mocno powieki.
Blondyn widząc to, przeklął w myślach swoją głupotę i pochylił się w jej stronę.
- Nie martw się, to nic takiego. Przysięgam – szepnął jej do ucha i pocałował w policzek. Potem wziął ją za rękę, aby dodać jej otuchy. Zawsze starał się, by wiedziała jak najmniej, ale co mógł poradzić, że była taka spostrzegawcza.

***

- No i znowu harówa – powiedział Naruto z udawaną boleścią w głosie, gdy wszedł na teren kampusu.
- To już ostatni raz – Hinata próbowała go pocieszyć.
- Ta, a potem co? Jeszcze większa harówa, ale przynajmniej za kasę. Ach, życie jest niesprawiedliwe! – udał płaczliwi ton, co bardzo rozbawiło dziewczynę. W gruncie rzeczy, właśnie o to chodziło.
Uzumaki odprowadził dziewczynę pod budynek, gdzie miała pierwsze zajęcia.
- Już tęsknie – wyznał Naruto, obejmując Hinate  w pasie.
- Zobaczymy się za kilka godzin.
- To brzmi jak wieczność – wyjęczał i zaczął pochylać się w jej stronę.
Usłyszał czyjeś głośne, sugestywne chrząknięcie. Podniósł wzrok i ujrzał Nejiego, który niecierpliwie stukał w zegarek.
- Hoho! Strażnik jak zawsze na posterunku – widząc niezrozumienie w oczach Hinaty dodał – Wybacz, ale to chyba koniec widzenia. Zobaczymy się jak znowu dostanę przepustkę – zaśmiał się z tej więziennej metafory, pocałował dziewczynę przelotnie, w kącik ust i poszedł w swoja stronę.
Kuzynostwo weszło do sali wykładowej i zajęli swoje zwyczajowe miejsca. Nie zdziwili się, widząc zamiast wykładowcy, swojego dziekana.
- Jak wiecie… - zaczął mężczyzna – Kurenai-sensei zaszła w ciąże i przebywa obecnie na urlopie macierzyńskim. Wiem, że nie chcecie już dłużej czekać i od razu zacząć pierwsze zajęcia – po sali rozszedł się jęk sprzeciwu – Dlatego pozwólcie, że przedstawię wam osobę, która zgodziła się zastąpić panią Kurenai.
Do pomieszczenia wszedł mężczyzna i wzrok wszystkich powędrował na niego. Mało, kto nie zszokował się jego niecodziennym wyglądem.
- To wasz nowy wykładowca. Pan Otsutsuki Toneri.



***

(Od autorki) Powiem tylko, że dobrze jest wrócić. Już serio nie wiem co dodać. Dużo się nie rozgadałam :P taki milczek dziś ze mnie.